Polub nas na Facebooku

środa, 30 października 2013

Listopad miesiącem bez pszenicy

Już pojutrze rozpoczynamy wielki eksperyment!! Będziecie mieli niepowtarzalną okazję śledzić, jak na własnych brzuchach i fałdkach tłuszczu testujemy wpływ diety bez pszenicy. Początkowo planowaliśmy wyłączyć gluten całkowicie, ale po rodzinnej naradzie doszliśmy do wniosku, że to będzie zbyt duża rewolucja i nie jesteśmy na to przygotowani.
Skąd w ogóle taki pomysł? Ostatnio trafiłam na bloga www.wheatbellyblog.com (w wolnym tłumaczeniu rzecz dotyczy "pszennego/zbożowego brzuszka") prowadzonego przez amerykańskiego (a jakże!) naukowca i kardiologa Williama Davisa (nota bene to pierwszy współczesny "amerykański naukowiec" dokonujący jakiegoś odkrycia, którego mam okazję poznać z imienia i nazwiska...do tej pory "amerykańscy naukowcy" to była jakaś bezimienna masa prowadząca badania, których wyniki z niewiadomych względów cytują wszyscy wokół). Otóż ten pan (pan Davis) swoją naukową karierę poświęcił badaniu wpływu glutenu na zdrowie i rosnącą plagę otyłości. Napisał kilka książek, opublikował kilka ciekawych wpisów i zainteresował mnie tematem. Powiedziałam o tym Darkowi i uznał, że pan amerykański naukowiec rzeczywiście może mieć rację. Otóż będąc jeszcze dzieckiem Darek nie tolerował glutenu i był zmuszony do stosowania diety bezglutenowej. Po jakimś czasie jego system trawienny się unormował pozwalając mu wkroczyć w świat pszennego chleba, ciastek i makaronów. Jak dziś wspomina to własnie od tego momentu zaczęły się jego problemy z wagą (a konkretnie NADwagą). Potem był okres dzikiej młodości i szybkiego wzrostu, dzięki czemu masa ciała się ustabilizowała, ale dziś, gdy Darek jest już poważnym panem, pszenny brzuszek ponownie pokazuje się światu...
W naszej codziennej diecie jest bardzo dużo glutenu (szczególnie pszennego). Oboje jesteśmy makaronowymi maniakami, uwielbiamy też pizzę, kluski wszelkiej maści, pierogi i pieczywo. Jajecznica bez kromki chleba nie syci, choćby była zrobiona z 20 jajek, a na śniadanie najlepsze są kanapki. Po przemyśleniu sprawy decyzja zapadła - zrobimy sobie miesiąc przerwy od pszenicy i zobaczymy jak to będzie. Wiem na pewno, że nie będzie lekko (ta rozpacz w oczach Darka na wieść, że jego ulubione pierniczki też trzeba będzie odstawić i ten smutek z jakim wyjadał je jeden po drugim z paczki, żeby nic nie zostało w szafce i nie kusiło....), ale spróbujemy. Obiecaliśmy sobie, że jak któreś z nas się złamie to całą akcję przerywamy. O przebiegu i postępach będziemy na bieżąco informować.

Kto wie, może pan Davis znalazł klucz do sukcesu w odchudzaniu...?


ŻYCZCIE NAM POWODZENIA!

sobota, 26 października 2013

Śledź po kaszubsku

Danie mojego dzieciństwa. Nie dlatego, że od dziecka karmiono mnie śledziami, ale dlatego, że śledź po kaszubsku jest jedną z moich ulubionych potraw już od najmłodszych lat. Serio, mogłam mieć z 10-12 lat jak rozsmakowałam się w kaszubskich śledzikach. Uwielbiałam te filety w czerwonym sosie owinięte wokół solidnej porcji cebulki i szczerze mówiąc uwielbiam je nadal. Darek jest takim samym, o ile nie większym fanem tych śledzi i było tylko kwestią czasu kiedy zdecyduje się przyrządzić je własnoręcznie.
Śledzie po kaszubsku zrobione według tego przepisu nie smakują dokładnie tak, jak te sklepowe, ale myślę, że jest to kwestia pominięcia ulepszaczy i wzmacniaczy smaku, co wyszło nam z pewnością na zdrowie. Być może jest to własnie prawdziwy smak tej potrawy...? Tak czy inaczej, przepis godny powtórzenia.

Jak to zrobić:

  • 250 g filetów śledziowych
  • 1 duża cebula
  • 1 łyżka słodkiej papryki w proszku
  • 1/2 puszki pomidorów
  • 1 czubata łyżka koncentratu pomidorowego
  • 1 łyżeczka ziaren ziela angielskiego
  • 3 listki laurowe
  • 5 goździków
  • pieprz i sól (ilość wg uznania)
  • masło do smażenia
Śledzie namoczyć (jeśli są bardzo słone). Odcedzone śledzie pokroić w mniejsze kawałki. Na maśle podsmażyć cebulę. Dodać wszystkie przyprawy i dokładnie wymieszać. Ostudzić i dodać śledzie. Dokładnie wymieszać i odstawić na co najmniej godzinę, żeby smaki się przegryzły.


SMACZNEGO!

czwartek, 24 października 2013

Historia pewnej reklamacji...

