Polub nas na Facebooku

środa, 2 września 2015

Przepis na jaglano-dyniowy budyń i parę słów o tym jak zniszczyć życie dziecku

Byłam ostatnio świadkiem tragicznej scenki. W sklepie w kolejce przede mną stała babcia z wnuczką. Dziewczynka miała góra 10-11 lat i wcinała wielkiego loda na patyku. Niby normalny widok, gdyby nie to, że dziewczynka była koszmarnie otyła. I nie mówię o pucułowatej buzi, a o zaawansowanej otyłości - ogromny brzuch, kilka podbródków, rozstępy na ramionkach i nogi zdeformowane w charakterystyczny "X". Babcia podeszła do kasy z zakupami, a dziewczynka mimochodem podrzuciła jej do koszyka kinder niespodziankę. Babcia na to "Masz już przecież loda, musisz jeść to jajko?", na co dziewczynka zrobiła oczka kota ze Shreka i sięgnęła po kolejnego kinderka...babcia pokornie zapłaciła za oba i zapobiegawczo kupiła dziecku do popicia fantę. Oniemiałam. Spojrzałam na dziewczynkę, potem na babcię, potem znowu na dziewczynkę i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Gdzie ta kobieta ma oczy? Czy ona NAPRAWDĘ wierzy, że kupując "małej" słodycze robi dobrze? Jak może nie widzieć, jaką robi dziecku krzywdę?? Wyszły ze sklepu, nadal będąc w szoku załatwiłam swoje sprawy i w międzyczasie zauważyłam, że dziewczynka wróciła do sklepu i z zamrażarek wyciągnęła kolejnego loda. Za chwilę pojawiła się babcia, uregulowała rachunek i zadowolona z siebie opuściła sklep. Ludzie! Nie wolno robić dzieciom takiej krzywdy! To powinno być karalne i publicznie napiętnowane! Jest tyle alternatyw, mamy pełnię sezonu - maliny, borówki, śliwki, jabłka..tyle dobrych, wartościowych słodyczy do dyspozycji. W domu również bez problemu można przygotować smaczny i wartościowy deser, który wywoła na małej twarzyczce uśmiech podobny do tego pojawiającego się po zjedzeniu kinderka. Dzisiejszy przepis to tylko jedna z możliwych opcji, internet pęka w szwach od takich propozycji i myślę, że zdrowa przyszłość dzieci jest warta czasu poświęconego na poszukiwanie inspiracji.

Jak to zrobić:
  • 1/2 szklanki kaszy jaglanej
  • 1/2 kg dyni
  • miód/cukier waniliowy
  • esencja waniliowa
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • szczypta cynamonu
Kaszę ugotować w szklance lekko osolonej wody. Kasza musi się niemal rozgotować - w razie potrzeby dodać więcej wody. Dynię pozbawić nasion, pokroić na mniejsze kawałki i upiec ze skórą (piekarnik nagrzany do 180 stopni, czas: 20-30 minut). Kaszę zmiksować na gładko z upieczoną dynią (bez skórki) i przyprawami. Przelać do miseczek i schłodzić w lodówce. Podawać z owocami.


SMACZNEGO!

sobota, 11 lipca 2015

Tarta ze szpinakiem i oscypkiem

Wiecie ile to jest kilogram świeżego szpinaku? Nie wagowo - objętościowo. Powiem Wam: kilogram świeżego szpinaku to ogromna torba pełna liści, której nie da się za bardzo schować do lodówki, a przy okazji trzeba te liście szybko zużyć, bo więdną i żółkną...tyle też szpinaku kupiliśmy w zeszłą sobotę, bo był w bardzo dobrej cenie. Bez pomysłu, bez zastanowienia: poprosimy kilogram. Pan pakuje te liście i pakuje i pakuje...myślę sobie "Chyba już dość!", ale nie - jesteśmy dopiero w połowie drogi. Pan skończył, zważył, podaje, płacimy..nie ma wyjścia, słowo się rzekło! Damy świni - ona na pewno nam pomoże i trochę zje. A gdzie tam! Świnia szpinakiem pogardziła.
I tak leży ten szpinak i leży, lodówka się nie domyka, więc trzeba działać. Wyszła z tego tarta, która początkowo miała być z fetą, ale fety zabrakło, a Mama wspomogła oscypkiem. To niech będzie ten oscypek. Tartę mozna zrobić na francuskim cieście, ale ja użyłam domowego mrożonego ciasta, które zostało mi z tego (KLIK) przepisu.

Jak to zrobić:
  • płat ciasta francuskiego lub inne dowolne
  • 250 g jogurtu naturalnego
  • 5 jajek
  • 500 g świeżego szpinaku
  • 5 ząbków czosnku
  • 1 duża cebula
  • oscypek
  • 1/2 pęczka koperku
  • sól, pieprz
Formę do tarty wyłożyć ciastem. Szpinak umyć, odkroić długie łodyżki i posiekać. Na patelni lub w garnku  rozgrzać tłuszcz i podsmażyć posiekaną cebulę i czosnek (3 ząbki) do mikkości. Wrzucić szpinak, wlać 1/3 szklanki wody, przykryć i dusić do miękkości. W osobnej misce wymieszać jogurt z jajkami, solą i 2 ząbkami czosnku przeciśniętymi przez praskę. Dodać posiekany koper, przestudzony szpinak i wymieszać. Wylać masę do foremki, na wierzchu ułożyć plastry sera i piec w 160 stopniach przez 20-25 minut.


SMACZNEGO!

środa, 8 lipca 2015

Hummus z buraczkami i tymiankiem

Dużo tych past i hummusów ostatnio robię, ale każda z nich jest inna, wyjątkowa i bardzo dobra. Dzisiejszą na przykład zrobiłam z okazji piątkowych ploteczek przy winku z koleżanką. Do tego pokroiłam w słupki warzywa (marchewkę, kalarepę i białą rzodkiew) i poszła ca-lut-ka! Nawet miska została wylizana ("Nie nie, nie dokładaj już, przecież nie zjemy"..taaa). Wero powiedziała, że ta pasta wciąga jak chipsy i rzeczywiście tak jest (pewnie gdybym postawiła na stole michę chipsów, wyzerowałybyśmy ją równie sprawnie). Ale to są takie dobre chipsy, które nie powodują wyrzutów sumienia i nie idą w boczki, więc można obżerać się bez umiaru :)

Jak to zrobić:
  • 1,5 szklanki ugotowanej ciecierzycy (lub 1 puszka ciecierzycy konserwowej po odsączeniu)
  • 2 łyżki pasty tahini
  • 1 duży upieczony burak (może być też gotowany)
  • 1 ząbek czosnku
  • kilka gałązek świeżego tymianku
  • 4-5 łyżek oliwy z oliwek lub oleju rzepakowego
  • sól (ok. 1/3 łyżeczki)
  • sok z 1/2 limonki
W blenderze zmiksować wszystkie składniki na gładka pastę. Można zostawić trochę wody z gotowania ciecierzycy lub zalewy z puszki (jeśli używaliście ciecierzycy konserwowej) na wypadek, gdyby pasta wychodziła zbyt gęsta.


