Polub nas na Facebooku

piątek, 28 marca 2014

Telezakupy w Twoim domu, czyli szturmu suplementów ciąg dalszy...

Pamiętacie posta, w którym ciskałam gromy w kierunku producentów suplementów diety? Dziś kontynuacja wątku. Firmy produkujące suplementy chyba połapały się, że mass media powoli przestają przemawiać do ludzi i postanowili dobrać się do naszych portfeli innymi metodami: przez znajomych, przez przyjaciół, przez lekarzy itd..niestety, sprzedać coś w dzisiejszych czasach wcale nie jest łatwo. Nie ufamy już tak bardzo pięknym ludziom z telewizji, a reklama musi być naprawdę niesamowicie oryginalna, żeby przebic się do naszej świadomości spośród całej tej reklamowej papki. Co innego w sytuacji, gdy przyjdzie do nas znajomy i przyprowadzi taką miłą panią, która opowie o rewolucyjnym suplemencie, płynnym zdrowiu i urodzie w kapsułkach. Początkowo jesteśmy nastawieni sceptycznie, ale widząc znajomego z entuzjazmem kiwającego głową i podpisującego się rękami i nogami pod zbawiennym działaniem oferowanego produktu, po prostu ulegamy. Ale po kolei...

http://bonfirehealth.com/essential-supplementation-fish-oil-omegas-probiotic-efa/
Parę tygodni temu odezwał się do Darka kolega z propozycją spotkania. Nie spotykamy się z nim i jego dziewczyną zbyt często (choć się lubimy), więc byliśmy trochę zaskoczeni. Pierwsza myśl: zaręczyli się, albo zaciążyli. Na bank! Ale kolega powiedział tylko, że ma dla nas fajną propozycję, żebym przyszła koniecznie, bo to coś z dietetyką i że można na tym fajnie zarobić. Nie chciał zdradzić nic więcej, więc umówiliśmy się na spotkanie i umieraliśmy z ciekawości o co może im chodzić. Poniedziałek, godzina 19, wpadamy do umówionej knajpy, a przy stoliku oprócz naszych znajomych siedzi dwoje obcych ludzi i uśmiechają się do nas, jakbyśmy się znali od wieków. Chwila konsternacji, wymiana spojrzeń, siadamy przy stoliku i czekamy co będzie dalej. Początkowo niezobowiązująca gadka szmatka jak w gronie starych przyjaciół, luźna atmosferka, zaczynamy się z Darkiem odprężać i przechodzimy do konkretów. Obca Pani zadaje nam pytanie na start: "Czy wiecie czego dziś najbardziej pragną ludzie?". Pytanie dziwne, ale odpowiedź oczywista: być zdrowi, piękni i wiecznie młodzi. Po tym krótkim wstępie rozpoczęła się prezentacja. Obca Pani przedstawiła nam koncepcję biznesu z USA, której ogólna idea jest taka, że kupujemy produkt, znajdujemy ludzi (znajomych, przyjaciół, rodzinę), która też go kupi i poleci dalej i w ten sposób stworzymy prężną grupę robiącą niemałe obroty amerykańskiej firmie i od tych obrotów każdy dostaje prowizję. Po tym zachęcającym wprowadzeniu Obca Pani zaprezentowała nam produkty. Zaczęło się od podkreślenia, jaka to dzisiejsza żywność jest niedobra, niezdrowa, warzywa i owoce ubogie w substancje odżywcze itd. itp. ble ble ble. Ale na szczęście w USA wynaleziono 3 suplementy, które wszelkie bolączki ludzkości wyleczą: chlorofil z dodatkami, koncentrat z wyciągami z owoców (zaraz zaraz, czy przed chwilą nie mówiła, że dzisiejsze owoce nie mają zbyt wielu substancji odżywczych...?)+innymi bliżej nieokreślonymi składnikami oraz częściowo opatentowany preparat z l-argininą (hm..z tego co wiem preparatów z l-argininą jest całe mnóstwo, tyle że większość z nich ma napakowanego gościa/kobitkę na etykietce...). Cena - bagatelka, jakieś 350 zł za miesięczną kurację dla jednej osoby oraz dodatkowy warunek: jeśli chcesz być członkiem naszej biznesowej grupy to musisz raz w miesiącu kupować zestaw suplementów na własny użytek. Jeden rzut oka na Darka i już wiedziałam "Spadajmy stąd!". Ale głupio tak było przy znajomych, w końcu nas zaprosili i liczą na nas...no to zostaliśmy do końca, wysłuchaliśmy jeszcze kilku historii z życia wziętych (mój tata wyleczył się z nadciśnienia, moje dzieci nie chorują, ja nie choruję, ciocia sąsiada odzyskała wzrok, a stryjenka cioteczna od strony mamy schudła niewyobrażalnie szybko). Autentycznie, czułam się jakbym siedziała przed telewizorem  i ktoś mi wmawiał, że chińskie plasty wyciągną toksyny przez stopy! Tylko, że tutaj wszystko działo się naprawdę, przy akompaniamencie zachęcających uśmiechów naszych znajomych i zapewnień z ich strony, że te środki naprawdę działają, bo mogą teraz spać 4 godziny na dobę i czują się świetnie (czy ja wiem czy to takie zdrowe...). Zaalarmował mnie jednak fakt, że na prośbę o pokazanie opakowania i etykiety reakcja była bardzo chłodna ("a po co", "no skoro już musisz to sprawdź w internecie"). Nie wiem jak Wy, ale jeśli mam cokolwiek zacząć stosować, to lubię wiedzieć co jest w składzie. Poza tym skoro ideą firmy jest pomaganie ludziom, to dlaczego rozpoczęliśmy spotkanie oo rozmowy o tym ile można na całym interesie zarobić...?