Na początek zaznaczam, że dzisiejszy wpis NIE jest sponsorowany ani NIE ma charakteru reklamowego. Chciałam się tylko podzielić z Wami historią, która ostatnio mnie spotkała i która przywraca mi wiarę w to, że współczesny biznes nie jest całkowicie pozbawiony ludzkich odruchów.

Jakiś czas temu kupiłam ekspresową herbatkę rumiankową firmy Posti. Generalnie nie zwracam nigdy uwagi na producenta, tylko na cenę, szczególnie kiedy kupuję tak nieskomplikowany produkt, jakim jest ziołowa herbata. Posti wypadła najlepiej na tle innych propozycji sklepu, więc wylądowała w koszyku.
W pracy otworzyłam opakowanie i okazało się, że wewnątrz znajduje się sporo latającej luzem zawartości torebek (nazwijmy to "rumiankowym suszem"). Z początku pomyślałam, że przypadkowo wpadło im trochę suszu do opakowania, ale po zalaniu herbatki wrzątkiem okazało się, że rumiankowy susz wypływa z torebki i snuje się leniwie po kubku. I znów: tragedii nie ma. Nie znalazłam zdechłej myszy, kłębka włosów ani gwoździa, więc herbatkę da się wypić i smakuje dokładnie tak, jak powinien smakować rumianek. Ale pomyślałam sobie, że skoro kupuję herbatkę w torebkach to nie po to, żeby potem ganiać fusy w kubku. Poza tym sama pracuję w zakładzie produkcyjnym i od razu wyobraziłam sobie, że mają pewnie jakąś awarię, o której nie wiedzą, albo w ich systemie zarządzania jakością jest jakaś luka (tak tak, zboczenie zawodowe) i na pewno chcieliby o tym wiedzieć. Przynajmniej ja na ich miejscu bym chciała. Niewiele myśląc napisałam więc na ogólny adres e-mail firmy ze zwykłą kulturalną informacją opisującą całe zdarzenie i sugestią, by przyjrzeli się, czy na linii produkcyjnej nie ma jakiejś awarii. Wysłałam i zapomniałam.
Po kilku dniach otrzymałam maila zwrotnego od Pani z działu jakości z prośbą o doprecyzowanie numeru partii wyrobu oraz z przeprosinami za zaistniałą sytuację. Pani poprosiła mnie również o adres w celu wysłania rekompensaty. Bardzo miły i zaskakujący gest, bo przecież mogli mnie zignorować, jako potencjalnego naciągacza. Okazuje się jednak, że istnieją jeszcze na rynku firmy, które naprawdę cenią sobie sygnały od klientów. Odpisałam, podałam adres i znów zapomniałam.
Kolejnych kilka dni minęło i do mojego domu dotarła paczka, a w niej 3 opakowania herbatki rumiankowej i list. Nie kolejny list z jałowymi przeprosinami (choć przeprosiny też w nim były), ale opisujący jaka dokładnie awaria przyczyniła się do tego, że w pudełku o podanym numerze serii znalazły się wadliwe torebki. List podpisany przez samego dyrektora firmy. I to nie zeskanowany podpis, tylko ręcznie, długopisem wykonana parafka.


Pewnie myślicie, że nie ma się czym podniecać? Otóż moim zdaniem jest, dlatego że oczami wyobraźni widziałam, jak te nieznane mi osoby, pracujące na różnych stanowiskach w firmie Posti śledzą wstecz proces produkcji kupionej przeze mnie partii, odszukują zapisy z prac konserwacyjno-remontowych na maszynach i angażują się w wyszukanie przyczyny tak błahego z pozoru problemu, jakim są niedomknięte torebki z herbatką. A o wszystkim jest informowany i bierze czynny udział dyrektor firmy. Szczerze mówiąc jestem pewna, że gdyby nie wykryto żadnej awarii to paczka z rumiankami nigdy by do mnie nie dotarła. Bo przecież nikt nie lubi jak go się robi w balona.
I na koniec pewna refleksja. Wystarczy taki mały gest, taka drobna rzecz, jak mail napisany w kulturalny sposób, aby przekonać się, że nawet w dużych firmach pracują ludzie. Ludzie otwarci na sugestie, otwarci na uwagi i chcący pomagać i doskonalić się. Naprawdę duży plus dla firmy Posti.

niedziela, 20 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 7: Sernikowy deser z kaszy manny z gruszkami

Tydzień szybko minął i dziś już ostatni przepis z cyklu "Tydzień z kaszą". Dziś propozycja dania z kaszą manną, ale to wcale nie oznacza, że na świecie nie istnieje już żadna inna kasza! Jest bulghur, jest quinoa i pewnie jeszcze kilka innych, o których nawet ja nie mam pojęcia. Mam jednak nadzieję, że zachęciłam Was do jedzenia kasz oraz dostarczyłam kilku inspirujących przepisów i podpowiedziałam, jak ten prosty składnik zamienić w ciekawe danie. Na zakończenie i pożegnanie "Tygodnia.." proponuję trochę słodyczy. Jednak wcześniej kilka ważniejszych informacji o bohaterce tego wpisu.

