Polub nas na Facebooku

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Autorskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Autorskie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Domowe burgery

Sezon grillowy rozpoczęty. Dla wszystkich mięsożerców, którym znudziły się kiełbaski, kaszanki, indyki/kurczaki, karkówki i inne banały mamy doskonałą propozycję: wołowe burgery. Wcale nie są trudne ani pracochłonne, a smakują świetnie. Można je przyrządzić na grillu, w piekarniku lub na patelni grillowej. Dodatki są absolutnie dowolne - co kto lubi. My zdecydowaliśmy się m.in. na prażoną cebulkę, bo w budkach z hod dogami zawsze dają jej za mało :) natomiast MUSICIE dodać sos z naszego przepisu - jest rewelacyjny!

Jak to zrobić (ok. 10 burgerów):

Burgery:
  • 500 g mielonej wołowiny
  • 1 cebula
  • 150 g pieczarek
  • szczypta mocnego chilli
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka ziół prowansalskich
  • olej rzepakowy / oliwa z oliwek
  • sól, pieprz
Cebulę, pieczarki i 1 ząbek czosnku podsmażyć na odrobinie tłuszczu. Dodać sól, pieprz i chilli. Mięso przełożyć do miski razem z przestudzoną cebulką z pieczarkami, sosem sojowym, ziołami i dwoma ząbkami czosnku przeciśniętymi przez praskę. Dokładnie wyrobić mięso dłońmi (im dłużej wyrabiane, lepsza struktura burgera). Uformować burgery dłońmi (dłonie wcześniej natłuścić). Przed położeniem na grilla / patelnię burgery trzeba je schłodzić w lodówce.

Sos:
  • 2 żółtka
  • 1 łyżeczka majonezu
  • 1 łyżeczka musztardy francuskiej
  • 2 łyżeczki musztardy sarepskiej
  • 1/2 łyżeczki miodu
  • sól i dużo pieprzu
Żółtka ubić z majonezem, musztardami i miodem na puszystą masę (powinna podwoić objętość). Dodać soli (do smaku) i pieprzu (dużo!!). Schłodzić przed podaniem.

Dodatki:
  • grillowana / podsmażona cukinia, papryka, cebula, bakłażan
  • świeży pomidor
  • sałata
  • prażona cebulka
  • żółty ser




SMACZNEGO!

sobota, 5 października 2013

Dorsz duszony w białym winie

Na początek smutna historia pewnego sportowca amatora. Mowa o Darku. Otóż było tak: biedaczek postanowił być fit i wybrał się z kolegami na piłkę. Cieszył się jak dziecko, że po latach znów będzie mógł poganiać po boisku i strzelić parę goli. I...no cóż. Po boisku rzeczywiście chwilę poganiał i nawet strzelił, o tak, ale sobie w kolano...a tak na serio to zapomniało mu się po prostu o rozgrzewce i podczas jakiejś ważnej akcji w środku pola wykręcił nogę w kolanie. Resztę meczu spędził na bramce, niepocieszony i kulawy. No serce mi pękało, jak go zobaczyłam po powrocie. Tak bardzo się cieszył, a tu taki pech. I do tego 2 tygodnie zwolnienia lekarskiego.
Pierwszy tydzień zleciał na sprzątaniu i reorganizacji wszystkich zakamarków w mieszkaniu, z czego skrycie bardzo się cieszyłam. Ale kolejny tydzień to już męczarnia, bo przecież ile można sprzątać i snuć się pomiędzy naszymi 3 pokojami? Tak więc dla zabicia czasu Darek wziął się za gotowanie. Efekt przedstawiam w dzisiejszym wpisie: na środowy obiad po pracy podano dorsza duszonego w białym winie z ziemniaczkami i sałatką z duszonych zielonych pomidorów i jabłka. I tu moja sugestia: może tak przedłużyć to L4...? :)

Jak to zrobić:

  • 2 filety z dorsza
  • 1 cebula
  • 3 pieczarki
  • papryka słodka w proszku
  • sól i pieprz
  • mąka do panierowania
  • 1 szklanka białego wytrawnego wina
  • szczypta gałki muszkatołowej
Dorsza przyprawić papryką, solą i pieprzem, obtoczyć w mące i usmażyć na rozgrzanym maśle. Zdjąć rybę z patelni, a na pozostałym aromatycznym tłuszczu podsmażyć posiekaną cebulę i pieczarki. Przełożyć dorsza z powrotem na patelnię i wlać wino. Patelnia musi być bardzo rozgrzana, żeby wino od razu zaczęło wrzeć. Po zredukowaniu płynu doprawić gałką muszkatołową. Gotowe!


