Polub nas na Facebooku

wtorek, 29 maja 2012

Faszerowana papryka na szybki obiad+wspomnienie z dzieciństwa

Co zrobić, żeby sprawić przyjemność połówce wracającej z dalekiej podróży na południe Polski? Dzień wcześniej ugotować sobie elegancki samotny obiad (żeby otrzeć łzy samotności oczywiście!), wziąć ostatnie samotne warzywo z koszyka, nafaszerować je resztkami wystawnego obiadu, zrobić do tego pyszną surówkę i volia! 5-gwiazdkowy obiad powitalny gotowy!

Przy okazji chciałabym podziękować mojej kochanej koleżance z pracy Ali i jej mężowi za wspaniały prezent, który w magiczny (dosłownie!) sposób przeniósł nas w czasy szkolnego sklepiku, długiej przerwy i bezkarnego obżarstwa, które nie skutkowało dodatkowym wałeczkiem, gdyż cały nadmiar kalorii był za chwilę spalony na w-fie. Dziękuję Aluś!!!! :) jak ktoś chce wiedzieć, o co chodzi to niech skoczy do ostatnich zdjęć w poście..

Jak to zrobić:
  • 1 papryka (żółta, czerwona lub pomarańczowa - odradzam zieloną)
  • pół paczki mrożonego szpinaku w listkach (koniecznie! Nie mielony!)
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 plastry sera feta
  • 2 młode cebulki dymki ze szczypiorem
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • pół puszki białej fasoli
  • 2 jajka
  • pół szklanki mleka
  • sól, pieprz
Na surówkę:
  • 1 duży pomidor
  • 1 młoda cebulka bez szczypioru
  • 2 rzodkiewki
  • garść posiekanego koperku i natki pietruszki
  • łyżka sosu balsamico (lub octu balsamicznego)
  • łyżka oliwy z oliwek
  • pieprz i czosnek granulowany
Na patelnię na zimny olej wrzucić pokrojoną w plastry cebulkę (szczypior pokroić i przełożyć do osobnej miski). posolić i podsmażyć przez 2 minuty. Dodać rozmrożony szpinak, sos sojowy i wcisnąć czosnek. Smażyć dopóki woda nie zredukuje się mniej więcej o połowę. W tym czasie do miski ze szczypiorem wpić jajka, wlać mleko i wszystko wymieszać. Kiedy woda na patelni się zredukuje dodać fasolę z puszki i wlać jajka z mlekiem i szczypiorem. Od czasu do czasu mieszać, żeby nie powstał omlet. Doprawić pieprzem i solą według gustu. Powinno się jeszcze pogotować, żeby część cieczy wyparowała. Ja przygotowałam ten farsz dzień wcześniej i zjadłam z kaszą pęczak. Jeśli jednak robicie to danie od razu w papryce to należy szpinak przestudzić. Paprykę rozkroić na połówki, wyjąć pestki i nafaszerować połówki szpinakiem. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Na paprykach z farszem położyć plastry fety i wstawić do piekarnika na 20 minut.

W międzyczasie robimy surówkę. Pomidora i rzodkiewkę pokroić. Cebulkę pokroić na cieniusieńkie plasterki. Dodać oliwę, pieprz, czosnek granulowany i sos balsamico. Wymieszać. I już!







Dziękuję :)



SMACZNEGO!

piątek, 25 maja 2012

Kremowa zupa porowa

Nie znosimy marnować jedzenia i zawsze staramy się kupować tyle, żeby nic się nie popsuło. Niestety czasem zdarza się, że zaplanuję ugotować "coś" kupuję to "tego" wszystkie składniki, a potem wena mnie opuszcza i składniki sobie leżą i czekają...aż nadejdzie ostateczny dzień rozgraniczający chwile: taką, kiedy da się to jeszcze zjeść oraz taką, w której trzeba wszystko wywalić, bo inaczej wyjdzie samo. No więc niedawno nadszedł taki właśnie dzień dla wielkiego pora, marchewki i ziemniaków. Nie miałam zielonego pojęcia co z tego zrobić aż tu nagle o godzinie 22 wpadła mi do głowy zupa. W końcu w wysokiej temperaturze wszelkie formy życia, które mogły się ewentualnie aktywować na warzywach na 100% zginą nie?:) Ale żeby nie była to zwykła kremowa zupka dorzuciłam nieco mojej ulubionej ostatnio czerwonej soczewicy. Wyszło pysznie, jak zwykle zresztą...:)