SMACZNEGO!

niedziela, 28 czerwca 2015

Zdrowy mus czekoladowy - wersja I (bez jajek i nabiału)

Proces zmiany nawyków żywieniowych ciągnie się u mnie od lat i wciąż jest coś, co powinnam poprawić. Jeśli jednak spojrzę na siebie z czasów studiów i na siebie dzisiaj to różnica jest ogromna i progres widać gołym okiem - również na ciele. Jedno się nie zmieniło i nie zmieni chyba nigdy...po pierwsze primo kocham słodycze, a po drugie primo nic tak, jak lato nie motywuje mnie do zdrowszych wyborów na talerzu. Lato to mój czas, w którym ukochane owoce mam na wyciągnięcie ręki, mogę przebierać w najróżniejszych warzywach, wszystko jest świeże i pełne życia. Mam wrażenie, że mój organizm znudzony zimową monotonią i zmęczony lekkim niedożywieniem próbuje teraz najeść się na zapas. Idę do sklepu po chleb, a wracam obładowana siatami, z których wysypuje się natka pietruszki, kalarepa, truskawki, młode ziemniaki, botwina, bób, ogórki małosolne...nie zawsze chce mi się to wszystko przetwarzać, lubię jeść je na świeżo ot tak. Nie inaczej jest w tym roku, szczególnie, że lato jest wyjątkowo ciepłe i bogate w świeże sezonowe warzywa i owoce. A jeśli przyjdzie ochota na coś innego? Słodkiego? Deserowego? Wcale nie musi być niezdrowo! Dziś przepis na wersję numer 1 zdrowego musu czekoladowego. Jest banalny do wykonania i zawiera dosłownie kilka prostych składników, ale w smaku dorównuje musom czekoladowym, które możecie znaleźć w drogich cukierniach. Spróbujcie!

Jak to zrobić:
  • 1 dojrzałe awokado
  • 1 łyżka miodu* (więcej, mniej..do smaku)
  • 1 czubata łyżeczka kakao (ilość też można zmniejszyć lub zwiększyć..)
* w wersji wegańskiej miód mozna zastąpić cukrem pudrem, melasą lub syropem klonowym

Awokado zblendować na gładko z pozostałymi składnikami. Przełożyć do szklanek/miseczek i schłodzić w lodówce. Podawać z owocami, naleśnikami lub jeść łyżką jak nutellę :)




SMACZNEGO!

piątek, 26 czerwca 2015

Wegański sos "majonezowo"-czosnkowy

Słyszeliście kiedyś o płatkach drożdżowych? Mnie kusiły od dawna, ale kupienie ich zawsze spadało na dalszy plan. W końcu jednak nadszedł odpowiedni moment i w mojej szafce pojawiła się zgrabna paczuszka z czymś, co przypomina pokarm dla rybek. W zapachu nijakie, w smaku słono-dziwne, ale w potrawie smak całkowicie przeistacza się nadając jej serowo-słonawą nutkę. Bardzo fajny produkt, do tego 100% wegański i bogaty w witaminy i składniki mineralne (możecie o tym poczytać w róznych artykułach w internecie). Warto się zainteresować, poważnie.
Wiem co myślicie: "Płatki drożdżowe? Co to za dziwactwo, pogięło ją...", ale tak sobie myślę, że kiedyś używanie w kuchni sosu sojowego było uznawane za dziwactwo i ekstrawagancję. Nie wspominając już o tym, że za Mieszka I nikomu nie przyszłoby do głowy raczenie się oliwkami. Jest więc nadzieja również dla płatków drożdżowych. Nie są drogie, można na początek kupić mniejszą paczuszkę i spróbować, jak ten pozornie egzotyczny składnik będzie Wam pasował. Pamiętajcie, że ludzie z otwartymi głowami smakują życie na 200 %.
Spróbuję Wam pokazać, jak płatków drożdżowych używać w kuchni. Na pierwszy ogień coś prostego - wegański majonez. W smaku podobny do tradycyjnego (moim skromnym zdaniem jest jednak dużo lepszy), a na jego bazie możecie tworzyć dowolne sosy do burgerów, frytek, pieczonych lub grillowanych warzyw i mięs (choć to by była profanacja ;) ). Eksperymentujcie. Ja zrobiłam sos czosnkowy - doskonały!

Jak to zrobić:

  • 1 puszka białej fasoli
  • 2 łyżki musztardy Dijon
  • 2 łyżki płatków drożdżowych
  • 50 ml oleju rzepakowego
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, pieprz
Wszystkie składniki dokładnie zmiksować blenderem. Można dodać odrobinę wody, jeśli wolicie rzadsze sosy. Ot i cała filozofia.

Jako dodatek do pieczonego kalafiora - pyyyycha!!!

SMACZNEGO!

piątek, 19 czerwca 2015

Tosty z bakłażanem i pastą z fasoli

Największa kreatywność w kuchni uruchamia się wtedy, gdy trzeba coś zjeść, a zawartość szafek kuchennych i lodówki nie podsuwa żadnego oczywistego rozwiązania. Prawda - można iść do osiedlowego skelu i coś kupić, ale przy braku koncepcji istnieje ryzyko, że kupi się mnóstwo najróżniejszych produktów, a i tak skończy się na makaronie z sosem ze słoika. Trzeba kombinować...
Ostatnio mieliśmy taką sytuacje przy kolacji i przekonałam się ostatecznie, że są takie produkty, które absolutnie zawsze muszę mieć w domu, bo nigdy nie wiadomo kiedy uratują tyłek...mowa o strączkach w puszce - w tym przypadku zbawicielką okazała się czerwona fasola.

Jak to zrobić (6 tostów)
  • 3 bułki
  • 1 bakłażan
  • pasta z czarwonej fasoli z tego (KLIK) przepisu
  • rukola
  • tarty ser typu parmezan
  • cebula
  • pomidor
Warzywa (oprócz pomidora) pokroić w grube plastry i zgrillować na patelni (można użyć zwykłej patelni, nie musi być specjalna grillowa). Bułki przekroić na pół, skropić oliwa, doprawić i również zgrillować. Każdą połówkę posmarować pastą z fasoli, ułożyć rukolę, plaster bakłażana, plaster pomidora, plaster cebuli i posypać z wierzchu serem.


SMACZNEGO!

środa, 17 czerwca 2015

Brownie z kaszy jaglanej z truskawkami (bezglutenowe)

Wiecie, nie mam ostatnio pomysłów na przepisy..ani weny do pisania ciekawych i długich wpisów. Lato mnie rozleniwiło i zjedzenie kilograma truskawek na obiad zdaje się być całkiem sensownym rozwiązaniem. Tylko co tu napisać o kilogramie truskawek...
Zmobilizowałam się do większego wysiłku i..upiekłam ciasto! Wiecie już jak nie lubię i nie umiem piec, to ciasto również przypaliłam :) ale po odkrojeniu spalonego spodu i kilku krawędzi okazało się, że jest pyszne! I bardzo zdrowe przy okazji, bo zamiast mąki dodaje się kaszę jaglaną. Długo się nie zastanawiałam nad podjęciem tego wyzwania - wszystko, co ma w składzie kasze jaglaną musi być dobre. 
Skorzystałam z przepisu Dorotuś (tutaj: KLIK), ale zamiast orzechów pekan użyłam truskawek. Polecam!