SMACZNEGO!

czwartek, 29 sierpnia 2013

Włoskie ciasto imbirowe z gruszkami

Wiele wynalazków i odkryć jest dziełem przypadku. Na przykład Newton - spadło mu na głowę jabłko i odtąd wiemy, co to grawitacja. Albo Kolumb. Chciał dotrzeć do Indii, a przez przypadek wylądował w Ameryce. Podobnie jest z ciastem, które dziś Wam proponujemy. Darek chciał upiec coś na urodziny swojego brata. Był bardzo przejęty, bo to był jego pierwszy raz, więc przepis przeczytał kilka razy, zrobił dokładną listę zakupów i zadbał, by niczego w ostatniej chwili nie zabrakło. I tak naprawdę nawet on nie wie dlaczego zamiast podanych w przepisie 150 gramów cukru dodał 9 łyżeczek. Skąd w ogóle wziął miarę cukru w łyżeczkach skoro w książce jak wół stoi 150 g? Niestety nie był w stanie tego wyjaśnić, ale w efekcie powstało ciasto kompletnie niesłodkie i bardzo bardzo imbirowe, a Darek stał się prawdziwym kulinarnym odkrywcą :)
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Co prawda znam dosłownie maleńką garstkę osób, które otwarcie deklarują brak sympatii dla słodyczy, ale przecież te osoby również czasem mają ochotę na deser. I własnie to odkryte przez Darka ciasto jest dla nich idealną propozycją. Myślę, że przepis może być również pomocny dla tych, którzy spodziewają się wizyty antyfana słodyczy i rwą sobie włosy z głowy poszukując gorączkowo pomysłu na poczęstunek. Moim zdaniem kawałeczek tego rozgrzewającego ciasta będzie idealnie grał w towarzystwie szklanki ciepłego mleka, słodkiego kakao lub herbaty.
Przepis w oryginale pochodzi z książki: "Klasyczne i nowoczesne dania kuchni włoskiej", ale podaję w nawiasie modyfikacje Darka.

Jak to zrobić (na okrągłą formę o średnicy 26 cm):

  • 200 g miękkiego masła
  • 150 g cukru (lub 9 łyżeczek w wersji niesłodkiej)
  • 200 g mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 łyżeczki imbiru
  • 3 jajka (lub 4 w wersji Darka "bo ciasto było za gęste"...)
  • 500 g gruszek obranych i pokrojonych w plastry
  • 1 łyżka brązowego cukru
Wszystkie składniki oprócz gruszek i brązowego cukru dokładnie zmiksować na gładką masę. Wylać do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy, na wierzchu ułożyć gruszki i posypać wierzch brązowym cukrem. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopnie na 35-40 minut. Wierzch ciasta musi się zezłocić. Ostudzić. Można serwować z gałką lodów waniliowych.



SMACZNEGO!

środa, 17 lipca 2013

Ryba pieczona w kieszonkach z cholera wie czym

Lubię dni, kiedy wracam do domu, a na stole czeka gorący obiadek. Szczególnie jednak lubię, gdy Darek postanawia zrobić mi niespodziankę i improwizuje w kuchni tworząc swoje autorskie dania. Wówczas nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co zastanę na talerzu...na przykład niedawno będąc w pracy dostałam SMS-a "Dziś szef kuchni poleca ostroboka aleksandryjskiego pieczonego w kieszonkach z cholera wie czym". I co w takiej sytuacji byście sobie pomyśleli? I weź tu człowieku zgaduj co ten szef kuchni ma na myśli i czy "cholera wie co" nie okaże się tworem nie do przełknięcia? Na szczęście ostrobok aleksandryjski okazał się bardzo smaczną rybą sprzedawaną na promocji w Tesco za 5 zł/kg, a cholera wie co to cebulka i mięta. Pieczenie w kieszonkach to trik podejrzany u Pascala Brodnickiego i polega na zawinięciu ryby w folię aluminiową z dodatkiem masła, żeby się nie przykleiła.
Ostrobok aleksandryjski to bardzo smaczna ryba. Ma tłuste, delikatne mięso o intensywnym smaku, które po upieczeniu pięknie odchodzi od skóry. Jeśli traficie jeszcze na tę promocję w Tesco to gorąco zachęcam do zrobienia zapasów :)

Jak to zrobić (dla 2 osób):
  • 2 ostroboki aleksandryjskie lub jakieś inne płaskie ryby (np. flądra)
  • 1 cebula
  • 2 łyżeczki suszonej mięty lub pęczek świeżej
  • kilka kropli tabasco
  • 2 ząbki czosnku
  • szczypta soli
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • masło
Ryby sprawić: pozbawić głów, płetw i wyfiletować (tak, żeby otrzymać 4 filety). W miseczce połączyć posiekaną w kostkę cebulkę, zgnieciony czosnek, miętę, oliwę, tabasco i sól. Powstałą mieszanką grubo posmarować 2 filety i przykryć je pozostałymi dwoma (jak kanapkę). Na folii ułożyć łyżkę masła, rybę, na rybie znów łyżkę masła i złożyć folię w kopertę (kieszonkę). Piec w temperaturze 160 stopni przez 20 minut.