Jak to zrobić:
  • 1 duży por
  • 2 marchewki
  • 4 ziemniaki
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki sosu sojowego jasnego
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżeczka curry
  • 1/2 łyżeczki kurkumy
  • łyżeczka kminu rzymskiego
  • 2 łyżki mleka 3,2%
  • 2 garści czerwonej soczewicy
  • pieprz i sól do smaku
Pora bardzo dokładnie umyć (żeby piach nie zgrzytał potem między zębami) i pokroić w grube plastry. Marchewkę umyć i również pokroić (nie obieram jej, ale jeśli ktoś chce to proszę bardzo). Ziemniaki obrać i pokroić, a czosnek wyjąć z łupinki. Wszystkie warzywa oraz czosnek wrzucić do garnka i zalać ok. 1,5 l wody. Od razu można dodać oliwę i sos sojowy. Gotować, aż warzywa będą zupełnie miękkie i wtedy dorzucić curry, kmin rzymski i kurkumę oraz mleko. Zdjąć z ognia i przestudzić, a następnie wrzucić do blendera i zmiksować bardzo dokładnie na gładki krem. Jeśli będzie zbyt gęste można dolać wody. Krem przelać z powrotem do garnka i doprawić solą i pieprzem. Na koniec wrzucić soczewicę i gotować jeszcze 10 minut, często mieszając, żeby się nie przypaliło.

Zaraz po ugotowaniu w środku nocy...
A tu w pięknym majowym słońcu

 SMACZNEGO!

wtorek, 22 maja 2012

Soczewicowe burgery, które nawróciły mięsożercę

Myślałam, że śnię, gdy pewnego dnia Darek po powrocie z pracy powiedział "Kochanie, ja chyba też chciałbym zostać wegetarianinem. Od kiedy mógłbym zacząć?". Że jak?????? Że wegetarianinem???? Bez kurczusia, schabowych, kebabów i czizików z maczka?????
Na początku się roześmiałam, ale on mówił serio. Naprawdę chce zostać wegetarianinem na miesiąc i to już od 1 czerwca. Podekscytowana tą wiadomością pofrunęłam do kuchni przyrządzić coś ekstra, żeby uczcić ten dzień. Szybki przegląd szafek i wybór padł na zieloną soczewicę. Moje pierwsze doświadczenia z tym produktem były kiepskie i danie prosto z garnka wylądowało w miejskiej oczyszczalni ścieków (gdzie wysłałam je przez porcelanowe wrota) i nie będę się dłużej nad tym rozwodzić. Ale ponieważ porażkami nie można się zrażać, więc postanowiłam zrobić coś, co przypominałoby mięso i wyszły soczewicowe burgery. Pyszne, sycące i swoim smakiem całkowicie przekonały Darka, że wegetarianizm naprawdę jest fajny. Pierwsza nawrócona owieczka na moim koncie, liczę na więcej :)

