Polub nas na Facebooku

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Desery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Desery. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 października 2016

Cynamonowe drożdżówki ze śliwkami i czekoladą

Fart debiutanta zawsze mnie zastanawiał. Jak to możliwe, że robiąc coś po raz pierwszy w życiu najczęściej odnosimy sukces? Dopiero co wytłumaczono Wam zasady pokera, a już za pierwszym rozdaniem rozbijacie bank. Albo chcecie wystawić swoje rzeczy na garażowej wyprzedaży, jakiś stary wyjadacz daje Wam rady jak i gdzie ustawić stoisko, żeby sprzedać jak najwięcej, a Wy po prostu idziecie i pozbywacie się wszystkiego, z czym przyszliście. Myślę, że fart debiutanta został stworzony po to, żeby ludzie się nie zrażali i wierzyli w swoje siły. Bo gdyby nic nam w życiu nie wychodziło ot tak po prostu, wtedy zabrakłoby na świecie motywacji do działania. Warto próbować nowych rzeczy, bo nigdy nie wiadomo kiedy i w czym odnajdziemy swoje powołanie.
Dzisiejsze drożdżówki mogę nazwać moim fartem debiutanta. Po raz pierwszy w życiu piekłam drożdżówki i od razu się udały. Aż chce mi się śpiewać! Domowe drożdżówki są nieporównywalnie lepsze od sklepowych. Ich jedyny minus jest taki, że przez wzgląd na brak spulchniaczy, polepszaczy i konserwantów dość szybko schną. Ale nie obawiałabym się tego za bardzo, bo są przepyszne i wątpię, żeby zdążyły uschnąć. Zresztą czerstwe ciasto drożdżowe jest równie smaczne, jak świeże. Skorzystałam z przepisu z bloga "Moje Wypieki" (KLIK). Polecam bardzo gorąco!!!

Pamiętacie o konkursie? Do zdobycia świetne książki w sam raz na jesień :) Link do konkursu: KLIK

Jak to zrobić (10 bułeczek):
  • 2 i 1/4 szklanki mąki (ja użyłam 2,5 ponieważ ciasto było bardzo rzadkie)
  • 3/4 szklanki letniego mleka
  • 3 łyżki cukru
  • 1 jajko
  • 1 żółtko
  • szczypta soli
  • 60 g masła roztopionego i przestudzonego
  • 14 g świeżych drożdży lub 7 g suchych
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 15 śliwek umytych, wypestkowanych i podzielonych na połówki
  • 50 g gorzkiej czekolady (posiekanej)
kruszonka:
  • 3 łyżki cukru (użyłam cukru kokosowego)
  • 1/2 szklanki mąki
  • 40 g masła
  • 1 łyżeczka wiórków kokosowych (opcjonalnie)
Drożdże rozpuścić w mleku z dodatkiem 1 łyżeczki cukru. Składniki na ciasto połączyć w misce i wyrobić gładkie ciasto. U mnie ciasto było dość rzadkie i lepiło się do rąk - nie przejmujcie się tym. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na 1,5-2 godziny - do podwojenia objętości. Po wyrośnięciu przełożyć ciasto na blat oprószony mąką (nadal będzie rzadkie). Krótko wyrobić, w razie potrzeby dodać więcej mąki. Podzielić na 10 kawałków i uformować bułeczki. Układać je na blasze w sporych odległościach (u mnie wyszły 2 blachy po 5 bułeczek). Lekko rozpłaszczyć i przykryć ściereczką. Ponownie zostawić do wyrośnięcia (ok. 30 minut). Następnie pośrodku każdej bułeczki zrobić dołek, w którym umieszczamy trochę czekolady i 3 połówki śliwek. Brzegi bułeczek posmarować białkiem (pozostało z robienia ciasta) i posypać całość kruszonką (składniki na kruszonkę zagnieść w misce aż powstaną spore "okruchy"). Wstawić do piekarnika nagrzanego do 190 stopni (grzanie góra-dół) na około 20 minut.




SMACZNEGO!

piątek, 23 września 2016

Energetyczne kuleczki kakaowo-orzechowe bez pieczenia

Będąc na Sri Lance miałam okazję zwiedzić fabrykę herbaty w Kandy, w której od wielu lat niezmienionymi metodami wytwarza się doskonały wysokogatunkowy produkt doceniany na całym świecie. Herbata z Cejlonu trafia na różne stoły, w tym te najbardziej ekskluzywne i elitarne. Trzeba przyznać, że jej smak diametralnie różni się od znanego mi do tej pory. Nigdy nie przepadałam za czarną herbatą, ale filiżanki cudownie aromatycznego czarnego naparu podanego do lankijskiego śniadania nie zamieniłabym na nic. Niektóre z odmian potrafią kosztować krocie, ale chętnych nie brakuje. Co ciekawe doceniają ją również mieszkańcy Europy. Gdyby tylko wiedzieli...
Nie da się ukryć, że my Europejczycy staliśmy się niezwykle, wręcz przesadnie porządni. Europejskie standardy produkcji żywności są bardzo restrykcyjne, co z jednej strony pilnuje potentatów w tym sektorze, ale z drugiej wiąże ręce małym rodzinnym firmom. Nie ma mowy o uzyskaniu pozwolenia na działalność jeśli zakład nie będzie szczelny, a pracownicy zdezynfekowani od stóp do głów i ubrani w kosmiczne kombinezony uniemożliwiające zanieczyszczenie produktu choćby pyłkiem. Boimy się włosów, kurzu, owadów i innych zanieczyszczeń, które podniesiono do rangi śmiertelnego zagrożenia. Fakt, odkrycie włosa lub wyplutej przez kogoś gumy do żucia w jogurcie jest obrzydliwe, ale z drugiej strony zamiast nakładać kolejne zakazy może warto skupić się na tym, dlaczego któryś z pracowników postanowił tę gumę wypluć.... w lankijskiej fabryce herbaty nie ma żadnych zasad, a mimo to eksport towaru ma się doskonale. Okna na halach produkcyjnych są otwarte, pracownicy nie noszą nawet czepków na głowach, przerzucają liście herbaty gołymi rękami, a świat pije cejlońską herbatę hektolitrami i, o dziwo, nikt nie ucierpiał. Zastanawiające prawda?
Na szczęście domowa produkcja żywności na własny użytek (czyli po prostu gotowanie) nie zostało jak dotąd objęte żadnym unijnym rozporządzeniem i oby tak pozostało jak najdłużej. Celebrując wolność we własnej kuchni możecie przygotować sobie gołymi (i nawet nieumytymi - a co!) rękami przepyszne czekoladowe kuleczki. Są świetne! Idealna przekąska na wypadek ataku "słodkiego ząbka", która jest dobra dla ciała i ducha. Zawiera dobre tłuszcze, białko, minerały i mnóstwo błonnika. Kuleczki można przechowywać do 10 dni w lodówce w zamkniętym pojemniku i sięgać po nie zawsze, gdy najdzie Was ochota.
Przepis stworzyła Deliciously Ella, ale ja go nieco zmodyfikowałam na swój smak. Po oryginał zapraszam na YouTube. Link tutaj: KLIK.