SMACZNEGO!

sobota, 6 kwietnia 2013

Zimowy ryż z krewetkami i ziołowym sosem

Naszła mnie taka refleksja, że facet to maszyna funkcjonująca zadaniowo. Facet nie potrafi się rozdrabniać i wychodzić poza obręb zadanej mu czynności, robi dokładnie to, o co się go poprosi. Przykład? Z życia wzięte: facet wybiera się na zakupy z listą rzeczy niezbędnych (otrzymaną od swojej połówki) i kupuje wszystko, co na niej jest. Ktoś powie "To przecież dobrze, czego się czepia?". Fakt, ale będąc w sklepie nie myśli już o tym, czego lista nie zawiera, a też może się przydać (na przykład papier toaletowy, który sam osobiście wykończył). Dlaczego? Bo tego nie było na liście. Bo zadanie, które otrzymał nie zawierało żadnych innych czynności poza kupieniem dokładnie tego, co miał wypisane. I nie można mieć o to pretensji tylko trzeba brać i kochać takiego zadaniowca, bo nie robi tego złośliwie. Taki już jest, a przynajmniej nie trwoni w supermarketach pieniędzy na pierdoły, których potem nikt nie używa lub nie je...
Dlaczego o tym piszę? W naszym domu chleb je głównie Darek i najczęściej na śniadanie. Chleb się skończył, Darek miał luźniejszy dzień i miał go kupić, ale wcześniej postanowił zrobić mi obiad. Zadanie pochłonęło go bez reszty, kuchnia wyglądała jakby przeszło w niej tornado, obiad wyszedł pyszny....o godzinie 22: "O nieeee...nie kupiłem chlebka :(". I jak tu nie kochać? :)

Jak to zrobić (2 porcje):
  • 1 torebka ryżu jaśminowego
  • 100 g krewetek
  • 1/2 opakowania mrożonych warzyw
  • 4 suszone pomidory
  • kilka zielonych oliwek
  • 1 łyżeczka kaparów
  • mały kubeczek jogurtu naturalnego
  • kilka listków bazylii
  • gałązka rozmarynu
  • sól i pieprz
Ryż ugotować na sypko. Na parze ugotować warzywa i podgrzać krewetki. Pomidory i oliwki posiekać. Jogurt wymieszać z przyprawami i pociętymi ziołami (nie siekać tylko z grubsza pokroić). Ryż wymieszać z pomidorami, oliwkami i kaparami. Na ryżu ułożyć warzywa i krewetki. Polać sosem.




SMACZNEGO!

czwartek, 18 października 2012

Placek po węgiersku w wersji mięsnej light

Zapraszamy dziś na obiad dla mięsożerców. Dziwnie było pierwszy raz od 5 miesięcy doprawiać mięso..ale cóż, jeśli pod jednym dachem żyją wielbicielka sałaty i pożeracz mięsa, którzy do tego zamierzają razem spędzić życie to trzeba znaleźć jakiś kompromis. Dzisiejsze danie stworzyliśmy wspólnie: ja zajęłam się przyprawianiem mięsa (jak na prawdziwą wegetariankę przystało), a Darek całą koncepcją potrawy. I tutaj wyszło jak bardzo różne jest nasze podejście do kwestii gotowania. Ja staram się zawsze wszystko zrobić samodzielnie i nie korzystać z gotowców. Natomiast Darek, jak prawdziwy facet postawił na łatwość przyrządzania i nie bawił się w zbędne brudzenie garów - po prostu otworzył słoik i już. I to jest piękne. Nie bawi się w wielkiego kucharza, gdy nie ma na to czasu lub ochoty. Dla mnie nie do pomyślenia, ale po głębszym zastanowieniu myślę sobie, że chyba czasem powinnam się uczyć kulinarnego luzu od mojej połówki. Tym bardziej, że wyszło naprawdę smacznie (nie mogłam się powstrzymać i spróbowałam sosu, omijając skrzętnie kawałki mięsa).

