Polub nas na Facebooku

niedziela, 29 września 2013

Co dobrego dziś na obiad?

Bez weny, bez nadęcia i bez zbędnych fajerwerków dzielę się dziś naszym ostatnim obiadem. Jest bardzo prosty i szybki, dzięki czemu ratuje skórę w środku zabieganego tygodnia po powrocie z pracy. W tym daniu nie ma nic niezwykłego, ot zwykła ryba z patelni z jakimś tam sosem. Ale czy taki stosik rumianych rybek przetkany gdzieniegdzie żółciutką cytryną i soczyście zieloną natką na Waszym stole nie ucieszyłby oka?
Polecam wypróbować śledzie z moim sosem. nabierają wtedy całkiem innego i zupełnie nie "rybiego" charakterku.

Jak to zrobić:
  • 1 kg świeżych tuszek śledziowych (do kupienia w Biedronce)
  • 2 jajka
  • chlust mleka
  • bułka tarka
  • sól i pieprz
na sos:
  • sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
  • 1/3 szklanki oliwy z oliwek
  • sól
  • 1/2 świeżej papryczki chilli
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka posiekanej natki
Jajka rozbełtać z mlekiem i posolić. Obtaczać tuszki w jajku, potem w bułce i smażyć na rozgrzanym oleju. Usmażone tuszki odsączyć na papierowym ręczniku. W misce dokładnie wymieszać oliwę z sokiem z cytryny i solą. Dodać posiekane chilli i ząbek czosnku oraz natkę. Wymieszać.

 

SMACZNEGO!

wtorek, 24 września 2013

Placuszki ryżowe z dynią

Po raz kolejny przekonałam się, że w gotowaniu nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Miały być pyszne dyniowe babeczki na bloga, ale wymyślony przeze mnie przepis dał w efekcie 12 niewyrośniętych, gumowatych stworków oraz płaskie zakalcowate ciasto. Żal, smutek i porażka. Co prawda w smaku bardzo dobre, ale absolutnie nie nadające się do pokazania szerszej publiczności. Z tego eksperymentu pozostała mi szklanka dyniowego puree (czyli rozgotowanej i zgniecionej widelcem dyni), i mimo wszystko, sporo zapału do stworzenia jakiegoś dyniowego dania na bloga. Ponieważ smak ciasta/babeczek jest naprawdę ekstra, więc odtworzyłam go w obiadowych placuszkach z dodatkiem wygrzebanego z głębi lodówki ryżu. Tym razem eksperyment udany. Sycące, genialne, gorąco polecam!

Jako to zrobić:
  • 1 szklanka puree z dyni
  • 1 szklanka mąki
  • 1/2 szklanki cukry
  • 1/2 torebki ryżu
  • 3 jajka
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1 łyżeczka imbiru w proszku
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać w misce. Ryż najlepiej dodać na końcu i wymieszać widelcem. Placuszki smażyć na patelni, tylko uwaga!! W cieście jest cukier, więc trzeba dość szybko przewracać placuszki, żeby się nie spaliły.

Z dodatkiem powideł śliwkowych są po prostu bezbłędne!

SMACZNEGO!

sobota, 21 września 2013

Kotlety z wędzoną makrelą

Czasem kusi mnie, żeby spakować swoje graty, pozamykać wszystkie sprawy, wziąć Darka pod pachę i ruszyć w świat. Nie po to, by podróżować, ale po to, żeby zacząć gdzieś zupełnie nowe życie. Tak od zera. Od razu jednak zaznaczam, że takie myśli nie nachodzą mnie w związku obiegową opinią, że "w Polsce żyje się źle, bo mało zarabiamy, mamy głupich polityków ble ble ble"...ja kocham nasz kraj, ale jednocześnie jestem ciekawa, jak żyje się tam, gdzie mnie nie ma. Oczami wyobraźni widzę siebie w jakimś nowojorskim mieszkanku z widokiem na miejską dżunglę, albo w kanadyjskim domku na odludziu, czasem chciałabym wyjechać do Hiszpanii i wieść sielskie życie nad Morzem Śródziemnym, a innego dnia ciągnie mnie do Finlandii i skandynawskich lasów pełnych grzybów i owoców. Wiem, że moje wizje życia w innym miejscu na świecie pewnie mijają się w rzeczywistością, ale lubię sobie czasem pomarzyć i powyobrażać jak by mogło być, gdybym kiedyś zebrała się na odwagę..na szczęście istnieje blogosfera, która pozwala zajrzeć do kuchni w różnych zakątkach świata i potowarzyszyć blogerom w trakcie gotowania. Tak jak na przykład niedawno odkryty przeze mnie blog "The Smitten Kitchen", który ostatnio zdominował historię przeglądania w moim komputerze. Gorąco polecam odwiedzić Deb w jej kuchni, to naprawdę wciąga!
A tymczasem wracamy do polskich realiów. Zapraszam na domowe kotleciki ziemniaczane z wędzoną makrelą, które nie powstałyby, gdyby z wczorajszego obiadu nie została miska puree ziemniaczanego..

