Polub nas na Facebooku

wtorek, 22 listopada 2016

Zupa z pora z chorizo

Jednym z moich ulubionych kulinarnych określeń jest "comfort food", które rozumiem jako "kojące pożywienie". Comfort food to takie coś, czego zjedzenie wprawia w błogi i spokojny nastrój. Ba, czasem wystarczy sam zapach potrawy! Wtedy znikają stresy i smutki, znika niepokój i lęk. Zza chmur wychodzi słońce i świat się do nas uśmiecha. Na pewno każdy z Was ma coś takiego. Na mojej liście jest kilka takich potraw, co uważam za plus ponieważ zwiększa to prawdopodobieństwo, że ratunek będę miała pod ręką zanim pochłonie mnie czarna dziura rozpaczy. Sięgam po makaron z sosem z sosem arrabiata, tiramisu lub sernik, tosta z serem, naleśniki lub zupy. I właśnie ku tym ostatnim skłaniam się ostatnio jakoś częściej. Mrok i chłód listopada nie są takie straszne z parującą miseczką zupy w dłoniach. I chociaż pomidorowa z makaronem jest moją królową, to o tej porze roku poszerzam wachlarz możliwości. A jest w czym wybierać, bo właśnie jesienne warzywa nadają się najlepiej do przerabiania na rozgrzewające zupy. Dziś porowa! A że garnek już na wykończeniu, więc zaczynam myśleć o kolejnej...

Jak to zrobić:
  • pęczek włoszczyzny
  • 1 duży por
  • 5 ziemniaków
  • 1 łyżka masła
  • 1/2 cebuli
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka mąki pszennej (dla chetnych)
  • kilka plastrów kiełbasy chorizo
  • sól, biały mielony pieprz, liście laurowe, ziele angielskie
Warzywa (bez pora) obrać i pokroić. W garnku zagotować wodę z listkami laurowymi i zielem angielskim i wrzucić warzywa (bez ziemniaków). Pora dokładnie umyć i pokroić w cienkie plasterki. Na patelni rozgrzać masło i dusić pora z posiekanym czosnkiem do miękkości. Na koniec chętni mogą dodać przesianą mąkę (zagęści zupę), ale nie jest to niezbędne. Do garnka z włoszczyzną dodać ziemniaki i pora. Doprawić solą i białym pieprzem. Nad palnikiem opalić połówkę cebuli (dajcie jej popalić aż zrobi się prawie czarna z zewnątrz). Po 10 minutach zupa jest gotowa. Żeby była gęsta i jeszcze lepsza można wyjąć 2/3 warzyw, resztę zmiksować (tylko wyłówcie wcześniej liście laurowe i ziele angielskie!).
Chorizo pokroić w kosteczkę i podsmażyć aż puści paprykowy olej. Dodać do zupy tuż przed podaniem.




SMACZNEGO!

niedziela, 13 listopada 2016

Piernik staropolski dojrzewający - etap I

W listopadzie często dopada mnie nostalgia. Jakoś tak bardziej odczuwam upływający czas, częściej wspominam minione lata, popadam w deszczowy nastrój i mam mniej energii. Nie winię za to listopada, bo niezależnie od tego czy całymi dniami leje deszcz, czy słońce rozświetla krajobraz, czy skrzy się pierwszy śnieg na trawniku, ja i tak mam te swoje "smutne dni". Może dlatego, że w listopadzie tak naprawdę nie dzieje się nic, na co warto czekać i czym można zająć myśli? Nikt z moich bliskich nie obchodzi urodzin, nie ma żadnych ciekawych świąt ani wydarzeń, dzień niepodległości od lat obchodzony jest w sposób daleki od radosnego i wszystko to razem do kupy zebrane osiada nade mną jak czarna chmura, której nie da się rozgonić. Co by tu zrobić, żeby nadać temu listopadowi jakiś sens...? Teraz już wiem! Znalazłam niedawno przepis na dojrzewający piernik staropolski. Ciasto przygotowuje się na 5-6 tygodni przed Wigilią Bożego Narodzenia, a na tydzień przed Świętami piecze się go i przekłada konfiturami lub powidłami. Trochę nieprawdopodobne wydaje mi się, aby surowe ciasto z mlekiem i jajkami w składzie mogło bez szwanku przeleżeć tyle czasu, ale skoro już od lat ludzie go pieką i się udaje to może jednak...zobaczymy za 5 tygodni.