Jak to zrobić:
  • 1/2 szkalnki kaszy jaglanej
  • 1 szklanka wody (użyłam mleka ryżowego)
  • szczypta soli
  • 3 jajka
  • 50 ml oleju
  • 1/2 szklanki śmietany kremówki (użyłam 3 łyżek jogurtu greckiego + dodatkowe 10 ml oleju)
  • 3/4 szklanki cukru
  • 1/2 szklanki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • ok. 250 g truskawek
Kaszę ugotować w mleku/wodzie ze szczyptą soli. Ostudzić i zmiksować na gładką masę z resztą składników. Wylać do foremki (u mnie kwadratowa 20x20 cm), na wierzchu ułożyć przekrojone na pół truskawki i piec przez ok. 40-45 minut w temperaturze 180 stopni. Radzę jednak po 30 minutach kontrolować czy się nie przypala lub zmniejszyć temperaturę w piekarniku...jeść po całkowitym ostygnięciu - o ile będziecie w stanie się powstrzymać ;)



SMACZNEGO!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Fasolowy "smalec"

Nigdy nie byłam specjalną fanką smalcu, bo świadomość, że na moim chlebie znajduje się rozsmarowany świński tłuszcz ze skwarkami nawet dla mięsożernej mnie sprzed paru lat była zniechęcająca. Nie mówię, że nigdy go nie jadłam! Nawet zdarzyło mi się sięgnąć po dokładkę! Były to jednak krótkie momenty, w których zapominałam, co dokładnie jem i skupiałam się tylko na smaku. Teraz prawdziwego smalcu bym nie tknęła, tak samo jak innych mięsnych potraw, za którymi kiedyś przepadałam (wątróbka, kaszanka, kabanosy, parówki, kiełbasa z dzika..), ale do tamtego smaku chętnie bym wróciła.. kilka tygodni temu byliśmy na stołecznym festiwalu hummusu w knajpie Znajomi Znajomych. I tam spróbowałam wegańskiego "smalcu" z fasoli, który w smaku był identyczny, jak ten prawdziwy. Nawet Darek nie chciał uwierzyć, że mnie ma tam wieprzowego łoju, a wierzcie mi, że taki koneser mięsa wyczuje każdy podstęp. Pomyślałam sobie, że skoro będąc wegetarianinem można jeść potrawy, które smakują jak mięsne, tłuste i niezdrowe, a są dla nas dobre to dlaczego nie spróbować tego w domu? I spróbowałam :) skuście się, bo warto!

Jak to zrobić:
  • 1 puszka białej fasoli
  • 2 cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 małe jabłko
  • 2 łyżki majeranku
  • olej rzepakowy
  • pieprz, sól
  • opcjonalnie: prażona cebulka dla efektu "skwarek"
Cebulę i jabłko pokroić w drobną kosteczkę. Na patelni rozgrzać olej i podsmażyć cebulę z jabłkiem aż zmiękną. W międzyczasie dodać posiekany czosnek. Blenderem zmiksować fasolę z majerankiem i 3-4 łyżkami oleju rzepakowego oraz połową przesmażonej cebuli z jabłkiem. Resztę cebuli wymieszać łyżką. Jeść jak zwykły smaluch: ze świeżym chlebem, kiszonym ogórkiem i szczyptą soli na wierzchu.



SMACZNEGO!

piątek, 17 kwietnia 2015

Czekoladowy deser z tapioki

Tuż po świętach mieliśmy dzień wolnego na tournee po sklepach z ciuchami w celu odświeżenia garderoby. NIE-NA-WIDZĘ łażenia po sklepach! Uważam to za zło konieczne i chociaż nowy ciuch zawsze cieszy to proces poszukiwania go w miliardzie sklepów oraz grzebanie między wieszakami zniechęca mnie tak bardzo, że nagle stary wyciągnięty sweterek staje się całkiem ładny, a sprana koszulka wygląda jakby nieco lepiej. Dochodzi jednak do takiego momentu kiedy po prostu nie ma innego wyjścia i ruszam do galerii. Poświąteczne zakupy zabrały nam cały dzień i gdyby nie jeden szczególny element pewnie miałabym dołujące poczucie straconego czasu. Tym jasnym punktem była wizyta w stołecznej restauracji Mezze, w której podają doskonały falafel i jeszcze lepszy hummus. Jedzenie było po prostu prze prze przepyszne!! Gorąco polecam, knajpa do najtańszych nie należy, ale najeść się można po korek..
Poza falafelem i hummusem skusiliśmy się na tajemniczo wyglądający deser z tapioki. Nigdy wcześniej jej nie próbowaliśmy i pomimo pękającego w szwach żołądka skusiliśmy się. Co to tapioka? To skrobia pozyskiwana z manioku, którą w sklepach typu "Kuchnie świata" można kupić w postaci granulek lub mąki. Podobnie jak skrobia ziemniaczana, tapioka służy do zagęszczania potraw i w kontakcie z cieczą tworzy coś na kształt budyniu. Do deserów wykorzystuje się głównie tapiokę w granulkach, bo nadaje dodatkowo fajnej konsystencji. Jeśli ktoś lubił w dzieciństwie (i nie tylko) kaszki i budynie z grudkami to będzie zachwycony :)

Jak to zrobić (2 solidne porcje):
  • 1/2 szklanki tapioki
  • 2,5 szklanki mleka (krowiego lub roślinnego)
  • kakao słodzone typu Nesquick (u nas 2,5 łyżki)
  • truskawki mrożone (300g)
  • 2 łyżeczki cukru (niekoniecznie)
  • esencja waniliowa
  • nasionka chia (2 łyżki)
Mleko zagotować z kakao. Wsypać tapiokę i gotować na małym ogniu cały czas mieszając przez ok. 20 minut (tapioka musi się zrobić przeźroczysta). Truskawki rozmrozić i odsączyć sok. Do soku wsypać nasionka chia i odstawić na bok aż zgęstnieje. Truskawki zmiksować z cukrem i esencją, dodać namoczone nasionka chia (jeśli nie dodajecie nasionek, to odcedzony sok wykorzystajcie w innym przepisie). Do szklanek nakładać przestudzony budyń z tapioki. Na wierzch wylać sos truskawkowy i wstawić do lodówki na ok. godzinę.





SMACZNEGO!

wtorek, 14 kwietnia 2015

Tarta z łososiem, mozzarellą i pomidorami

Kiedy byłam mała i przychodziły do mnie koleżanki gościłam je najczęściej chipsami i ciastkami. Czasem, jak koleżanki się zasiedziały, to moja mama robiła nam kanapki i wówczas wizyta przyjmowała bardziej ekskluzywny charakter. Potem były studia, a na studiach najczęściej na stole stawiało się piwo i paluszki, ewentualnie przy dłuższych posiedzeniach zamawiało pizzę w rozmiarze XXXL. I też było dobrze. A dziś, w świecie ludzi tuż przed i tuż po trzydziestce postawienie samotnych chipsów na stole to prawdziwa hańba! Dziś gości podejmuje się deskami serów, sałatkami, makaronem, domowym sushi lub pizzą - ale tylko taka zrobiona własnoręcznie. Fajne to, miłe, ale dość stresujące, szczególnie jak masz mało czasu i wysilając umysł w poszukiwaniu koncepcji kulinarnej bezwiednie zerkasz na szufladę, w której trzymasz ulotki od chińczyka, z kebaba lub z pizzerii.
Ja lubię mieć gości i lubię czasem coś fajnego dla nich ugotować, ale  nie uważam, żeby spotkania przy bogato zastawionym stole były mniej wartościowe od tych przy laysach o smaku zielonej cebulki lub serowych cheetosach. O ile na tę drugą opcję spotkań nie potrzeba specjalnych inspiracji, o tyle dla osób szukających pomysłu na szybkie i smaczne danie mam dziś sprawdzoną propozycję. Przepis pochodzi z książki "Pascal kontra Okrasa" wydanej rok temu przez Lidla. Przepis w całości przygotowany przez Darka, więc wierzcie, że do wybitnie trudnych nie należy :)

Jak to zrobić:

  • 200 g ciasta francuskiego
  • 5 jajek
  • 100 g śmietany 30%
  • 340 g pomidorów (nie ważyliśmy, użyliśmy 4 pomidorów)
  • 150 g wędzonego łososia
  • 1 pęczek szczypiorku
  • 185 g mozzarelli (zużyliśmy 1 kulkę)
  • 5 g masła
  • 5 g mąki
  • listki bazylii (nie użyliśmy w przepisie)
  • sól, pieprz
  • od nas: kilka suszonych pomidorów
Pomidory pokroić w kostkę (można wcześniej sparzyć i obrać ze skórki). W misce wymieszać jajka, śmietanę i posiekany szczypiorek. Formę do tarty wysmarować masłem i wysypać mąką. Ciasto francuskie wyłożyć do formy, nakłuć widelcem i wstawić do zamrażarki na 20 minut. Na cieście rozłożyć łososia i pokrojoną w plastry mozzarellę. Następnie położyć pomidory, doprawić solą i pieprzem i zalać masą jajeczno-śmietanową. Na wierzchu ułożyć pokrojone suszone pomidory. Piec przez 20-25 minut w temperaturze 160 stopni (z termoobiegiem). Gotową tartę posypać listkami bazylii.