Jak to zrobić:
  • ok. 100g puree ziemniaczanego (u mnie z koperkiem i jogurtem naturalnym)
  • 1/2 dużej wędzonej makreli
  • 1 duże jajko
  • 1/2 posiekanej białej cebuli
  • 1/2 pęczka posiekanego koperku
  • 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
  • 3 łyżki bułki tartej
  • sól i pieprz
Cebulę z czosnkiem lekko zeszklić na patelni i przestudzić. W misce za pomocą widelca połączyć pozostałe składniki do uzyskania gładkiej masy. Dodać cebulę z czosnkiem oraz bułkę tartą i wymieszać. Doprawić solą i pieprzem. Odstawić do lodówki na 15 minut i po tym czasie formować kotleciki i smażyć na rozgrzanej patelni. Jak ktoś lubi to przed usmażeniem można obtoczyć dodatkowo w bułce tartej.



SMACZNEGO!

czwartek, 19 września 2013

Pesto z rukoli

Brak motywacji, brak inspiracji...nie chcę tworzyć posta o pogodzie, więc wybaczcie brak sensownego tekstu w dzisiejszym wpisie. Może dzisiejszy przepis na sos choć trochę przegoni chmury...te za oknem i te w mojej głowie.

PS. Czy tylko ja uważam, że rukola w Lidlu jest sprzedawana w ilości nie do przejedzenia? Nawet tak zapalony zjadacz zieleniny jak ja nie jest w stanie podołać ilości w opakowaniu i zawsze część nadwiędłych listków ląduje w koszu. Dzisiejsze pesto powstało właśnie w celu uniknięcia wyrzucania tych listków...

Jak to zrobić:
  • garść rukoli
  • garść orzechów włoskich
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/3 szklanki oliwy z oliwek
  • 3 łyżki wody
  • sól i pieprz
  • 1 łyżka soku z cytryny (opcjonalnie)
W blenderze dokładnie zmielić wszystkie składniki.

U nas pesto posłużyło jako sos do makaronu. Tradycyjnie już powstały dwie wersje: z mięsem i dla roślinożerców.



SMACZNEGO!

sobota, 7 września 2013

Jesienne ciasto dyniowo-jabłkowo-śliwkowe

Dokładnie 4 lata temu w pierwszych dniach września pakowałam walizki i rozpoczynałam swoją największą jak dotąd przygodę życia. Nie pamiętam, czy to był 8 czy 9 września, ale któregoś z tych dni o godzinie 4 rano pędziłam z moją mamą i siostrą na krakowskie lotnisko, żeby o 9 rano wyruszyć w lot do Paryża na 5-miesięcznego Erazmusa. Lot minął mi jak sen, w którym nie czułam żadnego stresu, czy lęku przed nieznanym. Pamiętam jak dziś moment, w którym stanęłam z moim dobytkiem na gigantycznym lotnisku Charlesa De Gaulle'a, a w głowie miałam dokładny plan, co mam robić dalej. Wiedziałam, do którego pociągu RER wsiąść, w jaką linię metra się przesiąść i na jakim przystanku wysiąść. I dopiero na Place d'Italie zdałam sobie sprawę, że mój plan nie obejmował już dotarcia pod końcowy adres. Działałam jak w amoku, pierwszą lepszą napotkaną francuską babcię spytałam o drogę, moim wtedy jeszcze niepewnym francuskim, ale biedaczka nie miała bladego pojęcia, o czym mówię (skąd niby miałam wiedzieć, że ulicę "Yitzhak Rabin" wymawia się "Isaak Rabę"??). Pokierowała mnie mniej więcej w dobrą stronę i dalej już  pytając o drogę posługiwałam się zapisanym na kartce adresem. W końcu dotarłam, zameldowałam się w akademiku, rzuciłam wszystkie klamoty i ruszyłam w miasto. Paryż był mój! Na całe 5 miesięcy! Tyle było do zwiedzenia, tyle do odkrycia, do przeczytania i do zobaczenia. Pogoda była cudowna, prawdziwa złota jesień. Od tego czasu ilekroć za oknem widzę wrześniowe słońce i świat zmieniający kolory na jesienne przypominam sobie ten niesamowity czas we Francji. Może kiedyś opowiem o nim więcej...
Błądząc we wspomnieniach pomyślałam, że pora na dobre pożegnać się z latem. Podobno jeszcze ma być ciepło, jeszcze wróci słońce, ale już nie będzie nas grzało tak samo mocno, jak w lipcu, a liście na drzewach cudownym sposobem nie zzielenieją. Niestety. Wobec tego dziś zapraszam na pierwsze jesienne ciasto. Pomysł zainspirowany przepisem Zosi z Makecookingeasier (KLIK), ale nie trzymałam się ściśle oryginału.

