Polub nas na Facebooku

piątek, 28 czerwca 2013

Chłodnik litewski i spełnione marzenie

W środę 19.06. spełniło się moje marzenie: bawiłam się na niezapomnianym, fantastycznym koncercie Bon Jovi w Gdańsku. Uczucie nie do opisania - podziwianie na żywo swojego idola, którego piosenki towarzyszyły pierwszym tańcom-przytulańcom, dawały kopa w trudnych chwilach oraz tworzyły tło do rozmyślań o księciu z bajki, które w nastoletnim życiu królowały w mojej głowie. Sam koncert był absolutnie idealny - panowie (tak tak, to już starsi panowie) dali niesamowite 2,5-godzinne show warte każdych pieniędzy. A odśpiewane na koniec "Always" było prawdziwą wisienką na torcie. Tylko sobie wyobraźcie: 30-tysięczny tłum na stadionie rozbujany w rytm ukochanej piosenki i śpiewający na całe gardło od pierwszego do ostatniego słowa. Na szczęście Jon obiecał, że niedługo wrócą, więc będę wypatrywać go z utęsknieniem (oby tym razem w Warszawie...).
Nawet nie spodziewałam się, że ten wyjazd poza wrażeniami koncertowymi przyniesie również zachwyty kulinarne. I to w miejscu, w którym najmniej bym się tego spodziewała! W trakcie czwartkowego zwiedzania starówki gdańskiej wstąpiłam do sieciówki Green Point z wegetariańskim i wegańskim jedzeniem. Upał skłonił mnie do zamówienia chłodnika, który okazał się najlepszą wersją tej zupy, jaką do tej pory jadłam. Idealnie kwaśny, czosnkowy, doprawiony ziołami i z grubo pokrojonymi, chrupiącymi rzodkiewkami i ogórkiem (osobiście nie znoszę chłodników z tartymi warzywami). Pycha! Smak przywiozłam do domu i w pierwszej wolnej chwili zrobiłam chłodnik sama. W ilości hurtowej.

Jak to zrobić (porcja dla 4 osób na 2 dni):
  • 3 pęczki botwiny
  • 1 pęczek rzodkiewki
  • 1/2 długiego ogórka
  • 4 opakowania mleka zsiadłego po 400 g każde
  • 1/2 pęczka koperku
  • 4 ząbki czosnku
  • pęczek szczypiorku
  • 2 łyżki soku z cytryny
  • sól i pieprz
Botwinę bardzo dokładnie umyć (żeby piach nie chrzęścił pod zębami!) i pokroić. Wrzucić do wrzątku i gotować 10-15 minut. Ostudzić. W międzyczasie umytą rzodkiewkę i ogórka pokroić w dość grubą kostkę, a koper i szczypiorek posiekać. Wrzucić do garnka i zalać zsiadłym mlekiem. Wcisnąć do garnka czosnek i wlać sok z cytryny. Na koniec dodać ostudzoną botwinę i wszystko dokładnie wymieszać. Doprawić solą i pieprzem do smaku i wstawić do lodówki na minimum 2 godziny, żeby zupa się schłodziła i nabrała różowego kolorku. Można podać z jajkiem na twardo, ale ja wolę bez.


SMACZNEGO!

niedziela, 23 czerwca 2013

Najlepsze domowe ciasto z owocami. Dla Taty.

Ten przepis darzę wyjątkowym sentymentem, bo jest to pierwsze ciasto upieczone przeze mnie samodzielnie. Mogłam mieć jakieś 11 lat, może trochę więcej. Od tego czasu piekłam je tyle razy, że składniki umiem wyrecytować z pamięci i jest to moje ulubione ciasto. Jest lekkie, proste i bardzo uniwersalne - można je robić cały rok z dowolnymi sezonowymi owocami. Zawsze się udaje, nigdy nie wyszedł mi zakalec, a odkąd moi rodzice kupili sobie porządny piekarnik już się nie przypala. Z okazji Dnia Ojca postanowiłam zaryzykować i upiec je w moim starym i wysłużonym piekarniku z ogromną nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Chyba się udało :)
Przepis pochodzi z zeszytu mojej Mamy, w którym figuruje jako "Ciasto Eli z owocami".