Jak to zrobić:
  • 1 SZKLANKA ZIELONEJ SOCZEWICY (SUCHEJ)
  • PÓŁ PUSZKI CIECIORKI LUB BIAŁEJ FASOLI
  • 1 NIEDUŻA MARCHEWKA 
  •  1 CEBULA
  • GARŚĆ ŚWIEŻYCH LIŚCI SZPINAKU LUB PÓŁ PĘCZKA NATKI PIETRUSZKI
  •  1 JAJKO
  • 3 ŁYŻKI BUŁKI TARTEJ + BUŁKA DO PANIEROWANIA
  • ¾ SZKLANKI KASZY MANNEJ (MOŻE BYĆ POTRZEBNE WIĘCEJ, ZALEŻY CZY MASA JEST BARDZO RZADKA)
  • 5 ŁYŻEK SOSU SOJOWEGO (JASNEGO)
  •   5 ZĄBKÓW CZOSNKU
  •  ŁYŻKA MUSZTARDY (ja użyłam Sarepskiej) 
  •  PIEPRZ I SÓL - ILOŚĆ WEDLE GUSTU
Soczewicę ugotować według instrukcji na opakowaniu razem z ząbkami czosnku. Ząbki zostawić w łupince, żeby się nie rozpadły. Po ugotowaniu wszystko ostudzić i odcedzić z nadmiaru wody. Dopiero teraz ząbki czosnku obrać ze skórek. Czosnek gotuję w skórce i potem dodaję, a nie wciskam świeży, bo dzięki temu smak jest subtelniejszy. Do misy robota kuchennego wrzucić cebulę i zmiksować na mniejsze kawałki (ale nie na papkę). Dodać soczewicę, cieciorkę, obrany czosnek i startą na tarce marchewkę i całość pomiksować chwilę do połączenia. Dodać liście szpinaku/natkę, pieprz, sos sojowy, musztardę i jajko i znowu parę sekund miksować. Na końcu dosypać kaszę i bułkę tartą i ponownie dokładnie wymieszać. Ważne jest, żeby nie miksować zbyt długo i żeby nie wyszła z tego papka dla niemowlaków. Sprawdzić smak i ewentualnie dosolić. Jeśli masa jest zbyt luźna można dodać więcej kaszy. U mnie w sumie dodałam około 1 szklanki. Ogólnie masa powinna być na tyle zwięzła, żeby dało się formować kotlety, ale nie może być zbyt sucha. Formować nieduże kotlety. Jeśli w trakcie formowania trochę masa nieco przykleja się do dłoni to jest ok. W trakcie smażenia kasza napęcznieje i utrzyma kotlety w kupie, więc bez paniki. Gotowe kotlety obtaczać w bułce (mogą w czasie tej czynności trochę tracić kształt, ale po usmażeniu na pewno będą dobre!) i smażyć na patelni. W trakcie smażenia kotlety mocno „piją” olej, więc potem trzeba ułożyć je na ręczniku papierowym, żeby wyciągnąć z nich to, co wchłonęły.



 


SMACZNEGO!

piątek, 18 maja 2012

BOTWINKA!!

Co roku w naszym domu robi się botwinkę. Oboje za nią przepadamy, ale robię ją tylko raz. Dlaczego? Bo pobudzona pierwszymi promieniami słońca (które grzeją!), stęskniona za smakami wiosny i przede wszystkim zachęcana przez Darka ("Botwinkaaaaa botwinkaaa...chcę botwinkęęęę!!!!") gotuję jej cały GAR. I mówiąc GAR mam na myśli największe naczynie w naszym domu, z którego można spokojnie karmić przeciętną 4-osobową rodzinę przez 2 dni. Najpierw rzucamy się na nią i pochłaniamy po 2 talerze na raz, następnego dnia również zjadamy z radością (ale zdecydowanie mniejsze ilości), a przez kolejne dni, już kompletnie bez entuzjazmu, czekamy kiedy wreszcie się skończy. I tak przez około tydzień. Po tym wszystkim, jak nietrudno zgadnąć, mamy dość botwinki na mniej więcej rok.
Tej wiosny tradycji stało się zadość, z tą niewielką różnicą, że zupa zamiast na mięsie została ugotowana na samych warzywach. I wyszło niespodziewanie smacznie. Okazuje się (kolejne miłe wegetariańskie zaskoczenie), że wcale nie trzeba używać mięsa, żeby wyszła smaczna zupa. Jedynie rosołu nie mogę sobie bez kury wyobrazić...na razie :)