Jak to zrobić (20 kuleczek):
  • 1 szklanka migdałów
  • 1/2 szklanki nerkowców
  • 1 szklanka daktyli bez pestek
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 3 łyżki syropu klonowego
  • 2 łyżki nasion sezamu
  • 2 łyżki nasion chia (lub siemienia lnianego)
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 1 łyżeczka cynamonu
Wszystkie składniki umieścić w malakserze i zmiksować do uzyskania jednolitej lepkiej masy. Odrywać kawałki masy i w dłoniach formować kulki. Wstawić do lodówki na godzinę i gotowe!




SMACZNEGO!

sobota, 17 września 2016

Gruszkowy budyń jaglany z orzechami w karmelu

Wakacje na rajskiej Sri Lance minęły jak sen i teraz powolutku wracamy do rzeczywistości. Smaki, zapachy i krajobrazy tej cudownej wyspy zrobiły na nas ogromne wrażenie i na pewno podzielimy się z Wami wspomnieniami w osobnym wpisie. Na szczęście Polska powitała nas piękną słoneczną pogodą, co wynagrodziło w pewnym stopniu brak możliwości ugaszenia pragnienia świeżą wodą z kokosa kupionego na ulicznym straganie.
Muszę jednak przyznać, że tęskniłam za naszą kuchnią i za polskimi produktami. Wszystko, co jedliśmy na Sri Lance było ostre (mniej, bardziej lub piekielnie) i intensywnie przyprawione, a nasze europejskie brzuchy z trudem dawały sobie z tym radę. Kilka najciekawszych przepisów spróbuję dla Was odtworzyć, ale najpierw musimy odpocząć. Od powrotu jemy lżej, więc dzisiejszy deser przygotowałam również w lekkostrawnej konwencji. Delikatny jaglany budyń jest idealny dla każdego zmęczonego lub przejedzonego brzucha.

Jak to zrobić (4 porcje):
  • 1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
  • 3 bardzo miękkie i bardzo słodkie gruszki
  • 1 łyżka miodu
  • 1/3 łyżeczki imbiru w proszku
  • maleńka szczypta gałki muszkatołowej
  • 8 orzechów włoskich (16 połówek "móżdżków")
  • 1 łyżeczka masła
  • 1 łyżka miodu
Kaszę dokładnie zmiksować z 1 łyżką miodu, imbirem, gałką i gruszkami na gładko. Przełożyć do miseczek i schłodzić. Na małej patelni roztopić masło z miodem. Dodać wyłuskane z łupin orzechy i wymieszać poruszając delikatnie patelnią aż całe orzechy będą pokryte masą. Zdjąć z ognia, gdy karmel będzie ciemnozłoty. Na budyń wyłożyć orzechy i polać pozostałym karmelem. Podawać od razu.




SMACZNEGO!

sobota, 27 sierpnia 2016

Chlebek bananowy z masłem orzechowym

Zacznę od dygresji. Znacie sklep TK Maxx? To takie miejsce pełne ciuchów, butów i dodatków w ilości, która może przyprawić o zawrót głowy. Nie lubię tam kupować ubrań i przeważnie nigdy nie udaje mi się nic dla siebie znaleźć. Jednak odkąd odkryłam dział z wyposażeniem doku i (o zgrozo!) z akcesoriami do kuchni, nigdy nie wychodzę z niego z pustymi rękami.
Koniec dygresji, przechodzę do meritum. Właśnie w TK Maxx kupiłam ostatnio notatnik motywujący do działania i realizowania wszystkich niewypowiedzianych na głos planów. Nie jest ładny, ale myśl wypisana na okładce przekonała mnie do zakupu. "Think less do more" - nawet nie wiecie jak bardzo bliskie mojemu życiu jest tych kilka słów. Ale chcę przekuwać plany w działanie i zakup tego notesu, dla Was błahy, dla mnie był ważnym krokiem. Na pierwszej stronie wpisałam tytuły książek, które kiedyś chciałam przeczytać i na chceniu zakończyłam. Zaczęłam od "Diuny" i bardzo żałuję, że tak długo czekałam z lekturą. Kolejne strony są wypełnione przepisami, które mnie zachwyciły i chciałam je zrealizować, lecz nie wprowadziłam tego w życie. Mój notatnik motywujący mam stale pod ręką i konsekwentnie realizuję jego zapisy. To dzięki niemu poznaliście przepis na pierogi z kurkami, jabłkowo-chrzanowy chutney, leczo, podpłomyk z kurkami i serem camembert, jagodzianki z serem...tak, to wszystko efekt jednego z pozoru nic nie znaczącego zakupu. A będzie więcej!
Dziś chlebek bananowy z masłem orzechowym. Przepis (zmodyfikowany przeze mnie) pochodzi z facebookowej strony "Tasty" (KLIK), którą uwielbiam i nałogowo śledzę. Oczywiście ten wypiek również figuruje na liście w moim czarnym notesie, a w głowie trzymam go już od kilku tygodni. Teraz z przyjemnością odhaczę go zielonym długopisem i mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo naprawdę warto go wypróbować!