Jako to zrobić:
  • kruche ciasto z tego przepisu (KLIK)
  • 300 g dyni
  • 4 duże jabłka obrane i starte na tarce
  • garść węgierek
  • 10 herbatników
  • 6 orzechów włoskich pozbawionych łupinek
  • 200 g śmietany kremówki
  • 3 jajka
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 płaska łyżeczka cynamonu
Orzechy i herbatniki zmielić w młynku lub blenderze na proszek. Okrągłą formę do pieczenia wysmarowaną masłem wyłożyć połową rozwałkowanego ciasta kruchego. Ponakłuwać spód widelcem, wyłożyć warstwą herbatników z orzechami i wstawić do lodówki. W międzyczasie dynię obrać, drobno pokroić i wrzucić do garnka. Podlać łyżką wody i dusić do całkowitego rozpadnięcia się dyni. Jabłka wrzucić na patelnię, zasypać łyżką cukru, podlać odrobiną wody i dusić do miękkości. Dynię i jabłka ostudzić. W osobnej misce rozbełtać jajka ze śmietanką, cukrem i cynamonem i dodać do mikstury wystudzone jabłka i dynię. Dokładnie wymieszać. Z lodówki wyjąć spód ciasta i wyłożyć na niego mieszankę dyni i jabłek. Wyrównać i na wierzchu ułożyć skórką do góry pozbawione pestek i przekrojone na pół śliwki. Rozwałkować pozostałe ciasto kruche i przykryć wierzch tarty. Zrobić małe nacięcia nożem, żeby para w trakcie pieczenia mogła uciekać (można też wykorzystać mój sposób..). Ciasto piec w 190 stopniach przez około 45 minut.


Ciasto zabrałam do pracy. Tak wygląda po przekrojeniu

SMACZNEGO!

czwartek, 5 września 2013

Studencka zapiekanka makaronowa

Wrzesień nie zaczął się zbyt optymistycznie. W niedzielę lało, w poniedziałek lało i wiało i było zimno jak w listopadzie, a we wtorek chmury szczelnie zakrywały niebo. Dopiero wczoraj pojawiła się nadzieja na poprawę i wreszcie wyszło słońce. Myślę, że ta przygnębiająca aura została ściągnięta na nasze głowy przez zrozpaczonych uczniów, dla których wakacje się skończyły i musieli wrócić do szkolnej ławki. Sama doskonale pamiętam ten smutek powodowany powrotem do prac domowych, sprawdzianów, pisania wypracowań, użerania się z nauczycielami i wstawania rano. Jednocześnie pamiętam jednak, że powrót do szkoły to była też radość ze spotkania z dawno niewidzianymi ludźmi, masa postanowień, nowe podręczniki, lista lektur i ogromna ciekawość co się wydarzy w nowym roku szkolnym. Jak spojrzę na to z perspektywy czasu to muszę przyznać, że szkoła była naprawdę fajnym okresem w życiu i chętnie bym wróciła do niej choć na chwilkę.
Potem przyszły studia i kolejny etap. O wiele lepszy i bardziej beztroski niż szkoła, pomimo sesji, które na moich studiach do złudzenia przypominały "małe matury": mnóstwo nauki, nieprzespane noce i ogromny stres. Co prawda studenci mają jeszcze w tej chwili wakacje, ale z myślą o nich publikuję dzisiejszy przepis na sycącą, szybką i tanią zapiekankę. Kto wie, może komuś uratuje życie w trudnej chwili...