Jak to zrobić:
  • 250 g schabu wieprzowego
  • 3 ząbki czosnku
  • łyżeczka suszonego tymianku
  • 3 łyżki sosu sojowego
  • kilka suszonych grzybów
  • 1/2 szklanki oleju
  • 1/3 świeżej papryczki chilli
  • 1/2 słoika gotowego sosu do spaghetti
  • czosnek granulowany
  • pieprz, sól
  • składniki na placek z marchewki (Darek do wykonania użył łyżki śmietany 18% oraz 2 łyżek jogurtu zamiast jednego z jajek oraz dodał 1/2 posiekanej cebuli)
Schab pokroić w kostkę na gulasz. Włożyć do miski, wcisnąć jeden ząbek czosnku, skruszyć grzyby, wsypać tymianek, dodać chilli, sos sojowy i olej i dokładnie wymieszać. Przykryć folią i zostawić do marynowania w lodówce na co najmniej 2 godziny (najlepiej na całą noc).
Przygotować placek wg. przepisu (klik), zastępując jedno jajko śmietaną i jogurtem. Na osobnej patelni obsmażyć mięso, zalać sosem, wcisnąć pozostałe ząbki czosnku i dosypać czosnek granulowany według uznania i dusić około 15-20 minut, żeby było bardzo miękkie. Na talerz wyłożyć placek i polać go mięsnym sosem.










SMACZNEGO!

piątek, 14 września 2012

Kulinarny lifting: ziołowe ziemniaczki z jabłkiem

Klasyczne ziemniaki z wody nawet największym amatorom potrafią się znudzić. Można je doprawić śmietaną, masłem, koperkiem, ale to zawsze będą tylko ziemniaki. Ratowanie się ryżem lub makaronem skutkuje na krótko. Co więc zrobić, żeby obiad nie był nudny? Trzeba nadać staremu poczciwemu ziemniakowi zupełnie inny wizerunek. Zrobić mu mały lifting, ubrać w coś ładnego, skropić przyjemnym zapachem, przypudrować nosek, dać odpowiednie towarzystwo i zrobić z niego gwiazdę! Każdy z nas wie, że nawet najmniejsza zmiana wizerunku, ot takie zwykłe podcięcie włosów czy nowy ciuch, często bardzo poprawia samopoczucie. Otóż z ziemniakami jest tak samo. One tez czasem potrzebują odmiany, żeby znów się podobać i znów smakować.
Zmiany wizerunku ziemniaka podjął się znany stylista smaku, Dariusz. Długo się zastanawiał co tu zrobić, żeby uratować smutnego przepełnionego kompleksami klienta. W końcu zdał się na swoją niezawodną intuicję i dał się ponieść fantazji. W efekcie ziemniak z powodzeniem mógł spełniać rolę samodzielnego dania i był z tego powodu bardzo zadowolony. My też :)

Jak to zrobić:
  • 8 sporych ziemniaków
  • 8 ząbków czosnku
  • 5 niedużych kwaśnych jabłek
  • łyżka curry
  • płaska łyżeczka mielonego imbiru
  • płaska łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki chilli
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatołowej
  • 2 płaskie łyżki ziół prowansalskich
  • 3 płaskie łyżki masła
  • sól
Ziemniaki obrać  i pokroić w kostkę. Jabłka umyć i nieobrane pokroić w ósemki. Do rękawa do pieczenia wrzucić ziemniaki z jabłkami i czosnkiem. Zasypać przyprawami i dokładnie obtoczyć w nich każdą cząstkę. Dorzucić masło i wstawić wszystko do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na około 30 minut.



Stylista doprawia......




SMACZNEGO!

niedziela, 13 maja 2012

Nieszczęsna anty wegetariańska kaczka w pięknej odsłonie

Muszę przyznać, że w takich chwilach moja silna wola lekko się załamuje, a mięsożerna część mnie podpowiada "Spróbuj spróbuj chociaż malutki kąseczek...". Ale nie nie nie, miesiąc wegetarianizmu trwa i dobre samopoczucie przede wszystkim! Więc otarłam ślinkę i tylko patrzyłam jak po drugiej stronie stołu soczysta kaczusia niknie w oczach (a w zasadzie w paszczy:)).
Mój podziw dla tego, czego Darek dokonał jest ogromny! Całą kaczkę obrał ze skóry, podzielił aż kosteczki trzeszczały (brrr!!) i przygotował z niej danie, które pachniało tak, że trudno było się oprzeć! 
Kaczka marynowała się 4 dni zapomniana w odległym końcu lodówki, co sprawiło, że była niesamowicie aromatyczna i wyglądała na mięciutką i kruchą. Do tego pieczone ziemniaczki (takie same jak przy polędwiczkach po włosku), szpinak z mrożonki i borówkowy dżem z Lidla. Oceniając po samym zapachu i tempie znikania dania z talerza mogę śmiało polecić wszystkim mięsożercom!