Jak to zrobić:
  • 260 g mąki pszennej
  • 110 g cukru
  • 3 bardzo dojrzałe banany
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • 60 g masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 6 łyżeczek masła orzechowego
W misce wymieszać mąkę, cynamon, cukier, sól i proszek do pieczenia. W osobnej misce rozgnieść widelcem banany i dodać jajka oraz roztopione i przestudzone masło. Wszystkie składniki dokładnie wymieszać trzepaczką. Połączyć składniki suche i mokre za pomocą miksera lub łyżki (nie można zbyt długo miksować). Keksówkę wyłożyć papierem do pieczenia i wylać do niej ciasto. Na wierzchu ułożyć 3 łyżeczki masła orzechowego, trzonkiem łyżeczki wymieszać je z ciastem i na koniec na wierzchu wyłożyć pozostałe 3 łyżeczki masła. Piec ciasto w 175 stopniach przez 40-60 minut lub do suchego patyczka.




SMACZNEGO!

czwartek, 25 sierpnia 2016

Eton mess

- Jaki jest twój ulubiony film?
- Eeee....
- A twoja ulubiona potrawa?
- ..yyyy.....
- A kolor?
- hmm..zielony?..nie czekaj..może fioletowy...


I tak dalej i tak dalej. Wybór tej jedynej, najulubieńszej rzeczy z danej kategorii jest dla mnie bardzo trudny, wręcz niemożliwy. No bo jak na przykład mogłabym wybrać swój ulubiony film? Jest ich mnóstwo, a każdy z nich lubię inaczej i najbardziej. "Amy Foster", "Julie i Julia", "Wróg publiczny", disneyowski "Herkules", "Mój własny wróg" i tak dalej i tak dalej. Albo ulubiony owoc. W zasadzie co miesiąc mam inny. W czerwcu truskawki, w lipcu czereśnie, w sierpniu borówka amerykańska...a jeszcze są poziomki, wiśnie, śliwki, maliny i masa innych, które uwielbiam i nie wyobrażam sobie bez nich świata. Dawniej zazdrościłam osobom, które potrafiły ustalić hierarchię w różnych dziedzinach i przez to stawały się charakterystyczne. Bo zawsze piją sok jabłkowy, bo zawsze mają czerwone paznokcie, bo kochają stroje w kwiatki, bo czytają jednego ukochanego autora itd. Ale teraz doceniam ten swój brak zdecydowania i otwartość, dzięki czemu równie dobrze bawię się na koncercie Hansa Zimmera, Scootera i Rammsteina.
Jest jednak kilka spraw, w których mój gust się nie zmienia. Moją ulubioną piosenką jest "Always" Bon Joviego, książką "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery, a postawiona przed wyborem jeżyny czy maliny zawsze wybiorę jeżyny. Darek z kolei woli maliny, więc dzisiejszy deser jest kompromisem godzącym dwa zwaśnione obozy. Są maliny, są jeżyny, a do tego bezy, bita śmietana, mięta i limonka. Lepiej być nie może :)

Jak to zrobić (3 porcje):
  • 1 szklanka schłodzonej śmietanki 36%
  • garść małych bez
  • 2 łyżeczki cukru
  • 100 g malin
  • 1 łyżka soku z limonki
  • odrobina startej skórki z limonki
  • 5 listków świeżej mięty
  • 150 g jeżyn
W małej miseczce wymieszać maliny z 1 łyżeczką cukru oraz sokiem i skórką z limonki. Maliny lekko rozgnieść, żeby puściły sok. Śmietanę ubić na sztywno z drugą łyżeczką cukru. Do śmietany pokruszyć bezy i delikatnie wymieszać. Połączyć maliny ze śmietaną i wymieszać niezbyt dokładnie (ma być bałagan, stąd nazwa deseru - ang. "mess"). W szklankach układać na przemian: masę śmietanową i jeżyny. Wierzch ozdobić jeżynami, malinami, listkiem mięty i bezą - jeśli jakieś zostaną.



Jeżyny i maliny w objęciach

SMACZNEGO!

sobota, 13 sierpnia 2016

Jagodzianki z serem

Jak często łapiecie się na tym, że przewijacie stronę internetową lub facebooka bezmyślnie wlepiając wzrok w monitor? Uśmiechniecie się na widok zabawnego zdjęcia lub polubicie wiadomość, ze Wasi znajomi własnie wzięli ślub i kontynuujecie jazdę w dół. Albo czytacie jakiś artykuł w gazecie lub internecie, ale po kilku zdaniach kończycie i skupiacie się na zdjęciach. Zdarza się Wam? Pamiętam jak w liceum moja nauczycielka fizyki mawiała "Patrząc na wasze twarze wydaje mi się, że mogłabym wam napisać na tablicy przepis na ciasto i byście go przepisali do zeszytów". Miało to oznaczać, że niekoniecznie myślimy nad tym, co ona do nas mówi i co nam zapisuje na tablicy. Niedawno usłyszałam ciekawą statystykę: ponad połowa społeczności świata nie jest w stanie przeczytać tekstu, który ma więcej niż dwie strony. To przerażające. Już nie pierwszy raz spotykam się z opinią, że jesteśmy pokoleniem, które stale potrzebuje bodźców, żeby skupić na czymś swoją uwagę. Niestety obserwuję to także w swoim zachowaniu. Na przykład przeglądam blogi kulinarne skupiając się wyłącznie na zdjęciach. Tekstom blogerów nie poświęcam najmniejszej uwagi. Albo wykorzystuję każdą wolną chwilę, żeby sprawdzić na smartfonie co się dzieje na facebooku. Życie nie znosi bezczynności, przyglądanie się przechodniom albo podziwianie widoku zza okna pociągu nie wchodzi w grę - musi coś skakać, migotać i wiercić się przed moimi oczami. W przeglądarce otwieram kilka stron naraz i wszystkie oglądam jednocześnie przeskakując od zakładki do zakładki. Dość. Prrrrr szalona. Właśnie zdałam sobie z tego sprawę i działam!
Otwieranie miliona kulinarnych blogów jednocześnie często wiąże się z robieniem postanowień bez pokrycia: to zrobię, to upiekę i to ugotuję - na bank! Ale zamykam stronę i klik! Już oddaję się innym bodźcom zapominając o tym, co przed chwilą widziałam. Tak było z dzisiejszymi jagodziankami. Postanowiłam je upiec już z zeszłym roku i szansa przepadła. Wróciłam więc do tego przepisu w tym roku i już nie odpuściłam - zrobiłam. I jestem sobie za to wdzięczna, bo są doskonałe. Mięciutkie, pachnące z przepysznym nadzieniem. Gorąco polecam! Przepis pochodzi ze strony Moje Wypieki (KLIK), ale zmniejszyłam ilość składników o połowę.