Wróciliśmy do domu mocno skołowani, ale zdecydowani nie wchodzić we współpracę z tą firmą. I jeszcze nie zdążyłam ochłonąć, a już dostałam zaproszenie od znajomej, która prowadzi salon piękności, na wykład Pani Doktor o znaczeniu dobrej kondycji jelit w naszym zdrowiu. Pomyślałam: bomba, dawka wiedzy za free to coś dla mnie! Ech, gdybym tylko wiedziała, jaki jest prawdziwy cel tego spotkania...na wykład przyszło kilka pań, Pani Doktor rozstawiła komputerek, rzutnik i zaczęła opowiadać. W przeciwieństwie do rozmowy z Obcą Panią, ta prezentacja zaczęła się od przedstawienia aspektów zdrowotnych i odpowiedzi na pytanie dlaczego chorujemy. Padło kilka mądrych słów na tematy zdrowotne, popartych wiedzą medyczną i żywieniową i już zaczynałam się wkręcać, kiedy nastąpił nagły zwrot akcji. Po uświadomieniu zebranym jak bardzo jesteśmy schorowani, otyli i nieszczęśliwi, Pani Doktor przeszła zgrabnie do drugiej części prezentacji, czyli przedstawienia genialnego szwajcarskiego (dla odmiany) preparatu, który jest rozwiązaniem wszystkich zdrowotnych problemów.  Kolejna cud-kuracja, o której nie wiedzieć czemu nikt do tej pory nie słyszał. Sprawa jest prosta: kupujesz sobie drażetki z błonnikiem (w chwytliwy sposób nazwane przez Panią doktor "włóknem z jabłek organicznych") oraz prebiotykiem, zjadasz 8 dziennie, pijesz przy tym 3 litry wody i jelito w cudowny sposób oczyszcza się ze złogów (hmmm...przecież naturalny błonnik ze zbóż, warzyw i owoców działa tak samo...). Po 2 tygodniach zaczynasz szprycować się aminokwasami (przepraszam, "zdrowym, naturalnym białkiem") na wzrost tkanki mięśniowej, która spali sama z siebie nadmiar tłuszczu i voila! Jesteśmy zdrowi, młodzi, piękni, cofają się procesy starzenia, znika depresja, apetyt na słodycze i cała masa innych bolączek. A to wszystko dzieje się, uwaga uwaga, SAMO! Nie musisz zmieniać diety, nie musisz ćwiczyć! Żyjesz dalej swoim leniwym życiem, a mięśnie same rosną i spalają twój tłuszcz. Cena? Jakieś 400 zł miesięcznie. Dużo, ale na zdrowiu nie można oszczędzać! Na koniec standardowo historie z życia wzięte+zdjęcia przed i po kuracji: ten pan wyleczył się z depresji (i schudł!), tej pani wyprostował się kręgosłup (i schudła!), innej pani wyprostowały się zmarszczki (i schudła! A dodatkowo młodsi mężczyźni proponują jej randki! Wielkie nieba cud!). I znów pomyślałam o chińskich plastrach wyciągających toksyny...
Dodam tylko, że w przeciwieństwie do Obcej Pani, Pani Doktor nie proponowała nam udziału w biznesie. To była zwykła prezentacja reklamowa, ordynarna akwizycja. Pani Doktor, wykorzystując swój autorytet lekarza, wbijała tym biedym kobietom do głów, że ich życie wisi na włosku i już nigdy nie będą szczęśliwe, jeśli nie oczyszczą jelita jej suplementem.