Manna poranna
Kasza manna to nic innego jak drobniutko zmielona i oczyszczona pszenica. W związku z tym nie ma co się oszukiwać, w mannie jest najmniej wartości odżywczych spośród wszystkich zaprezentowanych z cyklu kasz (lub inaczej: zawiera podobne składniki odżywcze jak pozostałe kasze tylko w dużo mniejszej ilości). Nie jest ona zatem najlepszym uzupełnieniem pełnowartościowej diety, ale nie można jej pomijać. Bo kto inny, jak nie poczciwa kaszka manna ratuje nas, gdy ulegniemy jakiemuś poważnemu zatruciu? No przecież bez niej byśmy padli z głodu! Jest bardzo sycąca i lekkostrawna, więc nie obciąża żołądka, ale skutecznie go wypełnia. Kaszka manna bardzo słusznie kojarzy nam się z dzieciństwem, bo jest prosta w przygotowaniu i łatwa do zjedzenia i strawienia, dzięki czemu jest wprost idealna dla dziecięcych brzuszków. Dobra zarówno na śniadanie, jak i na kolację.

Z powodzeniem manna może nam służyć jako samodzielny posiłek, ale jest tak wiele różnych możliwości jej wykorzystania, że aż żal nie spróbować. Można na przykład zagęścić nią sos, użyć jako panierki lub dodać do kremu w torcie. Poszukajcie, poszperajcie i inspirujcie się, kasza manna jest naprawdę fajnym i wdzięcznym składnikiem. W naszej kuchni zawsze mamy mannę, bo w tajemnicy powiem Wam, że uwielbiamy z Darkiem od czasu do czasu zrobić sobie taką gęstą kaszę, że aż łyżka staje i najlepiej pełną grudek. A im większe grudki tym bardziej nam smakuje :) wiem, że nie każdemu by pasowała taka potrawa, więc nie będę Was nią raczyć. Ale serniczek z manną z pewnością znajdzie szersze grono wielbicieli!


Jak to zrobić (4 małe serniczki):
  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki kaszy manny
  • 120 g serka śmietankowego (u mnie Ostrowia do kanapek)
  • 2 jajka
  • 4-5 łyżek cukru
  • 1 gruszka
  • 1/2 łyżeczki imbiru w proszku
  • skórka starta z 1/2 cytryny
Zagotować mleko z 3 łyżkami cukru, wsypać do niego mannę i dokładnie, energicznie wymieszać trzepaczką, żeby nie było grudek. Jak zgęstnieje, zdjąć z ognia i odstawić do przestudzenia. W misce wymieszać serek z jajkami, imbirem i skórka cytryny. Wlać masę do przestudzonej kaszy i dokładnie wymieszać (najlepiej mikserem), aby było jak najmniej grudek. Spróbować i ewentualnie dosłodzić do smaku. Gruszkę obrać, pokroić na ćwiartki i każdą ćwiartkę jeszcze na kawałki. Kokilki lub inne małe foremki natłuścić, wypełnić serniczkową masą i układać na wierzchu kawałki gruszki (na każdą foremkę przypada 1/4 gruszki). Można też pokrojoną gruszkę wymieszać z masą i dopiero wlewać do foremek - jak kto woli. Serniczki piec 20 minut w temperaturze 170 stopni.



SMACZNEGO!

sobota, 19 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 6: Słodka przekąska z kaszki kukurydzianej

Weekend w ramach tygodnia z kaszą zaplanowałam na słodko. Nie dlatego, że od poniedziałku do piątku nie można jeść słodyczy, ale dlatego, że w weekend przeważnie mamy trochę więcej czasu na relaks przerywany jakimś słodkim kąskiem. Ale nie musi to być baton, czy paczka chipsów! Wszystkim, którzy pod pojęciem "kasza" widzą wszystko, tylko nie słodkości, proponuję dziś przełamanie stereotypów. Na pierwszy ogień idzie kukurydza.

Kasza kukurydziana, zwana też polentą lub mamałygą, jest raczej mało znanym u nas produktem, kojarzonym głównie z papkami dla dzieci. I całkiem słusznie, bo ze względu na brak glutenu oraz lekkostrawność kaszka ta jest idealna dla małych brzuszków, które nie wytworzyły jeszcze prawidłowych mechanizmów trawienia. Z cech zdrowotnych wyróżniających ją spośród innych kasz muszę wspomnieć o zawartości beta-karotenu, który jest silnym przeciwutleniaczem (żegnajcie zmarszczki) oraz poprawia koloryt skóry. Zawartością witamin i składników mineralnych kasza kukurydziana dorównuje pozostałym kaszom, więc może nie będę się już powtarzać. Warto jednak zapamiętać, że jest to produkt bardzo odżywczy, nie uczula i jest wyjątkowo uniwersalny.

Poniżej dowód. Takie ni to ciasteczka, ni to budyń, danie z dosłownie 3 składników (nie licząc przypraw i wody), którym można poczęstować niespodziewanych gości lub zjeść w samotności przed telewizorem :)


Jak to zrobić (ok 30 trójkącików):
  • 150 g kaszy kukurydzianej drobnej
  • 600 ml wody
  • 1 laska wanilii
  • masło
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • cukier
Zagotować wodę ze szczyptą soli, 1 łyżką masła, ziarenkami zeskrobanymi z laski wanilii (można użyć 1 łyżki ekstraktu z wanilii) i 3 łyżkami cukru. Do gotującej wody wsypać kaszę i dokładnie wymieszać. Gdy zgęstnieje zdejmujemy ją z ognia i wylewamy do natłuszczonej prostokątnej formy. Teraz kasza musi dokładnie ostygnąć (to zajmie mniej więcej godzinę). Zimną kaszę kroimy w kwadraty, a następnie każdy kwadrat po przekątnej, aby powstały trójkąty. Trójkąty rozłożyć na blaszce do pieczenia. W misce nad gotującą się wodą rozpuścić czekoladę z 1 łyżką masła. Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni i wkładamy kukurydziane trójkąty na 5-10 minut (aż zacznie się lekko rumienić). Gorące polać czekoladą, lekko ostudzić i podawać. Najlepsze są jeszcze ciepłe, potem szybko obsychają, więc trzeba się spieszyć z jedzeniem :)