Jak to zrobić:
  • 1 kostka Palmy/Kasi/masła roślinnego
  • 1 szklanka cukru
  • 4 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1 płaska łyżka proszku do pieczenia
  • 1 torebka cukru wanilinowego lub 1 łyżka ekstraktu z wanilii
  • dowolne owoce (wiśnie, jabłka, truskawki, śliwki itd...) - ilość trudno określić, musi być ich tyle, żeby pokryły dość szczelnie wierzch ciasta
  • odrobina mleka (1-2 łyżki) - ten składnik jest moim wkładem w oryginalny przepis
Margarynę utrzeć z cukrem na puszystą masę. Dodawać po jednym jajko i za każdym razem dokładnie zmiksować. Dodać mąkę (po 1 szklance), proszek do pieczenia i wanilię. Miksować do uzyskania gładkiej konsystencji. Na tym etapie dodaję jeszcze mleko (ilość zależy od gęstości ciasta). Gotowe ciasto wylać do wysmarowanej tortownicy o średnicy 23 cm, na wierzchu ułożyć owoce i wstawić do gorącego piekarnika (170 stopni) na 30 minut. Przed wyjęciem zrobić test patyczka: po nakłuciu ciasta drewnianym patyczkiem do szaszłyków nie zostać na nim surowe ciasto - musi być suchy. W razie, gdyby ciasto nie było jeszcze dopieczone, potrzymać je w piekarniku jeszcze 10 minut. Ostudzić, posypać cukrem pudrem i gotowe.



SMACZNEGO!

wtorek, 18 czerwca 2013

Duszona młoda kapusta i kilka przemyśleń na temat sezonowego jedzenia

Są pewne potrawy i produkty, które należą wyłącznie do określonych pór roku. Chłodnik litewski nie smakuje tak samo jedzony zimą, a ciasto dyniowe ma prawo gościć na moim stole tylko jesienią. Pomarańcze kupuję zimą, a rzodkiewkę wiosną. Staram się jeść sezonowo, bo tylko w ten sposób mogę mieć pewność, że produkty są najlepszej jakości. Wyjątek robię dla pomidorów - te jem cały rok i klnę pod nosem na ich zimowy smak i zapach (a raczej brak smaku i zapachu..). Wbrew pozorom jedzenie sezonowe nie jest takie trudne przy tak ogromnym wyborze przetworów, więc jeśli zimą najdzie mnie ochota na coś, co akurat nie rośnie/kwitnie/owocuje to zawsze mogę sięgnąć po:

mrożonki - jem i popieram całym sercem! Do zrobienia mrożonek (również tych "ze sklepu") zawsze wykorzystuje się świeże owoce i warzywa zbierane wtedy, gdy jest na nie sezon (np. wiśnie, truskawki - tego pod folią nie wyhodujesz poza sezonem).
kiszonki - tak tak i jeszcze raz tak, ale raczej w wersji domowej. Kiszona kapusta ze sklepu potrafi być niemożliwie naoctowana, a ogórki kiszone przesolone i pryskające sokiem na lewo i prawo po ugryzieniu (ewentualnie rozmiękczone i kapciowate).
słoiki - czyli generalnie rzecz biorąc kompoty, dżemy, warzywa i owoce marynowane. Tu też skłaniam się ku domowym lub dokładnie czytam etykietę w sklepie.
puszki - fasola, groszek, kukurydza, cieciorka, pomidory. Tylko takie produkty kupuję, bo mając do wyboru np. marchewkę z groszkiem z puszki albo z mrożonki to wolę wybrać to drugie.

Do zwrócenia większej uwagi na sezonowość gotowania skłoniła mnie lektura książki "W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole". Bardzo inspirująca książka - gorąco polecam! Długo nad tym myślałam i wniosek jest taki, że chcąc żyć zdrowo muszę wprowadzić pewne zmiany do swojego trybu jedzenia. I przyznam, że od tego czasu patrzę z rezerwą na pojawiające się zimą przepisy ze świeżymi szparagami czy świeżymi truskawkami w składzie. Oczywiście nie potępiam i nie krytykuję, ale z czysto racjonalnego punktu widzenia jaki jest sens płacenia fortuny za produkty, co jedynie z wyglądu przypominają swoich sezonowych krewniaków i nie dają nam nic poza świadomością zjedzenia czegoś, na co aktualnie mamy zachciankę.

Osobiście bardzo lubię ten okres oczekiwania na świeże i pyszne owoce i warzywa. Fakt, jeśli zima przedłuża się, tak jak w tym roku, to na widok kolejnego dania z mrożonkami lub warzywami okopowymi w składzie dostaję drgawek. Ale dzięki temu później doceniam i wykorzystuję na maksa każdy moment wiosny i lata, które przynoszą najwięcej kulinarnych możliwości.

Uwieńczeniem moich przemyśleń niech będzie poniższy letni przepis na niezwykle proste i smaczne danie kuchni polskiej: duszona zasmażana młoda kapusta z koperkiem i młodymi ziemniakami. Do tego szklanka zsiadłego mleka, słońce za oknem i leniwe niedzielne popołudnie. Czy może być piękniej?