SMACZNEGO!

piątek, 13 marca 2015

Zjadłabym coś słodkiego...ciastka owsiane z pomarańczą, imbirem i białą czekoladą

Pamiętacie moją przyjaciółkę z Wrocławia? Otóż obie mamy teraz fazę na jedzenie słodyczy non stop..o każdej porze dnia i nocy. Pokusa jest tak silna, że jeśli w domu nie ma nic słodkiego to choćby na zewnątrz szalało tornado, nic nie przeszkodzi nam w wyjściu do lokalnego spożywczaka po jakieś słodkości. Straszne, mówię Wam. I niestety na taką cukrową chcicę nic poza czystym rafinowanym cukrem nie pomoże. Żadne tam oszukiwanie się owocami, bakaliami, herbatą..zapomnijcie! Musi być kalorycznie, obrzydliwie słodko i najlepiej z czekoladą. Najlepsze jest to, że sobie nawzajem potrafimy dawać naprawdę złote rady! Mamy mnóstwo genialnych pomysłów na pokonanie pokus, z tym że żadna z nas nie umie ich wprowadzić w życie. Jednym z takich cudownych pomysłów było: "ok. masz ochotę na słodycze? To możesz zjeść, ale pod warunkiem, że wyprodukujesz je sama w domu. Upiecz ciasto, ciastka, zrób jakiś inny deser i jedz do woli - ale masz zakaz wychodzenia do sklepu." Dobre, nie? I mogłoby być całkiem skuteczne, gdyby któraś z nas się do tego kiedykolwiek zastosowała...
No to dziś zarządzam koniec tej beznadziejnej sytuacji! Wprowadziłam złotą radę w życie i jestem taka dumna!! Parcie na słodkie było tak ogromne, że pracowałam jak w jakimś transie. Koncepcję wymyśliłam w trakcie, kilka razy ją zmieniając. Udało się i świętuję ten sukces kolejnym ciasteczkiem domowej roboty. Spróbujcie, ciastka są naprawdę świetne!

Jak to zrobić (10 ciastek):
  • 1 szklanka płatków owsianych
  • 1/2 szklanki mąki kukurydzianej (może być też zwykła pszenna)
  • 1/4 szklanki nasion sezamu
  • 50 g białej czekolady (posiekanej)
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
  • 2 cm kawałek świeżego imbiru starty na tarce
  • 1 łyżka nasion chia zalana ok. 1/2 szklanki wody (lub 1 jajko)
  • 3 łyżki rozpuszczonego oleju kokosowego lub innego roślinnego
  • 2 solidne łyżki miodu
Wymieszać suche składniki w misce. W osobnej misce wymieszać namoczone chia / jajko z olejem, rozpuszczonym miodem, imbirem i skórką pomarańczy. Połączyć wszystkie składniki. Formować ciasteczka i piec w 160 stopniach przez ok. 20 minut. Można ostudzone ciastka udekorować białą czekoladą roztopioną w kąpieli wodnej.


SMACZNEGO!

wtorek, 10 marca 2015

Wegańska pasta z czerwonej fasoli - do kanapek (nie pasztet, żeby nie było!)

Na różnych wegańsko-wegetariańskich blogach spotkałam się z dyskusjami na temat nazewnictwa potraw bez mięsa i produktów zwierzęcych. Były one wywoływane najczęściej przez mięsożerców (czasem, o zgrozo, przez fanatycznych wegan) i zawsze zaczynało się od tego samego: "Skoro gardzicie mięsem to po co tworzycie substytuty potraw mięsnych??". No tak, w końcu na przykład smalec to produkt jasno zdefiniowany i wegańska wersja smalcu z użyciem białej fasoli zamiast świńskiego tłuszczu nie będzie już smalcem, tylko pastą z fasoli. Nazywając ją smalcem stajemy się politycznie niepoprawni, bo w końcu jeśli ktoś nie je mięsa, to powinien z obrzydzeniem odwracać głowę od wszystkiego, co może się z mięsem kojarzyć. A parówki sojowe? Jak można sięgać w sklepie po coś, co nawiązuje do okrucieństwa i cierpienia zwierząt, których zwłoki przerabiane są na parówki.
Czytam sobie to wszystko - argumenty za i przeciw - i myślę sobie, że szaleństwo rozpętane ostatnio wokół żywienia i diet najróżniejszych powoli osiąga szczyt (to dobrze, bo potem będzie już tylko lepiej..mam nadzieję). Co to kogo obchodzi, jak nazwę moją potrawę? Czy nie mogę nazwać ciasta "Kopcem kreta" dopóki nie jest zrobione z ziemi i nie siedzi w nim kret z łopatką? Jeśli mogę, to dlaczego zabrania mi się piec pasztety, smażyć kotlety, robić sos boloński lub carbonarę bez użycia mięsa? Przecież tu nie chodzi o mięso, a o smak - jeśli carbonara z kalafiora smakuje podobnie do tej z boczkiem to nazwę ją carbonarą, czy się to komuś podoba czy nie. Ja nikogo nie zmuszam do wegetarianizmu, nie potępiam i nie zrywam kontaktów z ludźmi, którzy w zabijaniu zwierząt nie widzą nic złego. Każdy ma swoje sumienie, swój światopogląd i jeśli zechce to może się otworzyć na nowości, a jeśli nie to jest jego prywatna sprawa. Ludzie, więcej luzu. Jeśli chcę zjeść wegańską parówkę lub szynkę, która nie została wycięta z tyłka świni tylko zrobiona z przetworzonej soi to do cholery zjem!
No! To teraz podaję przepis na pastę, a wy ją sobie nazywajcie jak chcecie.

Jak to zrobić:
  • 1 puszka czerwonej fasoli
  • 5 suszonych pomidorów
  • 4 gałązki świeżej bazylii
  • 2 łyżki oliwy z pomidorów
  • sól, chilli
Fasolę przepłukać. Wszystkie składniki dokładnie zmiksować na gładką masę.


SMACZNEGO!

sobota, 7 marca 2015

Granola jabłkowo-klonowa z orzechami

Robienie granoli w domu wchodzi w krew. Jest wciągające, uzależniające i jak już ktoś zacznie to nie przestanie - a na pewno nie wróci nigdy, przenigdy do sklepowych mieszanek. Moja do tej pory ulubiona wersja (tutaj: KLIK) wydawała mi się doskonała i nie do pobicia, ale niestety - spróbowałam granoli z orzechami laskowymi zrobionej przez Oleksiaka.. była świetna! Orzechy laskowe uwielbiam, a upieczone dodatkowo w piekarniku z płatkami i resztą dodatków mogłabym jeść bez przerwy. Postanowiłam sobie, że moja następna granola musi mieć je w składzie, bo w przeciwnym wypadku umrę na pewno. I ma. Komu zdrowe śniadanie?