SMACZNEGO!

piątek, 18 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 5: Francuskie pierożki z kaszą jęczmienną, fetą i oliwkami

Dziś kończymy serię przepisów wytrawnych - ostatnie dwa będą na słodko. Tymczasem jednak mamy piątek, piąteczek, piątunio i pomimo całotygodniowego zmęczenia znów chce się żyć! Pójść na imprezę, spotkać się ze znajomymi, wypić butlę wina z przyjaciółką lub wręcz przeciwnie, zostać w domu i w świętym spokoju rozłożyć się na kanapie przed jakimś miłym piątkowym filmem. Możliwości mnóstwo, ale zanim zaczniemy wymarzony, wyczekany piątkowy wieczór to najpierw trzeba coś zjeść. Proponuję nie tracić czasu na stanie przy garach i sięgnąć po proste danie, które pomoże połączyć gotowanie z odpoczynkiem (chociaż dla mnie gotowanie=odpoczynek...). Na początek kilka słów o bohaterce dzisiejszego odcinka...

Jęczmień dobry na wszystko
Otóż moi drodzy, jęczmień to nie tylko idealny surowiec do produkcji procentów (słód jęczmienny w piwku), ale przede wszystkim jest on dla nas źródłem zdrowia. Jest bardzo sycąca i już niewielka porcja zaspokaja uczucie głodu, co zdecydowanie wspomaga nas w walce o szczupłą sylwetkę. Dlaczego tak się dzieje? Otóż kasza jęczmienna jest bardzo bogata w błonnik, a w szczególności we frakcję rozpuszczalną w wodzie, która pęcznieje w żołądku dając bardzo szybko poczucie sytości. Ponadto kasza jęczmienna zawiera fitosterole obniżające poziom cholesterolu. Są to dokładnie te same związki, którymi wzbogaca się te wszystkie twory w postaci margarynki obniżającej poziom cholesterolu. Nikt jednak nie informuje konsumentów, że te same margarynki to nic innego, jak utwardzone tłuszcze roślinne, równie bogate w fitosterole, co w szkodliwe izomery trans kwasów tłuszczowych. Zatem mając do wyboru z jednej strony całkowicie naturalny produkt, jakim jest kasza jęczmienna, a z drugiej strony przemysłowy produkt w postaci szkodliwych utwardzonych olejów do smarowania kanapek, sprawa jest prosta. Wybierajmy zdrowie.

Tyle gadania, zapraszam na obiad. Poniższe proporcje składników dadzą nam naprawdę sporo pierożków, więc na początek, w ramach zaznajomienia się z daniem, proponuję użyć połowy składników.


Jak to zrobić (na około 20 sztuk):
  • 2 arkusze gotowego ciasta francuskiego
  • 1 torebka ugotowanej kaszy jęczmiennej
  • 2 małe szalotki
  • 80 g zielonych oliwek
  • 2 łyżki siekanej natki pietruszki
  • 100 g sera feta
  • sól i pieprz
  • 1 łyżeczka masła
Jeszcze ciepłą kaszę wyjąć z woreczka do miski i wymieszać widelcem z łyżeczką masła. Posiekać szalotki  i oliwki w drobna kosteczkę i wymieszać (widelcem!) z kaszą. Na koniec dodajemy natkę, odrobinę soli (nie za dużo, kasza gotowana jest w osolonej wodzie i nie zapominajmy, że feta też jest słona) oraz pieprz. Wszystko dokładnie mieszamy (widelcem!) i odstawiamy do ostudzenia. Fetę w osobnej misce pokruszyć na drobne kawałki lub pokroić w malutką kostkę. Z ciasta francuskiego wycinać koła, tak jak na pierogi, a następnie na środek każdego z nich ułożyć łyżkę farszu i trochę pokruszonej fety. Zakleić, docisnąć krawędzie widelcem i układać na blaszce. Gotowe pierogi piec w temperaturze 180 stopni przez około 15-20 minut (aż ciasto się zezłoci). Można podać z sosem czosnkowym lub innym ulubionym.



SMACZNEGO!

czwartek, 17 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 4: Wytrawne muffinki z kuskusem i suszonymi pomidorami

Na dziś zaplanowałam sobie danie z kuskusem. Ten rodzaj kaszy jest szczególnie często stosowany w kuchni Afryki północnej (stamtąd zresztą pochodzi) i śródziemnomorskiej, ale u nas również jest dość popularna. Popularna, ale nie do końca odkryta.
Największą kulinarną zaletą tej kaszy jest ekspresowy sposób przygotowania: zalewamy wrzątkiem, przykrywamy i po kilku minutach cieszymy się gotowym daniem. Mimo to zdawać by się mogło, że ilość sposobów na jej przyrządzenie jest mocno ograniczona, więc mam nadzieję, że dzisiejszym wpisem zachęcę Was do eksperymentów.