Jak to zrobić (zrobiłam z połowy porcji):
  • 500 g miodu
  • 1 kg mąki
  • 250 g masła
  • 200 g cukru
  • 3 jajka
  • 3 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 120 ml mleka
  • 70 g przyprawy do piernika
W garnku rozpuścić miód z masłem i miodem. Odstawić do wystudzenia. W misce wymieszać mąkę z sodą i przyprawą do piernika. Partiami dodawać mąkę i jajka i dokładnie mieszać. Na koniec wlać mleko i starannie połączyć z ciastem. Naczynie przykryć folią i wstawić do lodówki. Przypominamy sobie o nim na tydzień przed Wigilią.




CDN.....

czwartek, 10 listopada 2016

Pieczone warzywa z hummusem

Stara zasada mówi: nie lubisz jakiegoś warzywa? Upiecz je! Ok.. sama tę zasadę wymyśliłam, ale wiedzcie, że naprawdę coś w tym jest. Może Wam się wydawać, ze znacie smak buraka, pietruszki czy marchewki, ale po ich upieczeniu okazuje się, że nic o tych warzywach nie wiedzieliście. Pieczenie pobudza jakieś magiczne zakamarki smaku do działania, inaczej nie potrafię tego wyjaśnić. W dodatku jest to tak bajecznie proste: obrać, pokroić, doprawić i upiec. Brzmi nieciekawie? No to popatrzcie co dla Was dziś mamy..

Jak to zrobić:
  • dowolne warzywa: marchew, pietruszka, buraki, bataty, brukselka, cebula, czosnek..
  • oliwa z oliwek
  • dowolne przyprawy i zioła: sól, pieprz ziołowy, przyprawa azjatycka, za'atar, zioła prowansalskie
  • hummus (może być z naszych przepisów: KLIK, KLIK, KLIK)
Warzywa obrać i pokroić. Ułożyć ciasno na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Skropić oliwą i posypać przyprawami. Piec w temperaturze 160 stopni przez ok. 40 minut. Podawać gorące z dodatkiem hummusu.



SMACZNEGO!

wtorek, 8 listopada 2016

Zupa fasolowa

Nie nie nie i jeszcze raz nie! Nie zgadzam się na reklamy świąteczne na początku listopada! Dopiero co skończyliśmy wspominać naszych zmarłych, a już korporacje próbują na siłę nas wsadzić na saneczki i wysłać po choinkę. Bałwanki, pingwinki i Mikołaje na kubeczkach w sieciowych kawiarniach jeszcze przeżyję, ale Patrycji Kazadi śpiewającej parszywą polską wersję mojej ulubionej świątecznej piosenki mówię stanowcze NIE! Marketingowcy t-mobile powinni się wstydzić, bo swoją nadgorliwością w dążeniu do wyprzedzenia ciężarówki Coca Coli popsuli ten cudowny czas oczekiwania na grudzień, gdy wszystkie stacje radiowe rozpoczynają sezon na "Last Christmas". To może w przyszłym roku rozpoczniemy sezon świąteczny już we wrześniu? Czemu nie, im wcześniej zacznie się myśleć o prezentach, tym lepiej...
Ja się przeciw temu buntuję i zamiast pierników proponuję Wam rozgrzewającą i sycącą zupę fasolową. W moim domu gotowało się ją na wieprzowych ogonach, ale tej tradycji nie kontynuuję. Mięsożercom proponuję ugotować wywar na kawałku wędzonego boczku, a dla wegetarian mam prosty trik: dodatek wędzonej słodkiej papryki. Nam bardzo smakuje!

Jak to zrobić:
  • 2 szklanki fasoli suchej (lub 2 puszki konserwowej)
  • 1 pęczek włoszczyzny
  • 3-4 ziemniaki
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 4 łyżki suszonego majeranku
  • 1 łyżeczka wędzonej słodkiej papryki
  • liść laurowy, ziele angielskie, sól i pieprz
Fasolę suchą namoczyć przez noc i ugotować do miękkości. W garnku zagotować 2 litry wody z oliwą, liściem laurowym i zielem angielskim. Włoszczyznę umyć, obrać i pokroić i wrzucić do gotującej się wody. Ziemniaki obrać i pokroić i dodać do garnka po około 15 minutach. Razem z ziemniakami dodać fasolę. Doprawić solą, pieprzem, papryką i majerankiem. Gotować aż wszystkie warzywa będą miękkie.