Jak to zrobić:
  • 3 pęczki botwinki
  • gotowy zestaw rosołowej włoszczyzny (a w niej standardowo: marchewka, seler, pietruszka i por)
  • 1/3 szklanki oliwy
  • 3 cebulki dymki razem ze szczypiorem
  • 4 buraki
  • 6 dużych ziemniaków
  • 2 listki laurowe
  • łyżka ziaren pieprzu
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • odrobina mleka - około 3 łyżek (do zabielenia i zagęszczenia)
  • dużo wody (zależy od wielkości garnka, ale na tę ilość warzyw minimum to 2 litry)
  • 0,5 litra barszczu z kartonu (takie małe oszustwo)
  • sok z całej cytryny
  • cukier (do smaku, myślę, że ok 3 łyżek wystarczy)
  • pieprz i sól
Włoszczyznę, buraki i ziemniaki (obieramy, myjemy) kroimy w mniejsze kawałki i wrzucamy do wrzącej wody razem z zielem angielskim, pieprzem i listkiem laurowym. Gotować aż warzywa zmiękną, a w tym czasie porządnie umyć i drobno pokroić botwinkę oraz dymkę. Po około 10 minutach wrzucić je do wywaru i wlać oliwę z oliwek. Całość pogotować jeszcze 10 minut i dolać barszcz. Wlać mleko no i zaczynamy zabawę z przyprawianiem. Dodać sok z cytryny, cukier i po kilku minutach spróbować. Jeśli za kwaśne - dodać cukier, jeśli zbyt mdłe - zakwasić. Przyznam, że nie potrafię nic sensownego doradzić, bo wiele zależy od jakości warzyw, ilości wody, fazy księżyca itd...
Tak czy inaczej życzę powodzenia i wytrwałości, bo warto. Oczywiście gotową zupę podajemy z jajem na twardo. Polecam też spróbować wbić jajo do środka, tak jak przy toskańskiej zupie. Też działa i wychodzi bardzo smaczne (a oszczędzamy czas, wodę i gaz, bo gotuje się 2 w 1).



SMACZNEGO!

wtorek, 15 maja 2012

Pszenno-żytnie bułeczki z niespodzianką

Zawsze postanawiam sobie, że będę zapisywać przepisy, które realizuję, żeby potem nie zapomnieć. I oczywiście nigdy tego nie robię, bo przecież to taka prościzna, że zapamiętam, nie? Nie. Żeby to jeszcze była jakaś radosna obiadowa improwizacja to mogłabym coś pominąć i pewnie i tak wyszło by dobrze. Ale z wypiekami jest inaczej, tam jeśli czegoś nie dodasz albo dodasz nie tyle co trzeba to szanse na sukces są marne.
Tym razem po raz pierwszy w życiu upiekłam pieczywo. I nawet nie spodziewałam się, że to jest takie proste! Składniki są powszechnie dostępne i tanie, samo wykonanie można spokojnie powierzyć przedszkolakowi (o ile przerabiał już lepienie plasteliny), a smak...no właśnie. Nawet nie przypuszczałam, że pieczywo może tak smakować. Mogę śmiało powiedzieć, że po raz pierwszy w życiu jadłam bułki. Bo te wszystkie pseudo chlebki w sklepach są tak przesolone, że smakują tak samo. A tutaj..hmm..nawet nie wiem jak to ująć. A wystarczyło tylko dodać mniej soli (u mnie 1/2 łyżeczki). Dla Darka oczywiście było niesłone :) ale biorąc pod uwagę, że ten ogromny mięsożerca był w stanie najeść się (wręcz napchać!) kanapkami z dwóch bułeczek i naprawdę mu smakowało, otrzymujemy prosty przekaz: warto zrobić!

Jak to zrobić? (mam nadzieję, że nic nie pokręcę w składzie.....źródła nie podam, bo nie pamiętam)
  • 200 g mąki pszennej
  • 200 g mąki żytniej
  • 300 ml wody
  • 15 g drożdży w kostce
  • 1/2 łyżki soli (można dać łyżkę, jeśli ktoś bez soli żyć nie potrafi)
Do niespodzianki:
  • pomidor (bez pestek)
  • natka pietruszki
  • kilka oliwek (u mnie zielone)
  • bazylia i oregano