Jak to zrobić:
  • 1 szklanka płatków owsianych
  • 1/2 szklanki otrąb owsianych
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego
  • 1/2 szklanki pestek słonecznika
  • 1/2 szklanki pestek dyni
  • 1/2 szklanki orzechów laskowych
  • sok z 1 limonki
  • 1 małe jabłko starte na drobnej tarce
  • 4-5 łyżek syropu klonowego
  • 1 łyżka płynnego oleju kokosowego lub innego
  • szczypta soli
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
Orzechy posiekać (ale niezbyt drobno). Wszystkie suche składniki umieścić w misce. W mniejszej miseczce wymieszać starte jabłko (musi być drobniutko starte - na papkę), syrop klonowy, sok z limonki i olej. Wlać mokre składniki do suchych i dokładnie wymieszać. Wyłożyć na blachę z papierem do pieczenia i wstawić do nagrzanego piekarnika (150-160 stopni) na maksymalnie 20 minut. Co 5 minut granolę trzeba przemieszać, żeby się nie przypaliła. Wystudzić, przechowywać w słoiku.


Sobotnie śniadanie: szklanka zsiadłego mleka zmiksowana z bananem + granola

SMACZNEGO!

czwartek, 5 marca 2015

Moussaka

Ostatnio odezwała się do mnie koleżanka z zamówieniem na następny przepis na blogu i poprosiła o jakąś zapiekankę z mięsem. Trudna sprawa, bo mięsa nie jadam, a Darek ostatnio do garów się nie garnął... ale cóż, obiecane, klepnięte, musi być. Chwilę pogrzebałam w pamięci w poszukiwaniu jakiegos przepisu, który spełniałby kryteria i przypomniałam sobie o moussace - greckiej zapiekance z mięsa mielonego i bakłażana. Całkiem fajny przepis na to danie znalazłam w książce kucharskiej wydanej rok temu przez Lidla - "Pascal kontra Okrasa", ale wykonanie pozostawiłam głównemu mięsożercy w naszym domu. I zupełnie niespodziewanie okazało się, że też mogę takiej moussaki spróbować, bo Darek podzielił zapiekankę na część wege i nie-wege. W nie-wege oczywiście użył mięsa, a w wege znalazła się czerwona soczewica z pieczarkami - pyyyycha!

Przepis podaję za książką i stroną www.kuchnialidla.pl, ale od razu zaznaczam, że Darek użył połowy składników. Z całości wyjdzie zapiekanka dla dużej głodnej rodziny, chociaż książka podaje, że to porcja dla 4 osób...

Jeśli przeraża Cię robienie beszamelu, to myślę, że ogranieczenie się do posypania zapiekanki pokruszoną fetą z oliwkami też się sprawdzi.

Jak to zrobić:

  • 2 bakłażany, umyte i pokrojone wzdłuż na plastry o grubości 1 cm
  • 3 cukinie, umyte i pokrojone wzdłuż na plastry o grubości 1 cm
  • 50-70 ml oliwy z oliwek
  • 2 duże cebule, posiekane
  • 1 kg mielonego mięsa wieprzowo-wołowego
  • szczypta mielonego cynamonu
  • 500 g przecieru pomidorowego
  • 100 ml czerwonego wina
  • 600 ml mleka
  • 120 g masła
  • 100 g mąki
  • 2-3 szczypty gałki muszkatołowej
  • 1 opakowanie sera typu greckiego
  • 2 żółtka
  • sól
  • pieprz
Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek. Solimy i smażymy plastry bakłażana z obu stron. Usmażone kawałki bakłażana odsączamy na ręczniku papierowym. W ten sam sposób smażymy plastry cukinii.
W garnku rozgrzewamy 2 łyżki oliwy z oliwek, wrzucamy posiekane cebule i smażymy je do zeszklenia. Mieszamy. Dodajemy 1 kg mięsa mielonego, mieszamy drewnianą łyżką.
Do podsmażonego mięsa dodajemy przecier pomidorowy, mieszamy, następnie dodajemy czerwone wino i szczyptę cynamonu. Mieszamy. Zmniejszamy ogień i gotujemy jeszcze przez mniej więcej 20 minut.
Na sam koniec gotowania doprawiamy pieprzem i solą. Mieszamy.
W garnku na wolnym ogniu rozpuszczamy 120 g masła, dodajemy do niego 100 g mąki, prażymy mąkę z masłem przez 2 minuty, cały czas mieszając drewnianą łyżką. Stopniowo dodajemy 600 ml mleka, całość mieszamy za pomocą trzepaczki. Doprawiamy solą i pieprzem, następnie dodajemy 2 szczypty gałki muszkatołowej i żółtka. Mieszamy i odstawiamy (możemy na koniec doprawić jeszcze szczyptą gałki muszkatołowej i solą do smaku).
Plastry bakłażana układamy na dnie naczynia żaroodpornego, na bakłażanie układamy plastry cukinii, następnie wykładamy mięso z sosem pomidorowym. Całość zakrywamy sosem beszamelowym, górę posypujemy pokruszonym serem typu greckiego i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180°C (termoobieg) na 45 minut (musakę możemy zapiekać nawet 60 minut).



SMACZNEGO!

czwartek, 5 lutego 2015

Regeneracja włosów "śliną bernardyna"

Temat mało związany z gotowaniem, ale wyniki tego eksperymentu są tak niesamowite, że muszę się z Wami podzielić!
Nigdy nie miałam szczególnych problemów z włosami, ale regularnie dwa razy w roku (w środku lata i w środku zimy) przez kilka tygodni moje włosy są osłabione, matowe i wypadają na potęgę. W tym okresie nic na nie nie działa - żadne skrzypovity ani inne suplementy. Po prostu jakaś część włosów jest skazana na śmierć, a potem wszystko wraca do normy. Tej zimy okres linienia niepokojąco się przedłużył, a moje wszechobecne w domu kłaki już nawet mi zaczęły przeszkadzać. Na serio się zmartwiłam i po raz kolejny spróbowałam kuracji skrzypem - nic. Cały miesiąc łykania tabletek na nic. Stosowałam też najróżniejsze odżywki na wzmocnienie i to również nie pomogło. Kiedy policzyłam, że taka sytuacja ciągnie się już trzeci miesiąc załamałam się. Uwielbiam moje włosy, zawsze o nie dbam i jestem z nich dumna, więc myśl o tym, że mogłabym je na zawsze stracić (czy choćby połowę z nich) sprawiała, że chciało mi się wyć.
Pewnego dnia moja mama zauważyła, że mam bardzo matowe włosy i może powinnam jeść siemię lniane. Co prawda siemię jem codziennie, ale ta rada jakoś utkwiła mi w głowie i nie dawała spokoju. Przypomniałam sobie, że kiedyś na blogu "Qchenne inspiracje" (KLIK) autorka też przechodziła trudny czas ze swoją skórą i włosami i zorganizowała akcję Regeneracja, która polegała na tym, że przez 2 tygodnie piła koktajl z pietruszki i wywar z siemienia lnianego. Jej pomogło, więc ja też postanowiłam spróbować.
Koktajl z pietruszki odpuściłam, bo kupowanie natki zimą to mało opłacalny biznes. Ale patent z siemieniem bardzo mi się spodobał i jeszcze tego samego dnia zaczęłam kurację.
Mało apetyczne prawda? :)
Hm...od czego by tu zacząć...może od tego, że picie zmiksowanego wywaru z siemienia jest skierowane raczej do twardzielek. I nie chodzi o jego smak, który jest raczej neutralny, a o konsystencję. Kojarzycie takie psy bernardyny? Na pewno. I na pewno kojarzycie taki widok, gdy z pyska bernardyna zwisa ciągnąca się strużka śliny. Tak zwisa, zwisa, powoli rozciąga się ku ziemi aż w końcu urywa się albo zostaje wytarta o Twoje spodnie lub ewentualnie owija się wokół psiego pyska na skutek trzepania głową. Skoro już macie ten widok przed oczami to teraz musicie mieć świadomość, że porównanie napoju z siemienia do śliny bernardyna nie jest przypadkowe. Jego konystencja przypomina coś pomiędzy meduzą, kisielem, a śliną bernardyna właśnie. Darek na jego widok odwraca z obrzydzeniem głowę - widocznie nie jest twardzielem :) ja wypijam, bo dla ratowania moich włosów moję wycierpieć wszystko! I powiem Wam, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, najgorzej jest na początku.
A efekty? Opłaca się wypijać kubek tego paskudztwa? TAK TAK i jeszcze raz TAK!!!! Wywar z siemienia zdziałał u mnie cuda! Założyłam, że będę go piła przez miesiąc, ale minął tydzień, a już widzę poprawę. Przede wszystkim włosy przestały wypadać. Nie wyobrażacie sobie nawet jaką poczułam ulgę. Mogę szczotkować je bez obaw, a podczas mycia na rękach pozostaja mi dosłownie 2-3 włosy. I teraz nie mogę się wprost doczekać, co będzie dalej! Dlatego jeśli masz jakikolwiek problem z włosami i nic do tej pory nie pomogło to obudź w sobie twardziela i spróbuj tej metody. Co Ci szkodzi?