SMACZNEGO!

niedziela, 6 listopada 2016

Pszenno-owsiane bułeczki śniadaniowe

Nie należę do osób robiących listy. Życie co prawda pokazało mi nie raz (i nie dwa), że gdybym wcześniej spisała wszystko na liście to zadania wykonywałoby się znacznie szybciej i łatwiej, ale ja uparcie trwam przy swoim. Pakując walizkę na wyjazd wrzucam do niej wszystko, co mi wpadnie w ręce i w efekcie zawsze mam czegoś za dużo, albo czegoś mi zabraknie. Albo zakupy. Idąc do sklepu łudzę się, że zapamiętam wszystko, czego potrzebuję, a kończy się na przeładowanym koszyku, mocno uszczuplonym portfelu i braku jednej lub dwóch rzeczy, o których miałam pamiętać. Myślę, że upodobanie do planowania wszystkiego na papierze nie jest cechą, której można się nauczyć - z tym trzeba się urodzić. I wiem, że choćbym nie wiem jak się starała, to moje listy i tak do niczego nikomu by się nie przydały (a najmniej mnie samej). Dlaczego? Cóż, szkoda, że nie mogę Wam pokazać moich notatek ze studiów - wyrażają więcej niż tysiąc słów. Nikt ich ode mnie nie kserował, bo w tych wszystkich strzałkach, gwiazdkach, podkreśleniach i przekreśleniach ja sama czasem się gubiłam. Pozwólcie więc, że pozostanę w moim wewnętrznym chaosie szczęśliwa i spokojna. Tym bardziej, że czasem może wyjść z tego coś dobrego. Niedawno pod wpływem impulsu weszłam do sklepu po kaszę jaglaną, a wyszłam z fasolą i mąką owsianą i bez żadnego pomysłu na to, co z tego zrobię. Fasola skończyła w zupie, ale ta mąka...na ratunek przyszedł mi producent, który na opakowaniu umieścił przepis na bułki. Postanowiłam wypróbować go i efekt prezentuję Wam w dzisiejszym wpisie. Wprowadziłam małe modyfikacje i tę wersję Wam podaję. Na niedzielne śniadanie są idealne!

Jak to zrobić (8 bułeczek):
  • 130 g mąki pszennej
  • 80 g mąki pszennej razowej
  • 90 g mąki owsianej
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/4 kostki drożdży
  • 1/2 szklanki ciepłej wody
  • 1/2 szklanki ciepłego mleka
  • 1 łyżeczka cukru
  • garść pestek słonecznika
  • garść nasion sezamu
  • sezam i czarnuszka do posypania (może być też mak, nasiona słonecznika - co chcecie)
Wszystkie mąki wymieszać w misce z solą i nasionami. W małej miseczce rozpuścić drożdże w mleku i wodzie z dodatkiem cukru. Wlać oliwę i połączyć wszystko z mąką. Wyrobić ciasto (będzie dość rzadkie) i zostawić pod przykryciem na godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto umieścić na stolnicy podsypanej mąką i krótko wyrobić. Odrywać kawałki ciasta i formować bułeczki. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posypać dowolnymi dodatkami i pozostawić pod przykryciem na 30 minut. Wstawić blachę do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (grzanie góra-dół) na 20-25 minut. Wystudzić przykryte ściereczką.




SMACZNEGO!

piątek, 4 listopada 2016

Pierogi ruskie z wędzonym twarogiem

Reklamy telewizyjne są dla mnie niekończącym się źródłem antyinspiracji. Ostatnio hitem jest "Nuda w kuchni" i doskonałe remedium - danie z proszku. Czujecie to? Próbowanie nowych smaków i nowych potraw radzą zastąpić pysznym daniem z utwardzonego tłuszczu, glutaminianu sodu, przypraw i aromatów. Palce lizać, aż chce się gotować. Rozumiem, że żyjemy dziś szybciej i nie mamy czasu na nic (a najmniej dla siebie), ale chyba są jakieś granice.W internecie można znaleźć mnóstwo pomysłów na szybkie i ciekawe dania bez dodatku usyfiaczy i sięganie po proszek powinno być naprawdę ostateczną ostatecznością...
Ja radzę sobie z nudą w kuchni bez pomocy produktów instant. Miałam ostatnio trochę wolnego czasu i poświęciłam go na przygotowanie pierogów ruskich z dodatkiem twarogu wędzonego zamiast zwykłego. Niby drobna zmiana, a różnica w smaku jest ogromna. Gorąco polecam.