Z drożdży robimy zaczyn. Ja go nie zrobiłam, bo nie wiedziałam co to jest, ale teraz już wiem, że jest niezbędny (mimo to jednak bułeczki wyszły jak trzeba). Drożdże zalewamy 1/2 szklanki ciepłej wody - nie gorącej, bo je zabijemy i ciasto nie wyrośnie!! - mieszamy i odstawiamy na 15 minut. Po tym czasie w misce łączymy obie mąki, drożdże i wodę i wyrabiamy elastyczne ciasto. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (minimum 1,5 godziny). Następnie wyrabiamy je jeszcze chwilę i formujemy bułeczki.
Ze składników niespodzianki robimy coś a la sałatkę i faszerujemy nią bułeczki. U mnie wyszły 4 bułeczki faszerowane i 6 pustych. Proponuję popróbować z innymi składnikami, bardziej wyrazistymi. Bo przy niesłonym pieczywie wkładka powinna być naprawdę wyczuwalna. Mogą być suszone pomidory, kapary, można niespodziankę doprawić pieprzem, curry (soli nie polecam przy warzywach, bo puszczą wodę i z bułeczek może wyjść bagno).
Gotowe, uformowane bułeczki układamy na blasze, najlepiej wyłożonej papierem do pieczenia i przykrywamy ściereczką jeszcze na 30 minut. Następnie wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 20 minut.




 SMACZNEGO!

niedziela, 13 maja 2012

Nieszczęsna anty wegetariańska kaczka w pięknej odsłonie

Muszę przyznać, że w takich chwilach moja silna wola lekko się załamuje, a mięsożerna część mnie podpowiada "Spróbuj spróbuj chociaż malutki kąseczek...". Ale nie nie nie, miesiąc wegetarianizmu trwa i dobre samopoczucie przede wszystkim! Więc otarłam ślinkę i tylko patrzyłam jak po drugiej stronie stołu soczysta kaczusia niknie w oczach (a w zasadzie w paszczy:)).
Mój podziw dla tego, czego Darek dokonał jest ogromny! Całą kaczkę obrał ze skóry, podzielił aż kosteczki trzeszczały (brrr!!) i przygotował z niej danie, które pachniało tak, że trudno było się oprzeć! 
Kaczka marynowała się 4 dni zapomniana w odległym końcu lodówki, co sprawiło, że była niesamowicie aromatyczna i wyglądała na mięciutką i kruchą. Do tego pieczone ziemniaczki (takie same jak przy polędwiczkach po włosku), szpinak z mrożonki i borówkowy dżem z Lidla. Oceniając po samym zapachu i tempie znikania dania z talerza mogę śmiało polecić wszystkim mięsożercom!

A tak skończyła noga kaczki w musztardowym sosie... :)
Jak to zrobić?
  • kaczka (może być cała dla śmiałków lubiących zabawy z mięsem lub dla leniuchów po prostu pierś z kaczki)
  • 4 ząbki czosnku
  • 1/2 szklanki oliwy z oliwek
  • sól, pieprz
Kaczkę podzielić (o ile jesteś śmiałkiem i wybrałeś opcję nr 1). Czosnek zgnieść z solą i pieprzem, dodać oliwę i dokładnie natrzeć mięso. Powinno się marynować minimum przez noc, ale jeśli poleży kilka dni zapomniane w lodówce to będzie tylko na korzyść. Tylko trzeba dokładnie pokryć kaczkę marynatą i zakryć naczynie folią, żeby mięso nie obeschło.
Po czasie marynowania kacze piersi wrzucić do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na jakieś pół godzinki. Nogi zostały uduszone w sosie musztardowym, ale wyszły takie sobie.
Ot i cała filozofia. Proste i pyszne danie, które właściwie robi się samo (oczywiście jeśli kupimy gotowe elementy oddzielone od kaczki przez miłego pana rzeźnika).




SMACZNEGO!

poniedziałek, 7 maja 2012

Złota soczewica w cieniu nieszczęsnej kaczki

Zmagań z wegetariańską kuchnią ciąg dalszy. I antywegetariańskiego buntu również ciąg dalszy: ja tu sobie warzywka kroję, a na blacie obok Darek urządził rzeźnię i postanowił podzielić całą kaczkę na kawałki i obrać ją ze skóry...kochany :) a wpis z potrawą z nieszczęsnej kaczki już niedługo (jeszcze marynuje się w zalewie).
Tymczasem ja miałam okazję po raz pierwszy w życiu ugotować (i zjeść!) danie z soczewicą. Okazała się być bardzo wdzięcznym i smacznym dodatkiem, który do kuchni zaproszę już na stałe. Postanowiłam przyrządzić ją na wzór kuchni indyjskiej i wykorzystałam jedno z moich ulubionych ostatnio połączeń smakowych: curry, cebula i suszona śliwka (odkryte przy okazji wymyślania jakiegoś uszlachetniacza do zwykłych schaboszczaków - PYCHA).
Osoby mięsożerne oczywiście mogą danie wzbogacić o kawałek jakiegoś martwego zwierzęcia ;)