Ile zdrowia jest w kuskusie
Kuskus, zaliczany do kasz drobnych, charakteryzuje się niską zawartością błonnika, dzięki czemu jest bardzo lekkostrawny (bardzo ważne dla osób borykających się z dolegliwościami żołądkowo-jelitowymi). Tak samo, jak inne kasze, kuskus bogaty jest w wysokowartościowe białko. Przeczytałam gdzieś, i tu wegetarianie zacierają łapki,  że połączenie kaszy kuskus z roślinami strączkowymi (fasola, groch, ciecierzyca itd..) z powodzeniem zastępuje mięso w posiłku. Spośród mikroelementów zawartych w tej kaszy na szczególną uwagę zasługują: żelazo (krew bulgocze z radości), wapń (kostki i zęby skaczą do góry) i potas (ważny dla tych, którym wszystko podnosi ciśnienie).

Tyle o zdrowiu, teraz do garów. Jak pewnie wiecie kuskus można jeść zarówno na ciepło, jak i na zimno. Ale przyznajcie się, kto z Was jadł tę kaszę w innej formie niż jako dodatek do obiadu lub w najlepszym przypadku składnik sałatki? Moja propozycja jest dość wywrotowa: kuskus jako składnik wypieku i do tego kompletnie niesłodkiego. Dziwne? Trudne? E tam? A jak Wam powiem, że są świetne i z nimi weekendowe śniadanie nabiera zupełnie nowego, egzotycznego charakteru? Polecam!


Jak to zrobić (9 sztuk):

  • 1/2 szklanki suchej kaszki kuskus
  • 120 g mąki pszennej
  • 150 g jogurtu naturalnego
  • 50 ml oleju roślinnego
  • 1 jajko
  • 80 g sera pleśniowego Lazur (lub innego z niebieską pleśnią)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 100 g suszonych pomidorów z zalewy
  • 2 łyżki siekanej natki pietruszki
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • 1 płaska łyżeczka granulowanego czosnku
Kaszę zalać osolonym wrzątkiem i przykryć do napęcznienia (ilość wody taka, by przykrywała kaszę z około 1-centymetrową górką). W misce wymieszać mąkę z przyprawami, pietruszką i proszkiem. Na tarce zetrzeć połowę sera i wymieszać z mąką. Na koniec dodać posiekane pomidory i też przemieszać. W osobnej misce trzepaczką połączyć jajko z jogurtem i olejem i wlać miski z "suchymi" składnikami (mąka etc..). Kaszę dodać na samym końcu, gdy przestygnie (może być lekko ciepła). Wszystko połączyć za pomocą drewnianej miski lub widelca i nakładać do papilotek. Ciasto nie rośnie zbyt duże, więc można nałożyć do jednej papilotki więcej masy niż w przypadku zwykłych muffinek. Na koniec pokroić pozostałą połowę sera w kostkę i wetknąć kosteczki w każdą muffinkę. Piec 10 minut w temperaturze 180 stopni.



SMACZNEGO!

środa, 16 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 3: Pasztet z kaszy jaglanej i dyni

Jaglanka. Dźwięk tego słowa wywołuje u wegetarian, wegan i wielbicieli zdrowego żywienia szał ciał, taniec zmysłów i karnawał w Rio. Ale statystyczny konsument podrapie się z konsternacją w głowę i wyda z siebie bliżej nieokreślony dźwięk typu "Eee?". Dzisiejszy dzień z kaszą poświęcam zatem kaszy jaglanej, którą zdecydowanie warto popularyzować i przede wszystkim warto jeść.

Jestem na tak!
Dobra jest dla nas ta jaglanka, oj dobra. Rozgrzewa (a jakże!), smakuje i syci, a przy okazji niesie mnóstwo korzyści zdrowotnych. Jest bardzo lekkostrawna i nie obciąża naszego żołądka, dzięki czemu może być spożywana przy różnych dolegliwościach przewodu pokarmowego. Warto jednak wiedzieć, że jaglanka nie jest typowym jałowym jedzeniem polecanym w zatruciach (patrz: kleik ryżowy). Dostarcza nam witamin z grupy B, witaminę E i lecytynę, która wspomaga pamięć pomaga uniknąć cichych dni w domu z powodu zapomnianej rocznicy, Dnia Kobiet, urodzin teściowej itd..
Kasza jaglana, podobnie jak gryczana, to bardzo bogate źródło krzemu, niezbędnego do budowania mocnych włosów, skóry i paznokci oraz wzmacniającego stawy. Nadal Was nie przekonałam? Więc na koniec bomba: kasza jaglana to pokarm młodości. Tak tak drogie Panie, zawartość antyoksydantów, które neutralizują wolne rodniki pomaga zachować młodość i zdrowie.
Ważne dla alergików: kasza jaglana nie zawiera glutenu.

Z gabinetu lekarskiego przechodzimy do kuchni. Z kaszy jaglanej można wyczarować cuda. Na blogu proponowałam już deser z jej użyciem (jaglana panna cotta), ale możliwości jest mnóstwo! Z blendowanej kaszy można robić kremy i smarowidła do chleba, zarówno słodkie, jak i słone. Można robić z niej kotlety, dodawać ją do zup lub jeść jako zwykły dodatek do obiadu. Ja proponuję Wam dzisiaj bardzo prosty pasztet z kaszy jaglanej i dyni.