Jak to zrobić (8 bułeczek):

  • 280 g mąki pszennej
  • 10 g świeżych drożdży
  • 50 g cukru
  • 1 jajko
  • 30 g masła - rozpuszczonego
  • 150 ml letniego mleka
  • szczypta soli
  • 150-200 g jagód
  • 200 g sera białego
  • 1 żółtko
  • 30 g miękkiego masła
  • 2,5 łyżki cukru
  • 1 łyżka skrobi ziemniaczanej
W kubeczku rozpuścić drożdże w odrobinie ciepłej wody z dodatkiem łyżeczki cukru. Odstawić na chwilę do momentu aż drożdże zaczną lekko się pienić (ok. 10 minut). W misce połączyć mąkę z masłem, mlekiem, jajkiem, drożdżami i solą i wyrobić gładkie ciasto. W razie gdyby ciasto było zbyt rzadkie można podsypać więcej mąki, ale maksymalnie 50 g. Uformować kulę z ciasta, włożyć do miski oprószonej mąką, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 1,5-2 godziny (musi podwoić objętość).
Ser, masło, cukier, żółtko i skrobię zmiksować na gładką masę. Wyrośnięte ciasto przełożyć na stolnicę, krótko wyrobić i rozwałkować na prostokąt (grubość ciasta ok. 1 cm). Wzdłuż jednego z dłuższych boków rozsmarować serek. Pozostawić większą odległość od drugiego boku, żeby po zwinięciu bułeczki dobrze się zlepiły. Ser posypać jagodami. Z ciasta zwinąć rulon (zaczynając od dłuższego boku) i dobrze skleić na końcu. Powstały wałeczek pokroić ostrym nożem na 8 kawałków. Przełożyć je do formy wyłożonej papierem do pieczenia (nie układać ciasno) i pozostawić do ponownego wyrośnięcia na ok. 40 minut. Wstawić blachę do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na 25-30 minut (jeśli bułeczki w trakcie pieczenia zaczną się mocno rumienić to można przykryć je folią aluminiową). Ze szklanki cukru pudru i soku z połowy limonki zrobić lukier. Polukrować przestudzone bułeczki.




SMACZNEGO!

wtorek, 12 lipca 2016

Crumble z czereśniami

Kolejny pomysł na wykorzystanie czereśni. Clafoutis było z Francji (przepis tutaj: KLIK) to teraz sięgamy do zasobów kuchni najlepszych przyjaciół Francuzów - Anglików. Pod nazwą "crumble" kryją się owoce pod kruszonką. Nic wyszukanego ani skomplikowanego. To ekspresowy wypiek, który można zrobić w parę chwil mając trochę owoców, masło, mąkę i cukier. O wiele lepiej piec go w mniejszych foremkach. Dużo korzystniej się wówczas prezentuje i łatwiej go zjeść.
Crumble najlepiej smakuje na ciepło, podane z waniliowymi lodami. Szczególnie polecam polać lody kilkoma kroplami oleju z pestek dyni. Tak, nie pomyliłam się. Oleju z pestek dyni. Zaufajcie mi, ten patent wynaleziony gdzieś przez Darka skradł moje podniebienie!

Jak to zrobić (forma 20x20 cm):
  • 500 g czereśni (wydrylowanych)
  • 180 g mąki pszennej
  • 110 g cukru (+ 2 łyżki do posypania owoców)
  • 100 g masła
  • opcjonalnie: garść wiórków kokosowych/skórka otarta z cytryny/cynamon
Owoce ułożyć na dnie formy do pieczenia. W misce wymieszać mąkę z cukrem i wiórkami. Dodać zimne masło i wyrabiać palcami aż cała mąka połączy się z masłem i powstaną maślane grudki. Kruszonkę wysypać na owoce i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 20-25 minut (do zrumienienia kruszonki).




SMACZNEGO!

poniedziałek, 4 lipca 2016

Clafoutis z czereśniami

Ten deser pochodzi z kuchni francuskiej. Robiąc go nie miałam bladego pojęcia co z tego wyjdzie i jaki będzie miało smak. Na filmach i zdjęciach w internecie wygląda trochę jak gęsty budyń, ale jednocześnie dający się bez trudu pokroić. Najważniejszym argumentem przekonującym mnie do jego zrobienia były jednak czereśnie, które razem z wiśniami zajmują pierwsze miejsce na liście moich ulubionych owoców. Szukając przepisu przeglądałam głównie strony francuskie i komentarze pod tym ciastem były pełne "achów" i "ochów", co w przypadku Francuzów wcale o niczym nie świadczy, bo oni uwielbiają wszystko, co francuskie. Ostatecznie postawiłam na prostotę i zdecydowałam się na przepis ze strony niefrancuskiej: KLIK. A co z tego wyszło? Chcąc określić moje odczucia w słowach jednoznacznie zachęcających powiedziałabym: deser o konsystencji zwartego budyniowego kremu i delikatnym waniliowym smaku. Postanowiłam jednak użyć słów, które przyszły mi do głowy, jako pierwsze: smakuje jak gruby naleśnik o konsystencji budyniowo-zakalcowej. I ten opis zachęci do clafoutis ludzi takich, jak ja. Którzy lubią zakalec w cieście, naleśniki i gęste, zwarte i słodkie desery. Moje sumienie jest czyste i jeśli komukolwiek deser nie przypadnie do gustu ("wyszła mi słodka klucha, co Ty w ogóle za przepisy podajesz???") to proszę pamiętać, że uprzedzałam.
PS. Ale pieczone czereśnie są pyszne i to polecam KAŻDEMU!!!