Jak to zrobić?
  • szklanka czerwonej soczewicy
  • nieduża marchewka
  • cebula
  • pół cukinii
  • garść suszonych śliwek
  • garść suszonych moreli
  • 3 ziarna (owoce?nasiona?nie wiem jak to nazwać..) kardamonu
  • łyżka curry
  • łyżka kurkumy
  • łyżka mielonego kminu rzymskiego
  • łyżka sosu sojowego
  • sok z połowy limonki
  • ząbek czosnku
  • 2 łyżki sezamu
  • kawałek świeżego korzenia imbiru (2-3 cm)
  • sól (ilość według uznania)
  • 1/4 łyżeczki chilli
Cebulę pokroić w piórka, marchewkę w pół-talarki, cukinię w kostkę i wrzucić wszystko na patelnię z 2 łyżkami oleju. Od razu posolić i chwilkę podsmażyć. Wcisnąć czosnek, imbir zetrzeć na tarce i dalej smażyć przez ok. 2-3 minuty. Jeśli woda wyparuje można nieco podlać. Do podsmażonych warzyw wlać 2 szklanki wody i dodać pokrojone w paski bakalie i dodać wszystkie przyprawy oprócz sezamu. Wymieszać i na koniec wsypać soczewicę. Gotować przez mniej więcej 20 minut od czasu do czasu mieszając i kontrolując czy nie jest zbyt mało wody. Soczewica powinna wchłonąć znaczną większość wody i stać się miękka. Wyłożyć na talerz, posypać świeżą natką pietruszki i gotowe.




 SMACZNEGO!

piątek, 4 maja 2012

Wegetariańskie kotlety z fasoli

Cóż, nie jest łatwo być wegetarianką mieszkając z Darkiem pod jednym dachem. Ten fanatyczny mięsożerca co chwila podtyka mi pod nos jakieś mięsne kąski...ale jestem twarda i nie dam się złamać. Nawet nie brakuje mi specjalnie mięsnych potraw. Ale muszę przyznać, że SMACZNE gotowanie po wegetariańsku nie jest proste. Muszę się jeszcze dużo nauczyć! Tym bardziej, że mimo krótkiego czasu stosowania tej diety już czuję różnicę w samopoczuciu.
Pierwszą próbą zmierzenia się z bezmięsną kuchnią były faszerowane fasolą i pieczarkami cukinie na grilla. Może nie powalały, ale nie były też totalną porażką. Okazały się bardzo sycące i wcale nie oblizywałam się na widok skwierczących na ruszcie kiełbasek (czego najbardziej się obawiałam).
Idąc za ciosem wzięłam się za kotlety z fasoli i tu było już lepiej. Odpowiednio przyprawione były całkiem niezłe, więc postanowiłam podzielić się tym pomysłem. Dla kontrastu pokazuję również obiad Darka...:)
Jako dodatek do obiadu na talerzu znalazły się: brokuł i sałata lodowa z sosem balsamicznym (świetny sos balsamico z truskawką marki Montosco - tani nie jest, ale warto!).

Jak to zrobić:
  • 2 szklanki białej drobnej fasoli (z puszki lub ugotowanej na miękko)
  • 2 łyżki majeranku
  • 2 ząbki czosnku
  • pół cukinii
  • 5 pieczarek (+kolejne 5 do położenia na gotowych kotletach)
  • łyżka mielonego siemienia lnianego
  • pół cebuli
  • olej (tyle, aby masa była wystarczająco zwarta, ale niezbyt rzadka)
  • sól, chilli
  • łyżka sosu sojowego
  • bułka tarta
  • łyżka musztardy (na talerz, fajnie komponuje się ze smakiem kotleta i lekko go zaostrza)
Do robota kuchennego wkładamy wszystkie składniki i przyprawy. Jeśli ktoś nie posiada robota musi fasolę dokładnie zgnieść, cebulę i pieczarki posiekać, cukinię zetrzeć na tarce, a czosnek zgnieść. Wymieszać dokładnie i dodać olej. Jeśli masa wyjdzie za rzadka można dodać trochę tartej bułki. Z masy uformować kotlety, obtoczyć w bułce i smażyć na patelni. Mogą się troszkę rozpadać, więc trzeba się z nimi obchodzić delikatnie. Zauważyłam jednak, że po przechowaniu usmażonych kotletów w lodówce przez 2 dni stają się bardziej zwięzłe i nie rozpadają się przy odsmażaniu.
Na patelni podsmażyć z odrobiną soli pieczarki do położenia na gotowym daniu.