Jak to zrobić:
  • 1 łyżka siemienia lnianego
  • 1 szklanka wody
Wodę zagotowac w garnku, wsypac siemię i gotować ok. 5 minut az siemię się "rozklei" (zacznie tworzyć glutka). Po zagotowaniu mozna zrobić 2 rzeczy:
  • przecedzić glutka i wypić bez nasion (wtedy konsystencja będzie mniej obleśna, ale odcedzenie nasion jest dość trudne)
  • zmiksować glutka razem z nasionami i wypić (po zmiksowaniu wywar przybiera postać śliny bernardyna i wygląda naprawdę wstrętnie...)
Miksowanie i picie wszystkiego ma jeszcze tę zaletę, że wykorzystujemy całe dobro nasion lnu. Dla włosów ważny jest w zasadzie tylko glutek, ale dla nas przydatne są również m.in. kwasy omega-3 zawarte w nasionach. Najlepiej wypić jak wywar jest jeszcze ciepły - łatwiej przechodzi przez gardło.


SMACZNEGO! he he he... :)

wtorek, 3 lutego 2015

Burgery pieczarkowe z czarnej soczewicy

Moja przyjaciółka z Wrocławia ma naprawdę ogromne szczęście, że mieszka w takim miejscu. Po pierwsze dlatego, że to Wrocław, a po drugie dlatego, że dosłownie kilka kroków od jej osiedla jest Bio Domek - sklep z ekologiczną żywnością. Zazdroszczę jej tego bardzo, chociaż pewnie gdybym miała taki sklep pod domem to zostawiałabym w nim większość mojej wypłaty... tak jak niektórzy uwielbiają snuć się między regałami w Castoramie, tak ja delektuję się każdą chwilą spędzoną między półkami z nasionami, ziarenkami i eko-herbatami. Wszystko zapakowane w te piękne woreczki, torebeczki, pudełeczka i słoiczki. Fakt, że ceny produktów są zdecydowanie wyższe o tych w ofercie Biedronki, ale od czasu do czasu nie żal mi pieniędzy na kupienie czegoś z dobrego, bezpiecznego źródła nieskażonego pestycydami i spalinami. Przeważnie takie produkty zużywam oszczędnie i jeszcze długo od zakupu mogę się nimi cieszyć.
Z ostatniego pobytu we Wrocławiu przywiozłam sobie paczkę czarnej soczewicy i tabliczkę surowej czekolady. O ile czekolada zniknęła dość szybko, o tyle soczewica stała nietknięta przez tydzień i czekała na godny siebie moment. Moment wreszcie nadszedł.

PS. Nawiązując do poprzedniego posta: przyjrzałam się mojemu obiadowi i muszę przyznać, że wege to faktycznie nie jest jedzenie. To jest NADjedzenie :)

Jak to zrobić (6 burgerów):
  • 1/2 szklanki czarnej soczewicy (można użyć również zielonej)
  • 4 pieczarki
  • 1/2 szklanki (ok. 50 g) płatków gryczanych lub ugotowanej kaszy gryczanej
  • 1/2 pęczka pietruszki
  • 1 jajko
  • 2 liście laurowe
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, chilli
Soczewicę ugotować w szklance wody z liśćmi laurowymi. Gdy będzie gotowa liście odłowić i dodać płatki gryczane / kaszę. Wymieszać i przestudzić. Do malaksera przełożyć 1/2 soczewicy, pieczarki, jajko, czosnek przeciśnięty przez praskę i pietruszkę. Dokładnie zmiksować. Można też użyć miksera ręcznego. Wymieszać z pozostałą soczewicą, solą i chilli. Smażyć na niewielkiej ilości tłuszczu (można obtoczyć w bułce tartej lub nie). Przed podaniem odsączyć tłuszcz na ręczniku papierowym. W wersji bardziej dietetycznej burgery można upiec w piekarniku.



SMACZNEGO!

sobota, 31 stycznia 2015

Wege to nie jedzenie? Przepis na pastę sezamową (tahini)

"Wege to nie jedzenie" skomentował jeden z czytelników bloga. Echhh, kiedy wreszcie ludziska zrozumieją, że nie na samym mięsie świat stoi, a jego eliminacja z diety może być początkiem nowego lepszego życia? Nie jestem wegetarianką z gatunku tych fanatycznych, ba, ja w ogóle nie jestem wegetarianką, bo sporadycznie jem ryby i owoce morza (tak tak, to też mięso). Pomimo to zachęcam ludzi do spróbowania diety bezmięsnej, choćby przez tydzień lub dwa, żeby każdy na własnej skórze przekonał się o tym czy warto. To naprawdę nie boli! I co słyszę? Że bez mięsa popada się w anemię i niedobory, że bez mięsa nie da się najeść, że wege to nie jedzenie... nie mogę zrozumieć dlaczego tak chętnie eksperymentujemy z rzeczami, które mogą nam zaszkodzić ("nigdy nie paliłem cygara, muszę spróbować!" albo "ciekawe czy po Absyncie faktycznie ma się halucynacje.."), a bronimy się rękami i nogami przed eksperymentem, który będzie dla naszego ciała korzystny i dobry. Czerpiemy radość z wyniszczania się fajkami, alkoholem i śmieciowym żarciem, a jedząc nawet najsmaczniejszego wege burgera lub michę sałatki z pysznym dressingiem popadamy we frustrację (bo bez mięsa..). Ludzie, pobudka!
Spróbuje dziś obalić pewien mit, który co prawda nie dotyczy mięsa, ale wynosi na szczyt inne produkty pochodzenia zwierzęcego, jako jedyne i słuszne źródło pełnowartościowych składników odżywczych. Mleko. Trzeba je pić, żeby mieć zdrowe zęby i kości, bo ma dużo białka i wapnia. Co z tego, że przy okazji ma w składzie nasycone tłuszcze, laktozę, którą nasz organizm słabo trawi i mogą się w nim trafiać pozostałości antybiotyków i leków hormonalnych podawanych krowom? To nieważne, ma wapń, a przemysł mleczarski jest bogaty, więc trzeba pić litrami i już! A ja Wam mówię, że to g...uzik prawda. Szklanka mleka krowiego to około 300 mg wapnia, co przy średnim zapotrzebowaniu ok. 1000-1200 mg (zależnie od wieku i stanu fizjologicznego - ciąża, laktacja) daje nam mniej więcej 1/3 - 1/4 pokrycia. Czy to faktycznie tak dobre źródło? Jeśli jesteś w stanie wypić litr mleka dziennie to owszem, tak. A teraz dla porównania coś ze świata roślin:
  • fasola - 160 mg / 100g
  • kapusta - 70 mg / 100g
  • jarmuż - 160 mg / 100g
  • ziarna sezamu - 940 mg / 100g
  • ziarna maku - ok. 1200 mg/100g
  • suszone figi - 203 mg/100g
  • płatki owsiane - 54 mg / 100g
  • orzechy laskowe - 186 mg / 100g
  • otręby pszenne - 119 mg / 100g
Nie miksowałam do postaci płynnej. Forma chałwy bardzo mi odpowiada
I tak dalej i tak dalej....ktoś może spytać "Ok, jest dużo tego wapnia, ale łatwiej wypić szklankę mleka niż zjeść szklankę sezamu nie?". No jasne! Ale dieta wegetariańska to dieta różnorodna i ciekawa! Wystarczy zrobić owsiankę z 50 g płatków owsianych, dodać 30 g orzechów laskowych, 50 g suszonych fig, łyżeczkę pasty tahini ze zmielonego sezamu, łyżkę nasion słonecznika, zalać wszystko tą nieszczęsną szklanką mleka lub mleka roślinnego wzbogaconego w wapń i połowa dziennego zapotrzebowania z głowy już przy samym śniadaniu. W ciągu dnia przegryziemy kilka orzechów i zjemy jakąś kanapkę na razowym pieczywie, na obiad kotlety z fasoli z dodatkiem jarmużu, otrąb pszennych, surówka z białej kapusty lub brokuł, brązowy ryż lub kasza gryczana i mamy z wapniem pozamiatane. A przy okazji dostarczymy sobie morza innych cennych składników, których próżno szukać w szklance mleka. Prawda, jakie to proste?
Podaję dziś przepis na pastę sezamową tahini, którą można dodawać do hummusu, do pasztetów warzywnych, do ciast, deserów, lodów i owsianek. Klasyczna wersja ogranicza się do sezamu i oleju, ale moją wzbogaciłam o miodek, bo lubię słodkości...
Przepis prosty, choć czasochłonny. Dla zachęty powiem, że pasty z tego przepisu wystarczy na naprawdę długo...poza tym smakuje jak najlepsza chałwa :)