Jak to zrobić:
  • 2 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
  • 400 g tartej dyni
  • 2 łyżki mielonego siemienia lnianego
  • 3 jajka
  • 2 czubate łyżki otrębów owsianych
  • 3-4 płaskie łyżki bułki tartej (w zależności od gęstości masy)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 marchewka (starta)
  • 1 cebula
  • 1 łyżeczka gałki muszkoatołowej
  • 2 łyżeczki pieprzu ziołowego
  • sól i chilli (do smaku)
  • masło do wysmarowania blachy + bułka tarta lub manna
Na rozgrzanej patelni podsmażyć przez 2 minuty posiekaną cebulę i posiekany czosnek. Dorzucić dynię i marchewkę i dusić przez około 10 minut (dynia musi zmięknąć), a następnie ostudzić. Do blendera wrzucić kaszę, siemię lniane, tartą bułkę, otręby i jajka i dokładnie zmiksować. Powstałą masę wymieszać z warzywami z patelni, doprawić gałką muszkatołową, solą, chilli i pieprzem ziołowym i przełożyć do prostokątnej formy (keksówki) wysmarowanej masłem i obsypanej bułką/manną. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni na 30-40 minut. Wystudzić i gotowe!



SMACZNEGO!

wtorek, 15 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 2: Pęczak z wędzonym kurczakiem i groszkiem (pęczotto)

Drugi dzień zmagań z kaszą. Dziś na stole gości zapomniany i całkowicie niesłusznie nielubiany pęczak, czyli gruboziarnista kasza z ziaren jęczmienia. Nie wiem jak Wy, ale ja na dźwięk słowa "pęczak" do niedawna miałam przed oczami wiejską chatę, 8-osobową rodzinę przy stole, michę kaszy okraszonej masłem ustawioną na środku i cała ósemka zgodnie i równo z niej zajada. Czas złamać ten stereotyp!

Pęczak na zdrowie!
Pęczak ma pewną bardzo ważną zaletę (i teraz wszyscy będący na dietach odchudzających nastawiają uszu): zawiera porządną dawkę błonnika, około 17 g/100 g, który doskonale oczyszcza i przyspiesza metabolizm. Kwas foliowy, żelazo, magnez i witaminy z grupy B to już standard - większość grubych kasz jest bogatym źródłem tych składników i z tym faktem nie ma co dyskutować. Nie wspominałam jeszcze o niacynie, czyli witaminie PP, a nie można o niej zapomnieć, gdyż pomaga zachować układ nerwowy, krwionośny i pokarmowy w dobrej kondycji, a także (uwaga uwaga!!) zwiększa skuteczność leków obniżających cholesterol. Nie jest jednak zalecana osobom, które muszą być na diecie lekkostrawnej. W tym przypadku lepiej sięgać po kasze drobne.

Dzisiejsze danie ma na celu obalenie "wiejskich" skojarzeń z pęczakiem. Choć nie cierpię określeń typu pęczotto, kaszotto, gryczotto etc. użyłam go w tytule postu, żeby od razu było jasne, w jaki sposób pęczak będzie przyrządzony - na wzór włoskiego risotto, czyli gotowany powoli przy stopniowym dodawaniu bulionu w miarę wchłaniania go przez kaszę. Metoda dość czasochłonna, ale warta wypróbowania.


Jak to zrobić:
  • 1 wędzona pierś kurczaka
  • 1 szklanka kaszy pęczak
  • 1 szklanka mrożonego zielonego groszku
  • 2 szalotki (lub 1 biała cebula)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżka chrzanu
  • 4 listki laurowe
  • 1 łyżka kulek ziela angielskiego
  • sól i pieprz lub papryczka chilli (w ilości według uznania)
W garnku zagotować 1,5 litra wody z listkami laurowymi, pieprzem/chilli i zielem angielskim. Na patelni rozgrzać olej rzepakowy i wrzucić posiekane szalotki oraz ząbki czosnku. Przesmażyć 1 minutę i dodać pokrojonego w kostkę kurczaka. Smażyć kolejne 2 minuty często mieszając i na koniec wrzucić groszek. Gdy groszek lekko zmięknie należy zmniejszyć ogień, a na patelnię wsypać przepłukaną kaszę i podlać 2 chochlami aromatycznego bulionu z garnka. Trzeba poczekać aż kasza wchłonie wodę i dopiero potem dolać kolejną chochlę. Czynność powtarzać aż do wyczerpania bulionu lub do momentu, gdy kasza po spróbowaniu będzie miękka. Na koniec dodać łyżkę chrzanu i doprawić solą i pieprzem, jeśli okaże się to konieczne (uwaga z solą! Wędzony kurczak sam w sobie jest dość słony).


SMACZNEGO!

poniedziałek, 14 października 2013

TYDZIEŃ Z KASZĄ Dzień 1: Placki z kaszy gryczanej z grzybami

Długo przygotowywałam się do tej serii wpisów i wreszcie jest: pierwszy na blogu, w pełni zrealizowany od początku do samego końca cykl przepisów. Od dziś do końca tygodnia będą się pojawiały propozycje na dania z użyciem 7 różnych gatunków kasz. A dlaczego kasze? Bo ich nie doceniamy, za rzadko jemy i bardzo często nie mamy na nie pomysłu. Mam nadzieję, że moje pomysły Was zainspirują i zachęcą do sięgania po kasze nie tylko w formie kupki na talerzu, zastępującej ziemniaki w obiadowym menu. Na pierwszy ogień idzie jedna z moich faworytek: kasza gryczana.