Po tym wszystkim myślę sobie, że najlepiej zarabia się nie tylko na głupocie, ale również na ludzkim strachu. A dziś faktycznie najbardziej boimy się chorób, starości i śmierci. I na tym strachu żerują i pasą się do niewyobrażalnych rozmiarów koncerny farmaceutyczne i producenci "cudownych leków na całe zło". Ja nie wierzę w suplementy. Nie wierzę, że coś, co powstało nawet w najnowocześniejszym laboratorium może być lepsze od tego, co wyrosło w ziemi lub na drzewie. Nie wierzę, że magiczne proszki zbudują w nas tak samo silne i zdrowe mięśnie, jak te, które powstały w efekcie ruchu i ćwiczeń. I Wy też w to nie wierzcie.

piątek, 21 marca 2014

Surówka Coleslaw (Colesław)

Surówkę Coleslaw zna każdy, choć może nie każdy wie, że tak się właśnie nazywa. Jest to bardzo popularny i bardzo często serwowany dodatek do dań w fast foodach - od sieciówek, poprzez kebabiarnie, aż po restauracje z kuchnią azjatycką generalnie określaną jako "chińska". Dzieje się tak dlatego, że jej przygotowanie jest bardzo proste i bardzo tanie, a przecież w fast foodach o to chodzi, żeby się nie narobić i dobrze zarobić. Składników surówki jest niewiele i są bardzo tanie, a jeśli do tego dodamy hurtowo kupowany sos wątpliwej jakości to koszt wykonania 1 porcji staje się wręcz znikomy. Mam dziś dla Was przepis na tę szybką i smaczną surówkę, która nie tylko dobrze smakuje, ale przy okazji jest całkiem zdrowa. Przyjrzyjmy się składnikom:

biała kapusta - królowa zimy, warzywo o bardzo wysokiej zawartości witaminy C (choć jest jej mniej niż w kapuście kiszonej), która poprawia wygląd skóry i wzmacnia organizm w okresie mrozów. Inna ważna cecha to bogactwo wapnia wzmacniającego kości (ważne dla wegan!) oraz magnezu redukującego stres. Wadą jest natomiast wzdymające działanie kapusty oraz późniejsze sensacje dźwiękowo-zapachowe. Wszystko za sprawą siarki, ale nie ma tego złego! Dzięki siarce poprawia się stan włosów i skóry, więc myślę, że dla urody warto przecierpieć :)

marchew - ach marchew...cudowne warzywo, które wzmacnia (wit. C), odmładza (beta karoten, wit. A), poprawia koloryt skóry (beta karoten)...ogromny plus za to, że w surówce Coleslaw marchew dodajemy na surowo, więc zachowuje absolutnie wszystkie walory odżywcze!

I tyle. Krótka lista, a popatrzcie ile plusów! Teraz możemy się cieszyć fastfoodowym (ale zdrowym!) jedzeniem w domu i to bez najmniejszych wyrzutów sumienia.

