Mało jest chyba osób, które na
widok sobotniego śniegu ucieszyły się tak jak my. Nie możemy się po prostu
doczekać zimy - zasp śniegu, mrozu szczypiącego w nos, spokojnych wieczorów,
gdy siedzenie w domu nie powoduje żadnych wyrzutów sumienia („Takie piękne
słońce za oknem - zróbmy coś!”)..i żeby nie było - oboje jesteśmy kierowcami i
niestety poranne odśnieżanie i ciche modły, żeby samochód zapalił nie są nam
obce. Zima jest magiczna i wcale nie będziemy tęsknić za upałami. Chyba że mróz
i śnieg zasiedzą się odrobinę za długo…
Zima to też czas, w którym trzeba
wyhodować sobie osobistą izolację na mroźne dni i człowiek podświadomie odżywia
się tak jakby obficiej… w końcu na wiosnę trzeba mieć co zrzucać J w związku z tym dziś
proponujemy rozgrzewającą i sycącą przystawkę - tartę porowo - ziemniaczaną. Danie
pochodzi z jednej z moich ulubionych książek „Smaki Toskanii” autorstwa
Aleksandry Senghi . Autorka proponuje tartę w dziale z przystawkami, ale myślę,
że spokojnie w naszych polskich realiach może zastąpić lekką kolację. Jest
bardzo prosta i bardzo smaczna. Co prawda konsystencja tarty była dość luźna - coś jak zapieczone puree i nie dało się jej pokroić (chyba w przepisie zabrakło jajka), ale w smaku jest świetna.
Jak to zrobić (podaję za
autorką+moje małe zmiany)
- 1 kg ziemniaków
- 200 g pora (dałam około 400, bo pora ubóstwiam)
- 60 g tartego parmezanu (wiejskie realia pozwoliły mi na kupienie tartego sera niewiadomego gatunku marki Carrefour)
- 1 opakowanie ciasta francuskiego
- 5-6 łyżek oliwy z oliwek
- szklanka mleka
- sól i pieprz (oraz ząbek czosnku i odrobina gałki muszkatołowej ode mnie)