Jak to zrobić (ceramiczna forma do pieczenia o wymiarach 20x20 cm):
  • 600 g czereśni (bez pestek)
  • 100 g mąki
  • 100 g cukru
  • 30 g roztopionego masła + trochę masła do natłuszczenia formy
  • 4 jajka
  • 240 ml mleka
  • szczypta soli
  • po 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii i ekstraktu z migdałów (ten pominęłam)
Jajka zmiksować z cukrem. Dodać mąkę, sól i zmiksować na gładko (nie może być grudek). Wlać mleko, ekstrakt waniliowy i migdałowy oraz masło i dokładnie wymieszać. Formę do pieczenia wysmarować masłem i wsypać 2 łyżeczki cukru. Pokryć cukrem dno i ścianki formy. Wsypać do niej czereśnie i wlać ciasto. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 40-45 minut. Ciasto w trakcie pieczenia bardzo mocno wyrasta, ale w trakcie studzenia równie spektakularnie opada. Wystudzone ciasto można posypać cukrem pudrem.



SMACZNEGO!

piątek, 27 maja 2016

Manna z sosem z rabarbaru

Poziomka z parapetowego ogródka
Mannę zna każdy. Jedni kochają, innym na jej widok i wspomnienie smaku robi się słabo. Jedni lubią gładką, inni z grudkami. Jedni wolą na mleku, inni na wodzie. Ja zaliczam się do elitarnego grona osób, którym w oku zapalały się radosne iskierki, gdy na stole podczas kolonijnego śniadania lądowała waza z zupą mleczną. Zawsze brałam dokładkę. ZAWSZE. Moje dzieciństwo to owsianki, kasze i makaron lub ryż na mleku, które Tata gotował rano i podawał z domowymi konfiturami z wiśni.  Z wiekiem gust w tej kwestii wcale mi się nie zmienił, a w dodatku miałam to szczęście, że facet, którego wybrałam na męża miłość tę podziela. Co więcej trafiła mi się taka perełka, która uwielbia kaszę z grudkami na tyle, że odkryła trik jak ją ugotować, żeby za każdym razem ilość grudek była satysfakcjonująca! Czyż to nie wspaniały zbieg okoliczności?
Nie wiem jakie jest Wasze zdanie, ale jeśli nie lubicie manny to skorzystajcie chociaż z przepisu na sos z rabarbaru. Można go dodać do budyniu lub lodów.

Przypominamy Wam o konkursie! Nadal możecie zdobyć bardzo fajne książki, zapraszamy :)

link do konkursu: KLIK


Jak to zrobić:
  • 3/4 szklanki mleka
  • 1/4 szklanki śmietanki 30%
  • 1 łyżka cukru
  • 4 łyżki kaszy manny
sos z rabarbaru:
  • 2 łodygi rabarbaru
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki cukru
  • ziarenka z 1 laski wanilii lub kilka kropel esencji waniliowej
Najpierw robimy sos. Rabarbar obrać i pokroić w plastry. W garnuszku rozpuścić masło z cukrem i wsypać rabarbar. Zamieszać, zmniejszyć ogień. Dodać wanilię i gotować przez ok. 15 minut mieszając od czasu do czasu. W osobnym garnku zagotować mleko i śmietankę. Dodać cukier. Wsypać kaszę, zamieszać i gotować aż zgęstnieje.


SMACZNEGO!

niedziela, 15 maja 2016

Ciasto drożdżowe z rabarbarem i kruszonką

Czasami słowa są zbędne. W książce, z której pochodzi dzisiejszy przepis ("PRL od kuchni - smaczne i proste dania" wyd. Olesiejuk) każda receptura jest opatrzona króciutkim komentarzem opisującym danie. Mój wybór padł na "Placek drożdżowy z owocami" opisany tak: "Zapach tego ciasta jest zniewalający". Nie dodam nic więcej...

Jak to zrobić (blacha kwadratowa 20x20 cm):
  • 2,5 szklanki mąki pszennej
  • 2 jajka
  • 0,5 szklanki mleka
  • 0,5 szklanki cukru
  • 0,5 szklanki oleju
  • 50 g świeżych drożdży
  • 700-800 g sezonowych owoców (wybrałam rabarbar)
  • szczypta soli
kruszonka:
  • 1,75 szklanki mąki pszennej
  • 0,75 szklanki cukru
  • 200 g masła
  • 1 opakowanie cukru wanilinowego
lukier:
  • 6 łyżek cukru pudru (u mnie 4 łyżki)
  • 4 łyżki soku z cytryny (u mnie 1 łyżka wody)
Mąkę przesiać. Do dużej miski wsypać 1 szklankę mąki drożdże, cukier, letnie mleko, sól, roztrzepane jajka, olej i sól. Wyrobić jednolite ciasto (UWAGA: ciasto się bardzo klei do rąk i jest dość rzadkie! Tak ma być). Przykryć ściereczką i odstawić na 3-4 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Po wyrośnięciu ciasto krótko wyrobić (UWAGA: nadal jest klejące, ale mniej) i przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia lub nasmarowanej tłuszczem. Owoce umyć, obrać i ułożyć na cieście. Przygotować kruszonkę: wszystkie składniki ucierać palcami, aż do uzyskania grudek. Ciasto w formie posypać równomiernie kruszonką. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ok. 30 minut. Wyjąć i całkowicie ostudzić.
Składniki na lukier wymieszać w miseczce i polać ostudzone ciasto.