Jak to zrobić:
  • 1 szklanka nasion sezamu
  • 1-2 łyżki miodu (do smaku)
  • 1 łyżka oleju rzepakowego lub sezamowego
Nasiona wysypać na suchą patelnię i prażyć aż staną się złociutkie i pachnące. Uwaga, żeby nie przypalić! Przestudzony sezam wsypać do naczynia lub do blendera i zmiksować z olejem i miodem na gładką pastę. Ja użyłam ręcznego miksera i niestety co jakiś czas musiałam robić przerwy, żeby zeskrobać nasionka z miksera i ze ścianek naczynia. Poza tym mikser trochę się grzał, więc dawałam mu odpocząć. Trud się opłacił, pasta jest pyszna! Jeśli jednak nie macie ochoty bawić się w domową produkcję to pastę tahini o bardzo dobrym składzie kupicie w każdym większym markecie.

Codzienna owsianka. Te dziwne suszone owoce to morwa biała. Smakuje jak krówka :)

SMACZNEGO!

środa, 28 stycznia 2015

Pasztet z czerwonej soczewicy z gruszką

Pasztet paczy złymi oczami...
Kolejny wyjazd do Wrocławia za mną. Kocham to miasto, bo każda wizyta nastraja mnie bardzo optymistycznie i zawsze niechętnie wracam do Warszawy. Nie lubię pożegnań z Wrocławiem i z moją przyjaciółką, która tam mieszka i z którą nigdy nie możemy się porządnie nagadać. Tym razem wyjazd stał pod znakiem rozmów na temat jedzenia, które uwielbiam i mogłabym prowadzić godzinami! Musicie wiedzieć, że razem z moją przyjaciółką tworzymy grupę wzajemnego wsparcia w utrzymywaniu zdrowego stylu życia i w próbach odzwyczajenia się od słodyczy. Zawsze możemy liczyć na to, że jedna drugą pocieszy ("Nie martw się, ja też wczoraj żarłam słodycze cały wieczór i wstałam rano z bólem brzucha") lub wesprze w trudnych chwilach ("Masz wywalony brzuch po zjedzeniu paczki rurek z Biedry? Głowa do góry, to minie...") i tak wspólnymi siłami, małymi kroczkami przemierzamy drogę do zdrowia. Ostatnio dołączyła do nas mama Karoliny, która tak zafascynowała się zdrowym żywieniem, że trochę nam wstyd widząc jej determinację i wytrwałość...
Będąc pod ogromnym wpływem wrocławskich rozmów, pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu to upiekłam pasztet z czerwonej soczewicy. Pyszny i wilgotny, bo z dodatkiem słodkiej gruszki. Nie będę oszukiwała, że smakuje jak pasztet z wątróbek drobiowych, ale jestem pewna, że posmakuje nie tylko roślinożercom. Za inspirację dziękuję Karolinie, która podsunęła mi pomysł z dodaniem gruszki.

Jak to zrobić:
  • 1 szklanka czerwonej soczewicy
  • 1/2 szklanki kaszy jaglanej
  • 1 duża marchewka
  • 1/3 selera
  • 1 cebula
  • 1 gruszka
  • 1 pęczek szczypiorku
  • 4 łyżki otrąb owsianych
  • 2 jajka
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • 1 łyżka oregano
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • sól, chilli
Marchewkę i selera zetrzeć na grubej tarce i udusić na patelni z dodatkiem oliwy, odrobiny wody i posiekanej cebuli. Kaszę i soczewice ugotować w 2 szklankach wody (ja gotowałam wszystko w jednym garnku). Szczypiorek posiekać. W misce wymieszać ostudzoną soczewicę z kaszą, ostudzone warzywa, przyprawy, szczypiorek, czosnek przeciśnięty przez praskę, otręby i jajka. Na koniec zetrzeć gruszkę i dokładnie wymieszać. Formę prostokątną (tzw. "keksówkę") wyłożyć papierem do pieczenia i wylać do środka masę. Piec w temperaturze 170-180 stopni (termoobieg) przez 45 minut. Po ostudzeniu przechowywać w lodówce.



SMACZNEGO!

sobota, 24 stycznia 2015

Makaron z sosem porowo-pieczarkowym

Czasem mam wrażenie, że mentalnie zatrzymałam się na pewnym etapie życia i za nic nie chcę ruszyć z miejsca. Niby dobijam do 30-stki, codziennie wstaje do pracy i mam ułożone dorosłe życie, ale na widok bajek Disneya błyszczą mi oczy, na hasło "idziemy do klubu" ustawiam się pierwsza w kolejce, a w ulubione gry z dzieciństwa mogłabym grać godzinami..jakie to szczęście, że mam obok siebie osobę, która te mało dorosłe zainteresowania podziela i zawsze mogę na nią liczyć, gdy najdzie mnie ochota na całonocne oglądanie bajek lub wielogodzinny maraton grania w Heroers of Might and Magic 3. Dobrze mieć starszą siostrę :)
Jakiś czas temu spotkałyśmy się własnie z zamiarem gry w Heroes i żeby mieć na to siłę zrobiłyśmy genialnie proste i pyszne danie. Siostra stworzyła koncepcję ("Jadłam ostatnio taki pyszny makaron w Krynicy z porami i pieczarkami.."), a ja spróbowałam odtworzyć przepis zgodnie z jej wskazówkami. Wspólnymi siłami wyszło superpysznie! Polecam bardzo! SISTER POWER

Jak to zrobić (dla 2 osób):
  • 250 g pieczarek
  • 1 por
  • makaron - dowolny
  • 180 g szklanki śmietany 12%
  • 1/2 szklanki bulionu / gorącej wody
  • tarty parmezan
  • gałka muszkatołowa (spora szczypta)
  • 1 łyżka masła
  • 1 ząbek czosnku
  • sól i pieprz
Na maśle podsmażyć czosnek, posiekanego pora i pieczarki pokrojone na mniejsze kawałki. Gdy warzywa zmiękną dolać śmietanę wymieszaną z gorącym bulionem (dodawać po łyżce bulionu do śmietany, żeby się nie zwarzyła). Doprawić solą, pieprzem i gałką. Podawać z makaronem i tartym parmezanem.