Antywegetariański kiełbasiany protest :)














SMACZNEGO!!

środa, 2 maja 2012

Polędwiczki po włosku

Po wielkim sukcesie polędwiczek wiejskiego leśniczego przyszła pora na kolejną odsłonę! Dla mnie to był wyjątkowy dzień: ostatni dzień mięsny. Od 1 maja w ramach programu Fundacji Viva! "Zostań vege na 30 dni" postanowiłam na miesiąc odstawić mięso. Tym bardziej celebrowałam to danie :)
Pomysł podsunął nam kolega, który opowiedział o tym jak jego siostra przyrządziła polędwiczki. I tak, modyfikując nieco ten przepis, postanowiliśmy zrealizować go w naszej kuchni. Mięso marynowało się aż 4 dni (zupełnie niezamierzone działanie, ale efekt godny polecenia). Oczywiście można to robić krócej, 2-3 godzinki powinny wystarczyć. Jako dodatek podałam inspirowane Nigellą ziemniaczki z piekarnika. Myślę, że w sezonie wszechobecnych grilli, kiełbas, kaszanek, karkówek i innych specjałów to danie może być miłą odmianą.

Jak to zrobić (przepis dla czterech osób):
  • 300 g polędwicy wieprzowej
  • słoiczek suszonych pomidorów w oliwie
  • duża cebula
  • troszkę soli (zależy od tego jak słone są pomidory)
  • pieprz czarny
  • szczypta chilli
Polędwiczkę dzielimy na 4 kawałki. Każdy rozcinamy w środku tworząc coś na kształt sakiewki. Pomidory siekamy i nadziewamy nimi mięso. Układamy w misce, obkładamy pozostałymi pomidorami i pokrojoną dość grubo cebulą. Doprawiamy solą, pieprzem i chilli i zalewamy oliwą z pomidorów. Mięso powinno się marynować przynajmniej 2 godziny w lodówce. Po tym czasie polędwiczki albo przyrządzić tak, jak w przypadku przepisu wiejskiego leśniczego albo zawinąć w folię aluminiową i wrzucić na grilla (my wybraliśmy tę drugą opcję ze względu na majówkowy szał grillowania).

Ziemniaki inspirowane Nigellą:
  • 6 dużych najlepiej młodych ziemniaków (ważne, żeby miały dość cienką skórkę)
  • oliwa i cebula pozostałe z marynowania mięsa
  • główka czosnku
  • łyżka rozmarynu
  • łyżka gałki muszkatołowej
  • łyżka kminu rzymskiego
  • łyżka oregano
  • sok z połowy cytryny
  • sól, pieprz
Ziemniaki dokładnie wyszorować i pokroić w plastry o grubości ok. 1,5-2cm. Nie obierać ze skórki. Główkę czosnku podzielić na ząbki, nie obierać z łupinek. Dzięki temu po upieczeniu czosnek będzie mięciutki i słodki, nie ma mowy o typowo czosnkowym smrodku! Naprawdę warto spróbować - kto raz zje taki czosnek, będzie go dorzucał do każdej pieczonej potrawy (no może poza ciastami...). Do miski włożyć ziemniaki, czosnek, cebulę i przyprawy. Wszystko zalać oliwą z marynowania mięsa (gdyby było zbyt suche można dodać jeszcze nieco oliwy). Wymieszać całość w misce i wyłożyć na blachę do pieczenia (na folię lub papier do pieczenia). Rozłożyć równomiernie i skropić cytryną. Piekarnik nagrzać do 200 stopni i piec ziemniaki ok. 30 minut.


SMACZNEGO!!