SMACZNEGO!

piątek, 6 maja 2016

Drożdżowe racuchy z rabarbarem

Zastanawialiście się kiedyś czym jest rabarbar? Owoc? Warzywo? Chwast? W smaku kwaśny jak szczaw, kolorem przypomina truskawkę (taką, która u góry jest lekko niedojrzała), a kształtem przywodzi na myśl jakieś bliżej nieokreślone zielsko porastające przydrożne rowy. Jestem zdumiona, że kiedyś komuś wpadło do głowy, żeby spróbować to zjeść. Ale kiedy to się już stało, rabarbar szybko znalazł mnóstwo zastosowań zarówno w słodkich, jak i w wytrawnych daniach. Kompot z rabarbaru zna każdy, a ciasto drożdżowe z rabarbarem i kruszonką przenosi w magiczny sposób do babcinej kuchni. Niedługo pokażę Wam, że rabarbar jest doskonałym składnikiem sosu do mięs i serów, ale wcześniej wrzucam prosty przepis na racuchy drożdżowe z dodatkiem rabarbaru. Fajna wiosenna odmiana racuchów z jabłkami, które robię późnym latem i jesienią. Do tej pory do racuchów dodawałam proszek do pieczenia, ale od czasu sukcesu chlebków z patelni zaprzyjaźniłam się ze świeżymi drożdżami. Wcale nie są takie straszne! Spróbujcie.

Jak to zrobić (12 sztuk):
  • 1 duża łodyga rabarbaru
  • 1 szklanka mąki
  • 1 szklanka maślanki
  • 1 jajko
  • 6 g świeżych drożdży + łyżeczka mąki i łyżeczka cukru na zaczyn
W małym kubeczku wymieszać mąkę, cukier drożdże i 30 ml ciepłej wody. Odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce aż zaczną pracować (utworzy się wysoka piana). Rabarbar obrać i pokroić w cienkie plasterki. W dużej misce wymieszać maślankę, jajko i mąkę. Wlać zaczyn, wymieszać i odstawić na godzinę. Wymieszać wyrośnięte ciasto z rabarbarem i na bardzo gorącym tłuszczu smażyć nieduże racuchy. Odsączyć nadmiar tłuszczu na ręczniku papierowym. Posypać cukrem pudrem.



SMACZNEGO!


Przepis zgłaszam do akcji:

Wiosenne słodkości 2016

niedziela, 1 maja 2016

Ciasto pietruszkowe z orzechami

Ok, od razu się przyznaję, że miało być ciasto marchewkowe. Kusiło mnie od dawna ze stron magazynu "Goodfood" i upieczenie go było na jednym z pierwszych miejsc mojej listy "Do zrobienia". Nigdy nie piekłam ciasta marchewkowego, a oboje z Darkiem bardzo je lubimy. Przepis wydał mi się banalnie prosty. Taki, którego nawet takie beztalencie cukiernicze, jak ja nie może sknocić. Wszystkie produkty miałam w domu, a do tego trafiło się wolne popołudnie, więc wstałam z kanapy i powiedziałam sobie: "Teraz albo nigdy!". Otworzyłam gazetę na odpowiedniej stronie, wydobyłam składniki z lodówki i w momencie, gdy sięgałam już po marchewkę, z koszyka wypadła ona. Biedna, blada, samotna i zapomniana. Pietruszka. Jedna jedyna sztuka, którą kupiłam jakieś 2 tygodnie temu z zamiarem dodania jej do zupy. Cóż, zupa bez pietruszki już dawno została zjedzona, a sama pietruszka zapomniana. I tak mnie natchnęło, że skoro można ciasta piec z marchewek, to czemu by nie spróbować z pietruszki? To korzeń i to korzeń. To pomarańczowe, a tamto białe. Poza tym różnic większych brak. Zarówno marchewka jak i pietruszka mają słodki smak, więc na logikę uznałam, że w wypiekach sprawdzą się równie dobrze. Musiałam trochę zmodyfikować przepis, bo w mojej głowie pietruszka z przyprawą do piernika nie chciała współpracować za żadne skarby. Ułożyłam w głowie plan i upiekłam ciasto. Bardzo dobre ciasto. Fakt, że podczas pieczenia zapach pietruszki unosił się w mieszkaniu przywołując raczej skojarzenia z rosołem niż z ciastem, ale po wyjęciu z piekarnika dowodzenie przejęły dodane przyprawy. Smak ciasta jest bardzo wyrazisty - czuć w nim gałkę muszkatołową, imbir i jeszcze "coś". Taki warzywno-słodki smak. Naprawdę wyjątkowy. Natomiast polewa jest (powiem nieskromnie) mistrzostwem świata! Słodycz białej czekolady, której nie znoszę, przełamana kwaskowatym serem to od dziś mój numer jeden. Już nigdy nie zrobię innej. Teraz kolej na Was. Znajdźcie w sobie odwagę i przekonajcie się sami, że pietruszkowe ciasto nie gryzie.

Jak to zrobić:
  • 85 g mąki gryczanej
  • 85 g mąki pszennej
  • 140 g korzenia pietruszki startego na grubych oczkach tarki
  • 120 g drobnego cukru
  • 2 jajka
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 150 ml oleju roślinnego
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 50 g posiekanych orzechów włoskich (plus kilka połówek do dekoracji)
  • 1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 1/2 łyżeczki imbiru w proszku
polewa:
  • 135 g serka śmietankowego (użyłam "Milandia" Piątnicy)
  • 4 rządki białej czekolady
  • 1 czubata łyżka oleju kokosowego (lub masła)
Suche składniki i tartą pietruszkę wymieszać w misce. W osobnym naczyniu roztrzepać jajka z olejem. Połączyć składniki płynne z suchymi i dokładnie wymieszać (ja robiłam to łyżką). Keksówkę wyłożyć papierem do pieczenia i piec ciasto przez godzinę w piekarniku nagrzanym do 160 stopni.
W misce ustawionej na garnku z gotującą się wodą (tzw. kąpiel wodna) rozpuścić czekoladę z olejem kokosowym. Dodać do serka i wymieszać. Rozsmarować polewę na ostudzonym cieście, udekorować orzechami i wstawić do lodówki aż polewa stężeje.