Jak to zrobić:
  • 200 g ugotowanego makaronu świderki
  • 1 cukinia lub 1/2 kabaczka
  • 1 mały brokuł bez łodygi podzielony na różyczki
  • 1 puszka szprotek w oleju
  • 2 parówki
  • 1 duży kubek śmietany 18%
  • 4 jajka
  • garść tartego żółtego sera
  • suszone oregano
  • garść posiekanej natki pietruszki
  • sól i pieprz
  • w wersji de luxe: kilka czarnych oliwek
Makaron wyłożyć na dno naczynia do zapiekania. Brokuła i kabaczka/cukinię pokrojoną w kostkę wrzucić do wrzątku na 2 minuty i odcedzić. W misce rozbełtać jajka ze śmietaną, serem, pietruszką, solą i pieprzem. Na makaronie ułożyć odcedzone warzywa i posiekane szprotki (bez oleju) oraz pokrojone parówki. Posypać suszonym oregano i zalać masą jajeczno-śmietanową. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec przez 30 minut pod przykryciem.












SMACZNEGO!

poniedziałek, 2 września 2013

Placuszki z cukinii z sosem ze śliwek i tymianku

Do niedawna widzieliśmy same plusy posiadania ogrodu: pełna kontrola nad jakością jedzonych warzyw i owoców, miejsce na grilla, książka na leżaczku, bujanie w hamaku itd...teraz jednak opiekujemy się ogrodem moich rodziców i mamy okazję zrewidować nasz światopogląd i niestety okazuje się, że rzeczywistość nie jest tak bajkowa. Owszem, wszystkie widziane przez nas plusy są prawdziwe, ale żeby można było się nimi cieszyć to o ten ogród trzeba zadbać. Grabienie, przycinanie, zakopywanie dziur wykopanych przez psa no i zbieranie tego, co w ogrodzie wyrosło. Weźmy na przykład takie śliwki. Scena jak z obrazka: idziesz z koszyczkiem do ogrodu, napełniasz go śliwkami i z tych śliwek robisz sobie słoiczek lub dwa przetworów, które chowasz w domowej spiżarni. No sielsko i anielsko, nie? A teraz jak jest naprawdę: wychodzisz z koszyczkiem, napełniasz go śliwkami i myślisz sobie "Dobra, potrząsnę tym drzewkiem to może jeszcze coś spadnie" i nieświadom niczego trzęsiesz gałązkami oczekując kilku sztuk. Zamiast tego na twoją głowę sypie się ulewa śliwek i pokrywa szczelnie całą przestrzeń pod drzewem. Patrzysz na to, potem na swój koszyczek, potem znów na śliwki i wracasz do domu po 3 kolejne koszyczki. Na wszelki wypadek nie trzęsiesz już drzewkiem, wracasz do domu, myjesz, usuwasz pestki, pakujesz do garnka, stawiasz na ogniu i zastaje cię noc. Po 3 dniach gotowania i wekowaniu masz 18 słoików przetworów. Myślisz sobie "Fajnie! Pójdę pod drzewko, może spadło coś to upiekę ciasto". Idziesz pod drzewko, patrzysz i...wracasz do domu po 3 koszyczki i znów: gotowanie, wekowanie....i tak w kółko. Do czego zmierzam, ogródek fajna rzecz, ale potrzeba naprawdę dużo cierpliwości i samozaparcia, żeby móc w pełni korzystać z jego dóbr.
Mając taki właśnie dziki wysyp śliwek w kółko je przerabiamy, pakujemy do słoików, jemy na surowo i w każdej możliwej postaci. Między innymi w poniższej formie...

Jak to zrobić (na około 16 sztuk):
  • 1 cukinia
  • 2 ziemniaki
  • 3 jajka
  • mąka
  • sól
Cukinie i ziemniaki zetrzeć na tarce z grubymi oczkami. Wbić jajka i wsypać tyle mąki, żeby powstało dość gęste ciasto. Posolić, wymieszać i nakładać partami na rozgrzany tłuszcz. Smażyć placuszki na złoto i odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.

na sos:
  • 500 g dojrzałych węgierek
  • 1 łyżeczka listków świeżego tymianku
  • 1/3 łyżeczki sproszkowanego imbiru
  • 2 łyżeczki cukru
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
Śliwki umyć i pozbawić pestek. Wrzucić je do garnka i postawić na średnim ogniu. Gotować do miękkości w międzyczasie doprawiając cukrem, imbirem i tymiankiem. Na koniec gotowania rozrobić mąkę ziemniaczaną w odrobinie wody i wlać do sosu. Zagotować.

 

SMACZNEGO!