Jak to zrobić:
  • 1/2 małej główki białej kapusty
  • 2 średnie marchewki
  • 1 czubata łyżka majonezu
  • 200 ml jogurtu naturalnego
  • 2 łyżki octu jabłkowego
  • 1 płaska łyżeczka cukru
  • 1 malutki ząbek czosnku
  • sól i pieprz (najlepiej biały, żeby nie "pobrudził" sosu)
Kapustę drobno poszatkować na cienkie paseczki. Marchew zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Wymieszać dokładnie warzywa i odstawić na bok, a w tym czasie przygotować sos: wszystkie składniki (czosnek przeciśnięty przez praskę) połączyć w miseczce. Zalać warzywa i dokładnie wymieszać. Odstawić do lodówki na co najmniej 30 minut.



SMACZNEGO!

poniedziałek, 3 marca 2014

Bezglutenowe ciasto pomarańczowe

Dziś będzie słodko i bezglutenowo. Zimowe, pomarańczowe ciasto, które doskonale się sprawdzi jako subtelny lekki deser. Można je podać z łyżką bitej śmietany (niesłodzonej!) lub mascarpone oraz dodatkiem świeżych owoców. Przepis pochodzi z książki Nigelli Lawson "Lato w kuchni przez okrągły rok" i jak na Nigellę przystało ciasto jest bardzo słodkie. Można swobodnie zmniejszyć ilość cukru co najmniej o 50 g.
W przepisie oryginalnym mąki kukurydzianej jest 125 g, a pozostałe 50 stanowi mąka pszenna. Ale na samej kukurydzianej ciasto też wyszło bardzo dobre. Te kropeczki, które widzicie na cieście to odrobina pomarańczowego lukru (1,5 łyżki cukru pudru+1 łyżka soku pomarańczowego).

Jak to zrobić:
  • 175 g mąki kukurydzianej
  • 250 g miękkiego masła
  • 175 g cukru
  • 4 jajka
  • 60 ml jogurtu naturalnego
  • skórka z 1 pomarańczy
  • sok z 1/2 pomarańczy
  • 1/2 łyżeczki olejku pomarańczowego (jeśli nie macie to dodajcie więcej skórki)
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
Utrzeć masło z cukrem na puszystą masę. Cały czas miksując dodawać po 1 jajku, a następnie jogurt, skórkę, sok i olejek pomarańczowy. Połączyć masę z mąką i proszkiem do pieczenia i dokładnie wymieszać. Ciasto wyłożyć do okrągłej formy (23 cm średnicy) wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej masłem i oprószonej mąką. Ciasto piec w temperaturze 180 stopni przez 40 minut.



SMACZNEGO!

sobota, 1 marca 2014

Pesto z brokułów

Wraz ze słońcem wracamy i my! Tęskniliście? Koniec zimowego letargu, pora łapać się za gary! Jest tak pięknie i wiosennie, że znów mamy ochotę na lekkie, warzywne dania. Co powiecie na warzywne pesto? Można go użyć do makaronu, jako dip lub pasta na kanapkę, w każdej wersji będzie pysznie. A teraz powiem Wam coś w sekrecie...zbliżcie się...w Lidlu brokuły za 1,99 zł!!!! Szkoda by było nie skorzystać, u nas w lodówce już jest zapasik :)
A już niedługo zapraszamy na doskonałe bezglutenowe ciasto i pyszną rybę.

Jak to zrobić:
  • 1 brokuł (500 g)
  • garść liści rukoli
  • 6 wyłuskanych orzechów włoskich
  • 2 duże ząbki czosnku
  • 50 ml oleju rzepakowego
  • sól
Brokuły i ząbki czosnku (w łupinkach) ugotować w osolonej wodzie z dodatkiem 3 łyżek octu. Wystudzić i przełożyć do blendera (czosnek wcześniej oczywiście obieramy). Dodać rukolę, orzechy i olej i miksować do uzyskania jednolitej masy dodając taką ilość wody, aby sos nie był zbyt gęsty (u mnie ok. 100 ml).
Poniżej propozycja podania: z kluseczkami gnocchi (użyłam gotowych), odrobiną całej rukoli i sera parmezan. MMMMMMMMM!




SMACZNEGO!