SMACZNEGO!


Przepis zgłaszam do akcji:

Wiosenne słodkości 2016

niedziela, 27 marca 2016

Mazurek kokosowy last minute - bez pieczenia

Zawsze mnie zadziwia przedświąteczne zakupowe szaleństwo. Tłumy ludzi szturmowały sklepy już od czwartku, który teoretycznie był dniem pracującym, o godzinie 12 nie dało się znaleźć miejsca parkingowego pod lokalnym lidlem. Ludzie opuszczali sklep z wózkami przeładowanymi białą kiełbasą, chlebem i coca-colą..okej, rozumiem, że ktoś może urządzać Wielkanoc dla dużej, wielopokoleniowej rodziny, ale i tak nie uwierzę, że wszystkie kupione produkty zostaną zjedzone. Poza tym obojętnie ile byśmy nie kupili, ZAWSZE w trakcie świątecznych przygotowań okaże się, że czegoś zabrakło.
Ja mam na to sposób. Nie zaopatruję mojej kuchni w tony jedzenia, tylko kombinuję z tego, co mam. Dzisiejszy mazurek jest efektem takich kombinacji. Nie wyszedł taki, jak się spodziewałam - spód się nie ścina i przed pokrojeniem ciasta musiałam formę włożyć na godzinę do zamrażarki (dużo lepsza na spód będzie masa z wegańskiego Rafaello - przepis tutaj KLIK), ale skoro to już wiecie, to w swojej wersji możecie do niego dodać np. płatki owsiane lub 2-3 łyżki oleju kokosowego, bezzapachowego. Natomiast wierzch...obłędny! A co najważniejsze, to ciasto można jeść bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jest zdrowe i odpowiedni dla wegan, bezglutenowców, bezlaktozowców oraz pozostałych osób dbających o zdrowie. Poniżej przepis, może komuś dziś uratuje skórę ;)

Jak to zrobić(foremka 20x20 cm):

spód:
  • 1 mała torebka suszonych śliwek
  • 1/2 małej torebki rodzynek
  • 1 czubata łyżka kakao
  • 1/2 małej torebki płatków migdałowych
  • 2-3 łyżki oleju kokosowego/2-3 łyżki płatków owsianych (ja nie dodałam)
masa:
  • 1/2 szklanki kaszy jaglanej
  • 1,5 szklanki mleka roślinnego
  • 1 łyżka ksylitolu lub innego słodzika
  • 1 puszka mleka kokosowego schłodzonego kilka godzin w lodówce
  • 4 łyżki oleju kokosowego
  • 4 łyżki wiórków kokosowych
Bakalie namoczyć, odsączyć i zblendować z resztą składników. Schłodzić w lodówce. Kaszę ugotować na mleku z ksylitolem do miękkości. W razie potrzeby można dodać wodę. Ugotowaną kaszę odsączyć, dodać mleko kokosowe (po pobycie w lodowce powinno mieć stałą konsystencję), olej kokosowy i wiórki. Wszystko dokładnie zblendować (na gładki budyń). Formę wyłożyć papierem do pieczenia, masę na spód rozłożyć na dnie, na to wyłożyć jaglany budyń i wstawić do lodówki na minimum 2 godziny. Jeśli ciasto będzie zbyt rzadkie, można wstawić na godzinę do zamrażarki.




SMACZNEGO!

sobota, 26 marca 2016

"Detoks cukrowy": Naleśniki kokosowe z ricottą

Zauważyłam, że będąc na diecie zawsze największą ochotę mamy na to, czego nie wolno nam jeść. Na co dzień możesz nie jeść czekolady nawet przez miesiąc, ale jeśli wiesz, że nie wolno jej ruszyć, to śni Ci się po nocach. Zgodzicie się? Swoją drogą, objaw podobny do obsesyjnego myślenia o papierosie podczas próby zerwania z nałogiem..
Na szczęście program cukrowego detoksu Filippy Salomonsson to wyjątkowo nietypowa dieta i choć naszym celem jest odzwyczajenie się od cukru, to desery są w nim przewidziane. Nie są to jednak typowe słodkie przekąski, które można kupić w kiosku. Trzeba włożyć troszkę wysiłku w ich przygotowanie, ale zdecydowanie warto.
Wertując przepisy podane w „Detoksie cukrowym” moje oko kilka razy zatrzymało się na dłużej na przepisach, które wywołały u mnie ślinotok. Jednak decydując się na to, który Wam zaprezentuję w ramach propozycji deserowej nie wahałam się długo. Uwielbiam naleśniki w każdej postaci, a najbardziej oczywiście te na słodko. Aż podskoczyłam z radości widząc przepis na dzisiejsze kokosowe naleśniki z serem ricotta (to są raczej omlety, nie naleśniki - wychodzą grube, pyszne i sycące). Nie ma w nich nawet pół łyżeczki cukru, ale kokosowo-waniliowy aromat i do tego słodko-kwaskowata ricotta zaspokajają całkowicie apetyt na słodkości. Przepis jest przewidziany na jednego dużego naleśnika, ale ja podzieliłam porcję i usmażyłam dwa cieńsze, bo miały być deserem po śniadaniu. Uwierzcie, że najedliśmy się nimi do syta.

A teraz niespodzianka! Już we wtorek zorganizujemy dla Was konkurs, w którym do zdobycia będą 3 książki Filippy Salomonsson "Detoks cukrowy". Zapraszamy!!!

