Polub nas na Facebooku

czwartek, 5 lutego 2015

Regeneracja włosów "śliną bernardyna"

Temat mało związany z gotowaniem, ale wyniki tego eksperymentu są tak niesamowite, że muszę się z Wami podzielić!
Nigdy nie miałam szczególnych problemów z włosami, ale regularnie dwa razy w roku (w środku lata i w środku zimy) przez kilka tygodni moje włosy są osłabione, matowe i wypadają na potęgę. W tym okresie nic na nie nie działa - żadne skrzypovity ani inne suplementy. Po prostu jakaś część włosów jest skazana na śmierć, a potem wszystko wraca do normy. Tej zimy okres linienia niepokojąco się przedłużył, a moje wszechobecne w domu kłaki już nawet mi zaczęły przeszkadzać. Na serio się zmartwiłam i po raz kolejny spróbowałam kuracji skrzypem - nic. Cały miesiąc łykania tabletek na nic. Stosowałam też najróżniejsze odżywki na wzmocnienie i to również nie pomogło. Kiedy policzyłam, że taka sytuacja ciągnie się już trzeci miesiąc załamałam się. Uwielbiam moje włosy, zawsze o nie dbam i jestem z nich dumna, więc myśl o tym, że mogłabym je na zawsze stracić (czy choćby połowę z nich) sprawiała, że chciało mi się wyć.
Pewnego dnia moja mama zauważyła, że mam bardzo matowe włosy i może powinnam jeść siemię lniane. Co prawda siemię jem codziennie, ale ta rada jakoś utkwiła mi w głowie i nie dawała spokoju. Przypomniałam sobie, że kiedyś na blogu "Qchenne inspiracje" (KLIK) autorka też przechodziła trudny czas ze swoją skórą i włosami i zorganizowała akcję Regeneracja, która polegała na tym, że przez 2 tygodnie piła koktajl z pietruszki i wywar z siemienia lnianego. Jej pomogło, więc ja też postanowiłam spróbować.
Koktajl z pietruszki odpuściłam, bo kupowanie natki zimą to mało opłacalny biznes. Ale patent z siemieniem bardzo mi się spodobał i jeszcze tego samego dnia zaczęłam kurację.
Mało apetyczne prawda? :)
Hm...od czego by tu zacząć...może od tego, że picie zmiksowanego wywaru z siemienia jest skierowane raczej do twardzielek. I nie chodzi o jego smak, który jest raczej neutralny, a o konsystencję. Kojarzycie takie psy bernardyny? Na pewno. I na pewno kojarzycie taki widok, gdy z pyska bernardyna zwisa ciągnąca się strużka śliny. Tak zwisa, zwisa, powoli rozciąga się ku ziemi aż w końcu urywa się albo zostaje wytarta o Twoje spodnie lub ewentualnie owija się wokół psiego pyska na skutek trzepania głową. Skoro już macie ten widok przed oczami to teraz musicie mieć świadomość, że porównanie napoju z siemienia do śliny bernardyna nie jest przypadkowe. Jego konystencja przypomina coś pomiędzy meduzą, kisielem, a śliną bernardyna właśnie. Darek na jego widok odwraca z obrzydzeniem głowę - widocznie nie jest twardzielem :) ja wypijam, bo dla ratowania moich włosów moję wycierpieć wszystko! I powiem Wam, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, najgorzej jest na początku.
A efekty? Opłaca się wypijać kubek tego paskudztwa? TAK TAK i jeszcze raz TAK!!!! Wywar z siemienia zdziałał u mnie cuda! Założyłam, że będę go piła przez miesiąc, ale minął tydzień, a już widzę poprawę. Przede wszystkim włosy przestały wypadać. Nie wyobrażacie sobie nawet jaką poczułam ulgę. Mogę szczotkować je bez obaw, a podczas mycia na rękach pozostaja mi dosłownie 2-3 włosy. I teraz nie mogę się wprost doczekać, co będzie dalej! Dlatego jeśli masz jakikolwiek problem z włosami i nic do tej pory nie pomogło to obudź w sobie twardziela i spróbuj tej metody. Co Ci szkodzi?