Kilka słów o zdrowiu
Kasza gryczana w żywieniu człowieka jest bardzo cennym składnikiem diety. To między innymi z niej wegetarianie mogą czerpać żelazo, które pozwoli wyrównać deficyt tego pierwiastka spowodowany odstawieniem mięsa i jego przetworów. Ponadto kasza gryczana to niezawodna przyjaciółka naszych włosów, skóry i paznokci, które w sezonie jesienno-zimowym są słabe i kruche. A wszystko dzięki wysokiej zawartości krzemu oraz witaminy E. Z kolei panie w ciąży na pewno ucieszy fakt, że kasza gryczana dostarcza sporą dawkę kwasu foliowego, który jest absolutnie niezbędny dla prawidłowego rozwoju płodu. Natomiast wszystkim nam posłuży na pewno rozgrzewające działanie kaszy. Tak tak, gdy za oknem leje i wieje najlepiej rozgrzać się od środka, a koce i termofory stosować wyłącznie w sytuacjach awaryjnych.

Niby wszystko fajnie, ale ten smak....
No tak, nie każdemu odpowiada smak i zapach palonej kaszy gryczanej, którą najczęściej spotykamy w sklepach. My na szczęście takiego problemu nie mamy, ale jeśli ktoś z Was nie może znieść tego specyficznego aromatu, może zawsze sięgnąć po kaszę niepaloną, która jest zdecydowanie łagodniejsza, albo do naleśników czy placków użyć mąki gryczanej. Znaleźć je można w supermarketach w dziale ze "zdrową żywnością" oraz produktami eko.

Tyle tytułem wstępu, teraz zapraszamy na obiad. Już kiedyś robiłam placki z kaszy gryczanej, ale te są nieco zmodyfikowane i dopasowane do aktualnego sezonu. My jedliśmy z gulaszem warzywnym, ale myślę, że w towarzystwie jakiegoś mięsa też się sprawdzą.


Jak to zrobić:
  • 1 woreczek ugotowanej kaszy gryczanej
  • spora garść suszonych grzybów (około 10-15 sztuk)
  • 1 mała cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 jajka
  • 2-3 czubate łyżki zmielonych płatków owsianych (lub zwykłej mąki pszennej)
  • sól i pieprz
Grzyby zalać wrzątkiem i odstawić na jakieś 2 godzinki. Na patelni rozgrzać tłuszcz i wrzucić pokrojoną w kostkę cebulę, posiekany czosnek oraz odsączone grzyby pokrojone w cienkie paski lub kosteczkę. Posolić, popieprzyć i smażyć aż cebula zmięknie. Dodać kaszę gryczaną i podlać wodą z moczenia grzybów (tyle, by kasza nie była zbyt rzadka). Przemieszać, zdjąć z ognia i wystudzić. Spróbować, czy nie potrzeba więcej soli lub pieprzu i ewentualnie doprawić. Wbić jajka, wsypać mielona płatki/mąkę i dokładnie wymieszać. Smażyć placki na rozgrzanej patelni.


SMACZNEGO!

sobota, 12 października 2013

Ekspresowa porcja zdrowia: sałatka z awokado i gruszki

Trochę zdrowia na sobotę. Za oknem miało być pięknie, ciepło i słonecznie, tymczasem jest ponuro, niskie ciśnienie dobija, a z obiecanych 20 stopni jest połowa. No nic, życie płynie dalej i nawet z tak szaro-burych chwil trzeba korzystać w pełni. Proponuję zastrzyk energii w postaci dobrego, wartościowego jedzenia, a jakże :) dzisiejsza sałatka jest tak szybka i prosta, że nawet nie można jej nazwać czy ekspresową. Robi się ją naprawdę w mgnieniu oka, smakuje fantastycznie (moje najnowsze odkrycie: gruszka, orzechy włoskie i tymianek - PYYYCHAAA) i dostarcza wyłącznie pozytywnej energii. Dodatek awokado i orzechów czyni potrawę dość bogatą w kalorie i tłuszcz, ale akurat ten rodzaj tłuszczu (czyli niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe) jest dla naszego zdrowia bezcenny. Zachęcam bardzo gorąco do spróbowania!

PS. Ostatnio na blogu mało się dzieje, ale to wszystko z powodu pewnej serii przepisów, którą dla Was przygotowuję. Start już w poniedziałek!

Jak to zrobić (dla 2 osób):
  • 1 małe awokado
  • 1 gruszka
  • sok z połowy cytryny
  • 5-6 łyżek oleju roślinnego (u mnie rzepakowy)
  • 1 łyżeczka listków świeżego tymianku
  • 1 ząbek czosnku
  • szczypta soli
  • 1/2 świeżej papryczki chilli (posiekana)
  • 4 orzechy włoskie (pozbawione łupin i posiekane)
W miseczce wymieszać sok z cytryny z posiekanym czosnkiem, chilli, solą, tymiankiem i olejem. Odstawić na chwilę. W międzyczasie gruszkę ze skórką pozbawić pestek i pokroić wzdłuż w plasterki. Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę i również pokroić wzdłuż. Na talerzach układać na przemian plasterki gruszki i awokado (po połowie gruszki i awokado na osobę). Na koniec polać wszystko sosem, posypać siekanymi orzechami i od razu jeść.