Jak to zrobić:
  • 1 główka młodej kapusty
  • 1 młoda cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 pęczek koperku (ja z konieczności użyłam torebki kopru suszonego)
  • 2 łyżki masła
  • 1,5 łyżeczki mąki pszennej
  • sól i pieprz do smaku
* to jest przepis podstawowy - dla mnie najsmaczniejszy. Ale jeśli ktoś ma ochotę poeksperymentować to może dodać również:
  • kawałek pokrojonej w kostkę suchej kiełbasy lub wędzonego boczku
  • mięso drobiowe pokrojone w kostkę i podsmażone
  • kapustę kiszoną
  • kminek
  • pomidory
W garnku rozgrzać łyżkę masła i zeszklić na nim pokrojoną w kostkę cebulę oraz posiekany czosnek. Kapustę poszatkować, przełożyć do garnka i zalać szklanką wody. Dusić pod przykryciem aż kapusta będzie miękka. Z łyżki masła i mąki przygotować zasmażkę, w razie potrzeby rozrobić ją w odrobinie gorącej wody i połączyć z kapustą. Posolić, dodać pieprz i zagotować. Posiekać koperek i dodać do garnka. Dokładnie wymieszać, zdjąć z ognia i gotowe. Suszony koperek można wsypać w dowolnym momencie gotowania, świeży lepiej zostawić na koniec - zachowa więcej aromatu.



SMACZNEGO!

czwartek, 13 czerwca 2013

Seler na zdrowie

Wariacji na temat wegetariańskich burgerów ciąg dalszy. Wciąż próbuję, kombinuję, mieszam i miksuję, ale nadal nie mogę znaleźć receptury idealnej, która sprawi, że mój burger będzie miał odpowiednią konsystencję i strukturę, nie będzie zbyt miękki, zbyt twardy, rozwalający się itd..na bloga wrzucam te przepisy, które są najbliżej ideału, ale to nadal nie jest to.
Tym razem kolejny prawie idealny burger w wersji selerowej. Nowością jest obecność w składzie niedawno odkrytych przeze mnie nasion chia oraz babki płesznik.

Nasiona chia - jest to inna nazwa nasion szałwii hiszpańskiej. Niewielkie, niepozorne nasionka okazały się być bogatym źródłem kwasów omega-3 i omega-6 (ponoć bogatszym niż ryby w przeliczeniu na 100 g, ale kto da radę wchłonąć 100 g nasion...). Doskonale oczyszczają organizm dzięki sporej dawce błonnika, co jest cenne przy odchudzaniu. Mają też pewną wyjątkową cechę - po zalaniu wodą zamieniają ją w żel (podobny do tego wytwarzanego wokół nasion rzeżuchy), dzięki czemu świetnie nawilżają i nawadniają organizm. Kulinarnie tę cechę można wykorzystać do zagęszczania sosów, czy zup i własnie w takim celu użyłam ich w dzisiejszym przepisie.

Nasiona babki płesznik - preparaty z nasion babki płesznik stosowane są w leczeniu zaparć oraz przy wspomaganiu odchudzania. Wysoka zawartość śluzów bardzo skutecznie usprawnia pracę jelit oraz łagodzi podrażnienia ścianek przewodu pokarmowego, a zdolność wiązania wody sprawia, że nasionka pęcznieją w żołądku dając uczucie sytości. W kuchni może nam posłużyć jako doskonały zagęstnik, podobnie jak nasiona chia.

Muszę przyznać, że w zagęszczaniu te ziarenka naprawdę nieźle sobie radzą. Do burgerów nie użyłam ani grama mąki czy tartej bułki, a mimo wszystko trzymały się kupy.

Jak to zrobić:
  • 1 mały seler
  • 6 pieczarek
  • 1 puszka białej fasoli
  • 1 duże jajko
  • 3 ząbki czosnku
  • 1/2 szklanki mielonych płatków owsianych
  • 1 łyżeczka nasion babki płesznik
  • 1 łyżeczka nasion chia
  • 1 łyżeczka nasion siemienia lnianego
  • 1 łyżeczka nasion sezamu
  • 1/2 łyżeczki oleju sezamowego (dosłownie kilka kropelek)
  • sól i pieprz do smaku
  • opcjonalnie garść tartego sera typu parmezan
Selera zetrzeć na tarce. Grzyby posiekać i poddusić 5 minut na rozgrzanej patelni. Po tym czasie dodać tartego selera, podlać odrobiną wody i dusić do miękkości. Wyłączyć gaz, wcisnąć do warzyw czosnek, wymieszać i odstawić do ostudzenia. W międzyczasie zmiksować fasolę, a w młynku lub moździerzu zmielić nasiona babki, chia, lnu i sezamu. Do wystudzonego selera wbić jajko, wsypać mielone nasiona i płatki, fasolę, posolić, popieprzyć i dokładnie wymieszać. Dodać olej sezamowy i tarty ser. Dokładnie wymieszać i wstawić na minimum pół godziny do lodówki. Smażyć na rozgrzanej patelni lub zapiec w piekarniku.



SMACZNEGO!