A tak skończyła noga kaczki w musztardowym sosie... :)
Jak to zrobić?
  • kaczka (może być cała dla śmiałków lubiących zabawy z mięsem lub dla leniuchów po prostu pierś z kaczki)
  • 4 ząbki czosnku
  • 1/2 szklanki oliwy z oliwek
  • sól, pieprz
Kaczkę podzielić (o ile jesteś śmiałkiem i wybrałeś opcję nr 1). Czosnek zgnieść z solą i pieprzem, dodać oliwę i dokładnie natrzeć mięso. Powinno się marynować minimum przez noc, ale jeśli poleży kilka dni zapomniane w lodówce to będzie tylko na korzyść. Tylko trzeba dokładnie pokryć kaczkę marynatą i zakryć naczynie folią, żeby mięso nie obeschło.
Po czasie marynowania kacze piersi wrzucić do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na jakieś pół godzinki. Nogi zostały uduszone w sosie musztardowym, ale wyszły takie sobie.
Ot i cała filozofia. Proste i pyszne danie, które właściwie robi się samo (oczywiście jeśli kupimy gotowe elementy oddzielone od kaczki przez miłego pana rzeźnika).




SMACZNEGO!

sobota, 14 kwietnia 2012

Polędwiczki wiejskiego leśniczego

Kolejny przepis zrodzony w darkowej głowie pod wpływem nudy i akcji "opróżniamy zamrażarkę". Wchodząc po pracy do klatki od razu poczułam, że w naszym mieszkaniu coś jest grane...zapach grzybów i pieczonego mięska roznosił się po całym korytarzu!
Nie mam pojęcia czym inspirował się tworząc to danie, ale znów wyszło rewelacyjnie. Zaczynam się zastanawiać kto tak naprawdę rządzi w kuchni :) natomiast pomysł na sos jajeczny z chrzanem wziął się stąd "że tylko to było w lodówce". Czy muszę dodawać coś jeszcze? Padła propozycja, żeby blog przemianować z "Ja tu gotuję" na " Gotuję z tego, co mam" :D

Wiejski leśniczy smacznego życzy! :)
Jak to zrobić:
  • 350 g polędwicy wieprzowej
  • łyżeczka rozmarynu
  • łyżeczka majeranku
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 3 łyżeczki słodkiej mielonej papryki
  • 4 ząbki czosnku
Sos grzybowy:
  • 300 g pieczarek
  • 5 sporych suszonych grzybów zmielonych w młynku do kawy (ten patent ma ode mnie!)
  • łyżka sosu grzybowego w proszku ("żeby się zagęściło")
  • sól, pieprz
Sos chrzanowo-jajeczny
  • 2 listki laurowe zmielone w młynku na proszek
  • jajko na twardo
  • 3 łyżeczki chrzanu
  • łyżeczka majonezu
  • sól, pieprz
Polędwiczkę, jeśli jest w całości, podzielić na mniejsze kawałki. Każdy z nich natrzeć rozgniecionym czosnkiem. Z przypraw i sosu zrobić zalewę i dokładnie pokryć nią mięso. Marynować najlepiej całą noc w lodówce. Następnie kawałki polędwicy wrzucić na bardzo gorącą patelnię i obsmażyć szybko z każdej strony do zarumienienia (w sumie 2-3 minuty smażenia). Dzięki temu mięsko będzie potem miękkie i soczyste. WAŻNE: przed smażeniem z polędwiczek należy zdjąć kawałki czosnku, żeby się nie spalił, bo będzie gorzki. Polędwicę przełożyć do naczynia żaroodpornego i bez przykrycia wstawić do piekarnika nagrzanego do temp. 200 stopni na 15-20 minut.
W tym czasie pieczarki podsmażyć i zalać sosem w proszku rozrobionym w szklance wody. Dodać sproszkowane suszone grzyby i doprawić solą i pieprzem wedle uznania. Składniki na sos chrzanowo-jajeczny zblendować razem na gładka masę. Oczywiście nie trzeba używać obu sosów naraz. Można wypróbować oba warianty osobno i sprawdzić co bardziej przypadnie do gustu.
Jako dodatek posłużył nam makaron oraz ugotowane na parze brokuły, groszek i fasolkę. MNIAM!




 SMACZNEGO!!!