Jak to zrobić (ok. 40 pierogów):
  • 300 g mąki pszennej
  • 30 g masła roztopionego i przestudzonego
  • 1 jajko+1 żółtko
  • szczypta soli
  • ciepła woda (ok. 100-150 ml)
  • 250 g wędzonego twarogu
  • 200 g ugotowanych ziemniaków
  • 1 duża cebula
  • dużo pieprzu i odrobina soli
Masło wymieszać z jajkiem i żółtkiem. Do miski przesiać mąkę, dodać sól, jajka z masłem i powoli wlewać wodę wyrabiając jednocześnie ciasto. Gdy już będzie gładkie i miękkie miskę przykryć ściereczką i odstawić ciasto na 15-minutowy odpoczynek. Cebulę pokroić w drobną kostkę i podsmażyć na złoty kolor na odrobinie oleju. Ziemniaki z twarogiem zgnieść widelcem na jednolitą masę. Wymieszać z cebulą, pieprzem i solą. Ciasto wałkować partiami na cienkie placki i wycinać szklanką koła. Na każdym umieścić po łyżeczce farszu i zlepić pierogi (można delikatnie zmoczyć krawędzie ciasta, żeby się lepiej kleiły). Gotować we wrzącej osolonej wodzie przez 5 minut od wypłynięcia na powierzchnię. Najlepiej podawać podsmażone na maśle z kwaśną śmietaną i kiszonym ogórkiem.



SMACZNEGO!

wtorek, 1 listopada 2016

Zupa ogórkowa

Gdyby ktoś dał mi do wyboru kawałek tortu lub miskę bigosu to z pewnością wybrałabym bigos. Kwaśny jest moim ulubionym smakiem i absolutnie nie musi się obawiać konkurencji ze strony słodkiego, słonego lub gorzkiego. Kapary, ogórki kiszone, kapusta kiszona, suszone pomidory, oliwki..i to wszystko najlepiej w towarzystwie makaronu, ciasta pierogowego albo chleba.W związku z tym prezent od teściowej w postaci 5 litrowej butelki pełnej ogórków kiszonych wcale mnie nie zmartwił.
Dzisiejszą zupę zrobiłam tak, jak przyrządzało się ją zawsze u mnie w domu - jedyna różnica tkwi w tym, że wywar jest na samych warzywach, a w moim domu był na mięsie i warzywach. Moi rodzice nigdy nie zagęszczali zupy ogórkowej mąką ani jej nie zabielali, zawsze była rzadka i klarowna. Ewentualnie na talerzu w razie potrzeby można było doprawić zupę śmietaną. Natomiast dodatkiem, którego absolutnie nie można pominąć jest opalona nas palnikiem cebula - koniecznie w całości. Dopełnieniem jest grzanka zrobiona na patelni lub w tosterze natarta porządnie świeżym ząbkiem czosnku. To jest smak mojego dzieciństwa.

Jak to zrobić:
  • 1 mały seler
  • 3 małe pietruszki
  • 2 duże marchewki
  • 1 mały por
  • 1 cebula
  • kilka ziemniaków
  • 10 ogórków kiszonych startych na tarce + sok z ogórków (ilość wg. uznania)
  • 2 ząbki czosnku
  • suszony koperek
  • sól, pieprz
  • liść laurowy, ziarna pieprzu, ziele angielskie + 2 łyżki oliwy z oliwek
Warzywa umyć, obrać i pokroić (oprócz cebuli). Cebulę obrać i w całości nadziać na widelec, a następnie opalić nad kuchennym palnikiem. Zagotować wodę z oliwą, zielem angielskim, liściem laurowym i ziarnami pieprzu. Do wrzącej wody wrzucić warzywa (bez ziemniaków) i gotować 10 minut. Wrzucić ziemniaki, 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę i drugim pokrojonym w plastry i gotować kolejne 10 minut. Jak warzywa będą miękkie dodać ogórki i sok z ogórków (ilość do smaku). Gotować ok. 15 minut. Doprawić solą i pieprzem. Podawać z koperkiem i grzankami natartymi ząbkiem czosnku.





SMACZNEGO!