SMACZNEGO!

sobota, 5 października 2013

Dorsz duszony w białym winie

Na początek smutna historia pewnego sportowca amatora. Mowa o Darku. Otóż było tak: biedaczek postanowił być fit i wybrał się z kolegami na piłkę. Cieszył się jak dziecko, że po latach znów będzie mógł poganiać po boisku i strzelić parę goli. I...no cóż. Po boisku rzeczywiście chwilę poganiał i nawet strzelił, o tak, ale sobie w kolano...a tak na serio to zapomniało mu się po prostu o rozgrzewce i podczas jakiejś ważnej akcji w środku pola wykręcił nogę w kolanie. Resztę meczu spędził na bramce, niepocieszony i kulawy. No serce mi pękało, jak go zobaczyłam po powrocie. Tak bardzo się cieszył, a tu taki pech. I do tego 2 tygodnie zwolnienia lekarskiego.
Pierwszy tydzień zleciał na sprzątaniu i reorganizacji wszystkich zakamarków w mieszkaniu, z czego skrycie bardzo się cieszyłam. Ale kolejny tydzień to już męczarnia, bo przecież ile można sprzątać i snuć się pomiędzy naszymi 3 pokojami? Tak więc dla zabicia czasu Darek wziął się za gotowanie. Efekt przedstawiam w dzisiejszym wpisie: na środowy obiad po pracy podano dorsza duszonego w białym winie z ziemniaczkami i sałatką z duszonych zielonych pomidorów i jabłka. I tu moja sugestia: może tak przedłużyć to L4...? :)

Jak to zrobić:

  • 2 filety z dorsza
  • 1 cebula
  • 3 pieczarki
  • papryka słodka w proszku
  • sól i pieprz
  • mąka do panierowania
  • 1 szklanka białego wytrawnego wina
  • szczypta gałki muszkatołowej
Dorsza przyprawić papryką, solą i pieprzem, obtoczyć w mące i usmażyć na rozgrzanym maśle. Zdjąć rybę z patelni, a na pozostałym aromatycznym tłuszczu podsmażyć posiekaną cebulę i pieczarki. Przełożyć dorsza z powrotem na patelnię i wlać wino. Patelnia musi być bardzo rozgrzana, żeby wino od razu zaczęło wrzeć. Po zredukowaniu płynu doprawić gałką muszkatołową. Gotowe!


SMACZNEGO!

wtorek, 1 października 2013

Po prostu pieczarkowa

Nie "Krem z pieczarek", nie "Zupa pieczarkowa na warzywnym wywarze z maślaną nutą", nie "Pieczarki w bulionie z warzywami" tylko po prostu zwykła ordynarna pieczarkowa. Odkąd prowadzimy tego bloga, moje życie całkowicie podporządkowało się jedzeniu i większość potraw, które w zamyśle mają się znaleźć na blogu, musi być oryginalna, wystylizowana, wymyślna i najlepiej taka, której nikt dotąd nie jadł. Coraz częściej jednak dochodzi do głosu rozsądek, który zadaje jedno kluczowe pytanie: "Po co to wszystko?" i w sumie nie potrafię na nie odpowiedzieć. Bo czy na co dzień jest aż tak istotne, czy warzywa w zupie są pokrojone w "julienne" (cieniutkie paseczki), czy w grubo ciosaną kostkę? Owszem, miło czasem zjeść coś innego, eleganckiego i oryginalnego, ale nie wariujmy! Jedzenie ma przede wszystkim smakować i być podane na czystych talerzach (niekoniecznie ubranych w "garni"...).
W myśl idei "wracamy do korzeni" proponuję dziś pieczarkową, czyli zupę, która królowała (nadal króluje?) w szkolnych stołówkach, barach mlecznych i na obiadach w domu wczasowym. Do tego obowiązkowo śmietana, która musi się zważyć. Jedynym szaleństwem, na jakie sobie pozwalam jest dodatek suszonych grzybów, dzięki którym zupa ma niesamowity grzybowy smak i zapach. I wcale nie trzeba jej blendować ani stroić płatkami róż, sama w sobie jest wyśmienita.

Jak to zrobić:
  • 400 g pieczarek
  • zestaw włoszczyzny (kawałek pora, 4 marchewki, 2 pietruszki, 1/4 selera)
  • 5-6 suszonych grzybów
  • 3 duże ziemniaki
  • 1 łyżka masła
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 mała cebula
  • 2 listki laurowe
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • śmietana
  • sól i pieprz
W garnku zagotować 1,5 litra wody z listkami laurowymi, zielem angielskim i pokruszonymi grzybami. W międzyczasie pokroić włoszczyznę w dowolne kawałki i kiedy woda w garnku się zagotuje wrzucić warzywa. Obrać pieczarki i pokroić w dowolne kawałki. Cebulę obrać i pokroić w kostkę, czosnek obrać i posiekać. Na patelni rozgrzać masło i przesmażyć na nim pieczarki z cebulą, czosnkiem i dużą szczyptą soli. Ziemniaki obrać i pokroić w kostkę. Gdy warzywa w garnku zmiękną wrzucić do nich pieczarki z cebulą i czosnkiem (koniecznie razem z masłem, na którym się smażyły!) i ziemniaki. Całość gotować aż wszystkie warzywa w garnku będą miękkie. Zupę zaprawić śmietaną i na końcu doprawić pieprzem i solą według smaku.


SMACZNEGO!