Tymczasem jednak zapomnijmy na moment o dietach i detoksach.. życzymy Wam zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Jak to zrobić (2 naleśniko-omlety):
  • 200 ml (ok. 80 g) mąki kokosowej (można zmielić w młynku do kawy 80 g wiórków kokosowych)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki soli nierafinowanej
  • pół łyżeczki wanilii w proszku (lub esencji waniliowej lub aromatu waniliowego)
  • 2 jajka
  • 100 ml mleka migdałowego (lub jakiekolwiek inne roślinne mleko)
  • olej kokosowy do smażenia
  • 1 łyżka wiórków kokosowych
  • 1 łyżka sera ricotta albo jogurtu bałkańskiego
Wymieszaj w misce mąkę kokosową, proszek do pieczenia, sól i wanilię. Odstaw. W osobnej misce ubij widelcem jajka z mlekiem migdałowym. Następnie wsyp suche składniki i wymieszaj. Rozgrzej łyżeczkę oleju kokosowego na patelni, wlej masę i usmaż naleśnik z obu stron. Do smażenia każdego kolejnego naleśnika dodawaj odrobinę oleju kokosowego. Przed podaniem udekoruj serem ricotta i wiórkami kokosowymi.





Propozycja Darka dla osób po detoksie: wersja z owocami


SMACZNEGO!

niedziela, 20 marca 2016

Naleśniki na mleku kokosowym z wiśniami - spontanicznie

Wpis nieplanowany i bardzo spontaniczny - świętujemy 300 fanów na Facebooku :) "Pffffff..." - pomyślicie pewnie - "300 fanów?? Nie ma czego świętować...". A właśnie, że jest! Każda okazja jest dobra do świętowania.
Przepis na naleśniki pochodzi z magazynu Goodfood .

Jak to zrobić (3 naleśniki):
  • 150 ml mleka kokosowego
  • 70 g mąki pszennej
  • 1 łyżka wiórków kokosowych
  • skórka otarta z 1/2 limonki (to ode mnie..)
sos wiśniowy:
  • 1/2 szklanki mrożonych wiśni
  • 1 łyżka ksylitolu (lub innego słodzidła)
  • szczypta cynamonu
  • 3 łyżki wody
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
Składniki na naleśniki wymieszać w misce i usmażyć naleśniki na odrobinie tłuszczu. W garnuszku podgrzać wiśnie z wodą i dodatkami (oprócz mąki). Mąkę ziemniaczaną rozprowadzić w odrobinie wody i dodać do wiśni. Garnek zdjąć z ognia. Naleśniki ułożyć na talerzu i polać sosem. Można posypać prażonymi płatkami migdałów.




SMACZNEGO!

środa, 16 marca 2016

Wegańskie "Rafaello" z 4 składników

Każdego dnia dokonujemy różnych wyborów: wybieramy ubranie z szafy, drogę do pracy (jeśli mamy kilka możliwości), muzykę w samochodzie, program w telewizji, miejsce w autobusie, markę jogurtu w sklepie i tak dalej i tak dalej…i najczęściej robimy to całkowicie nieświadomie, w pośpiechu kierując się bliżej nieokreślonym impulsem. Tak jakby decydowała jakaś obca istota zamieszkująca moje ciało i posługująca się moimi rękami i nogami, żeby zaspokoić swoje pragnienia i zachcianki. Ale jeśli spróbujemy dokładniej przyjrzeć się sobie i uważnie posłuchać swojego wewnętrznego głosu, wówczas wszystko staje się jasne. Wystarczy na moment się zatrzymać, żeby odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Już wiem, że wybieram zawsze miejsce przy oknie w autobusie, bo lubię patrzeć na knajpki przy ulicy. W samochodzie słucham stacji z przebojami, bo uwielbiam głośno śpiewać. W sklepie sięgam po jogurt grecki Piątnicy z owocami, bo tam są prawdziwe, całe jagody, które tak lubię (to nie jest kryptoreklama, tylko samo życie..). A jeśli mogę wybrać coś słodkiego, marzę o Rafaello, bo ogryzanie czekolady z wafelka, wylizywanie słodkiego kremu ze środka i schrupanie na samym końcu „migdałowego serca” sprawia mi największą radość. Warto się zatrzymać i pogadać ze sobą, żeby się przekonać, że ręce, nogi i wewnętrzny głos to jedna i ta sama ja.
A propos Rafaello. Wiecie z Facebooka, że marzec jest dla nas miesiącem bez słodyczy. To dla mnie bardzo ciężki czas, bo słodycze uwielbiam i jestem od nich całkowicie uzależniona..ale każdą barierę można obejść lub przeskoczyć (ewentualnie zrobić podkop). Wreszcie zaprocentowało obsesyjne śledzenie miliona różnych blogów i stron o zdrowym żywieniu. Już dawno odkryłam ten pomysł, ale nie miałam większej potrzeby jego realizowania (po co się wysilać skoro wystarczy pójść do osiedlowego sklepiku po czekoladę?), ale w sytuacji ataku głodu cukrowego okazał się on ostatnią deską ratunku. Zapraszam na „Rafaello” w wydaniu zupełnie niecodziennym, a do tego prostym i naprawdę ekspresowym! Polecam gorąco, można się skutecznie zasłodzić, bez większych wyrzutów sumienia.

Jak to zrobić (14 kuleczek):
  • 200 g suszonych daktyli
  • 50 g wiórków kokosowych
  • 70 g płatków migdałowych
  • 1 czubata łyżka oleju kokosowego extra virgin (koniecznie - on bosko pachnie kokosem..)


Daktyle namoczyć przez godzinę i odcedzić na sitku. Następnie do miski z daktylami wsypać połowę płatków migdałowych, 2/3 wiórków kokosowych i olej. Zmiksować ręcznym blenderem na jednolitą masę. Pozostałe płatki migdałowe pokruszyć (np. wsypać do woreczka i uderzać wałkiem) i wymieszać z masą za pomocą łyżki. Z masy formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego i obtaczać w wiórkach kokosowych. Schłodzić w lodówce przez godzinę.



SMACZNEGO!