SMACZNEGO!

czwartek, 22 stycznia 2015

Cytrynowa ryba

Na fali sobotniego saunowania oprócz paprykowej zupy powstało jeszcze jedno danie: ryba cytrynowa w bardzo ciekawym towarzystwie z przepisu Karola Okrasy. Jedliście kiedyś rybę, która smakowała jak ciasto cytrynowe? Jeśli nie, to musicie wypróbować ten przepis...

Jak to zrobić (podaję za oryginałem stąd KLIK):

  • 4 dzwonka łososia min. 2 cm grubości (u nas tilapia)
  • 4 łyżki masła
  • 4 ząbki czosnku
  • 1 łyżka posiekanego koperku
  • 2 twarde ogórki kiszone lub małosolne z sokiem
  • 3 dymki
  • ¼ łyżeczki ziaren kolendry
  • 1 łyżka miodu
  • 1 limonka (u nas cytryna)
  • sól, pieprz
Sposób Karola Okrasy: na patelni zagotowujemy wodę, dokładając masło i czosnek, kiedy się chwilę pogotuję dolewamy sok z kiszonych ogórków (przepis nie podaje ile, dodaj ile uznasz za słuszne), dokładamy miód. Kiedy miód się rozpuści dorzucamy ogórki pokrojone w drobna kostkę, białe części dymki w krążkach, ziarna kolendry. Kiedy wszystko się zagotuje, wkładamy dzwonka łososia doprawione jedynie startą skórką z limonki/cytryny. Gotujemy 5 – 6 minut, polewając wywarem rybę. Rybę wyjmujemy, a sos redukujemy na wolnym ogniu, aż będzie gęsty. Rybę podajemy z sosem i posiekanym szczypiorem od dymki.



SMACZNEGO!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Zupa paprykowa

To był ciężki weekend...w sobotę wybraliśmy się do Krakowa na Mistrzostwa Polski w Saunowaniu. Spędziliśmy 10 godzin w podróży po to, żeby przez 4 godziny korzystać z uroków grzania się w saunie i przy okazji podziwiać popisy "saunamistrzów". Panowie wychodzili z siebie starając się stworzyć w saunie wyjątkowe show z użyciem światła, muzyki, zapachów i ruchów własnego ciała. Szczególnie spodobał mi się seans Macieja Zaczyka inspirowany muzyką Johnny'ego Cash'a. Polewanie rozgrzanych kamieni wodą o zapachu iglastego lasu prosto ze specjalnie przerobionej do tego celu gitary to był czad!! Bardzo ciekawe doświadczenie, ale polecam mierzyć siły na zamiary. Ja o mało nie wyzionęłam ducha przy ostatnim seansie, w którym "Król Mateusz" podniósł temperaturę w saunie do miliarda stopni i machał ręcznikiem jak szalony, żeby każdy uczestnik poczuł to na własnej skórze :)
Po powrocie w środku nocy spaliśmy jak zabici. Niedziela upłynęła leniwie, jeśli chodzi o mnie, ale w Darka wstąpił diabeł. Od rana szalał w kuchni tworząc coś na obiad. Jeden z jego wynalazków prezentujemy dzisiaj: zupa paprykowa. Boska!!

Jak to zrobić (przepis na wielki gar...dla 8 osób minimum):
  • 2 podudzia z kurczaka
  • 1 por
  • 2 marchewki
  • 1/4 selera
  • 1 pietruszka
  • 2 duże ziemniaki
  • 3 świeże papryki (zielona, czerwona i żółta)
  • sok z 1/2 cytryny
  • 1 łyżeczka masła
  • 1 łyżeczka wędzonej papryki w proszku (opcjonalnie)
  • 1/5 opakowania słodkiej papryki w proszku
  • liski laurowe i ziele angielski
  • kilka ziaren pieprzu i kolendry - zgniecione w moździerzu (można użyć szczypty przypraw w proszku)
  • sól
Kurczaka, liście laurowe i ziele angielskie zalać 2 litrami wody. Warzywa oczyścić, obrać i pokroić. Do garnka wrzucić marchewkę, połowę selera, pietruszkę i ziemniaki. Ugotować do miękkości, wyjąć mięso, liście laurowe, ziele angielskie i zmiksować. Pora, paprykę i pozostałą część selera podsmażyć na maśle i dodać do zupy. Dodać resztę przypraw. Zagotować i JEŚĆ!



SMACZNEGO!

sobota, 10 stycznia 2015

Francuska zupa cebulowa z przepisu Julii Child

Minęły Święta, minął Sylwester, mamy nowy rok 2015. Dla wielu osób to czas podsumowań oraz spojrzenia wstecz na to, co się działo. To czas na wspominanie tego, z czego jesteśmy dumni i chwilę refleksji nad tym, czego wolelibyśmy nigdy nie doświadczyć. To również moment na snucie planów i tworzenie postanowień, które tym razem NA PEWNO zrealizujemy. Ja jednak daruję Wam i nie będzie posta z moimi osobistymi wynurzeniami. Będzie za to post z przepisem na pyszną zupę, nad którą dużo przyjemniej się duma...

Bazuję na przepisie pochodzącym z książki autorstwa Julii Child pt. "Francuski Szef Kuchi". Sięgnęłam do niej zaraz po tym jak po raz nie wiem który obejrzałam film "Julie i Julia". Uwielbiam go i nigdy mi się nie znudzi! Tak samo jak "Terminator" (część 1), "Wróg publiczny", "Herkules" (ten disneyowski), "Syreny" z moją ukochaną Cher i "Sok z żuka" Tima Burtona. Niestety żaden z pozostałych filmów nie inspiruje mnie kulinarnie :)

Najlepszego w Nowym Roku!

Jak to zrobić (dla 4 osób):
  • 700 g białej cebuli
  • 250 ml białego wytrawnego wina
  • 1,5 szklanki wody
  • 1/2 łyżki cukru
  • 1 łyżka mąki
  • liść laurowy
  • 50 g masła
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • sól, biały pieprz (lub zwykły, jeśli nie masz białego)
do podania:
  • grube kromki bagietki lub innego pieczywa
  • ser cheddar (u nas oscypek)
Cebulę pokroić w plastry lub piórka (na pół i wzdłuż w cienkie plasterki). Na patelni rozgrzać masło z oliwą i wrzucić cebulę. Smażyć mieszając od czasu do czasu przez ok 10 minut. Cebulę umieścić w garnku i zalać wodą/bulionem oraz winem. Dodać łyżkę mąki i dokładnie wymieszać, żeby nie było grudek. Dodać liść laurowy, cukier, sól i pieprz i gotować ok. 30 minut aż cebula będzie całkowicie miękka. Przed podaniem włożyć do piekarnika kromki pieczywa i zrumienić z dwóch stron. Posypać tartym serem i piec jeszcze chwilę aż ser się rozpuści (oscypek kiepsko się rozpuszcza). Gotowe grzanki układać na talerzach z zupą lub podać osobno.



BON APPÉTIT!