Jak to zrobić:
  • 1 łyżka siemienia lnianego
  • 1 szklanka wody
Wodę zagotowac w garnku, wsypac siemię i gotować ok. 5 minut az siemię się "rozklei" (zacznie tworzyć glutka). Po zagotowaniu mozna zrobić 2 rzeczy:
  • przecedzić glutka i wypić bez nasion (wtedy konsystencja będzie mniej obleśna, ale odcedzenie nasion jest dość trudne)
  • zmiksować glutka razem z nasionami i wypić (po zmiksowaniu wywar przybiera postać śliny bernardyna i wygląda naprawdę wstrętnie...)
Miksowanie i picie wszystkiego ma jeszcze tę zaletę, że wykorzystujemy całe dobro nasion lnu. Dla włosów ważny jest w zasadzie tylko glutek, ale dla nas przydatne są również m.in. kwasy omega-3 zawarte w nasionach. Najlepiej wypić jak wywar jest jeszcze ciepły - łatwiej przechodzi przez gardło.


SMACZNEGO! he he he... :)

wtorek, 3 lutego 2015

Burgery pieczarkowe z czarnej soczewicy

Moja przyjaciółka z Wrocławia ma naprawdę ogromne szczęście, że mieszka w takim miejscu. Po pierwsze dlatego, że to Wrocław, a po drugie dlatego, że dosłownie kilka kroków od jej osiedla jest Bio Domek - sklep z ekologiczną żywnością. Zazdroszczę jej tego bardzo, chociaż pewnie gdybym miała taki sklep pod domem to zostawiałabym w nim większość mojej wypłaty... tak jak niektórzy uwielbiają snuć się między regałami w Castoramie, tak ja delektuję się każdą chwilą spędzoną między półkami z nasionami, ziarenkami i eko-herbatami. Wszystko zapakowane w te piękne woreczki, torebeczki, pudełeczka i słoiczki. Fakt, że ceny produktów są zdecydowanie wyższe o tych w ofercie Biedronki, ale od czasu do czasu nie żal mi pieniędzy na kupienie czegoś z dobrego, bezpiecznego źródła nieskażonego pestycydami i spalinami. Przeważnie takie produkty zużywam oszczędnie i jeszcze długo od zakupu mogę się nimi cieszyć.
Z ostatniego pobytu we Wrocławiu przywiozłam sobie paczkę czarnej soczewicy i tabliczkę surowej czekolady. O ile czekolada zniknęła dość szybko, o tyle soczewica stała nietknięta przez tydzień i czekała na godny siebie moment. Moment wreszcie nadszedł.

PS. Nawiązując do poprzedniego posta: przyjrzałam się mojemu obiadowi i muszę przyznać, że wege to faktycznie nie jest jedzenie. To jest NADjedzenie :)

Jak to zrobić (6 burgerów):
  • 1/2 szklanki czarnej soczewicy (można użyć również zielonej)
  • 4 pieczarki
  • 1/2 szklanki (ok. 50 g) płatków gryczanych lub ugotowanej kaszy gryczanej
  • 1/2 pęczka pietruszki
  • 1 jajko
  • 2 liście laurowe
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, chilli
Soczewicę ugotować w szklance wody z liśćmi laurowymi. Gdy będzie gotowa liście odłowić i dodać płatki gryczane / kaszę. Wymieszać i przestudzić. Do malaksera przełożyć 1/2 soczewicy, pieczarki, jajko, czosnek przeciśnięty przez praskę i pietruszkę. Dokładnie zmiksować. Można też użyć miksera ręcznego. Wymieszać z pozostałą soczewicą, solą i chilli. Smażyć na niewielkiej ilości tłuszczu (można obtoczyć w bułce tartej lub nie). Przed podaniem odsączyć tłuszcz na ręczniku papierowym. W wersji bardziej dietetycznej burgery można upiec w piekarniku.



SMACZNEGO!