Już od dawna zamierzałam zrealizować ten przepis, ale...a to nie było okazji, a to się nie chciało, a to Darek coś ugotował...aż do przedwczoraj. Umierałam z głodu po pracy i potrzebowałam czegoś ciepłego i sycącego na już! Darka nie było, w lodówce też pustki, czyli sytuacja wręcz wymarzona, żeby zrobić moją wersję toskańskiej zupy "biedy". Inspirację zaczerpnęłam z książki "Smaki Toskanii" Aleksandry Seghi. Swoją drogą, książka rewelacyjna i pełna pomysłów na tanie i fajne potrawy. Polecam. We włoskim oryginale zupa nazywa się "Acquacotta", czyli gotowana woda, bo nie ma w niej nic poza warzywami - żadnego konkretu (mięcha na przykład). Taka totalna bieda. Ponieważ jednak brakowało mi części składników z listy (cebuli i selera naciowego), wzięłam to, co było pod ręką i moja zupa jest trochę inna niż wersja zaproponowana w książce. Nieco...hmm...bogatsza. Nie wiem nawet czy mogę nazywać ją "toskańską", ale taka nazwa brzmi bardziej zachęcająco:)
Składniki (dla dwóch osób z dokładką):
- duża marchewka
- 4-5 średnich ziemniaków (gdybym gotowała tylko dla siebie to bym pewnie nie dodała, ale On...)
- pół szklanki mrożonego groszku (jeśli nie macie mrożonego lepiej nie dodawać wcale. Odradzam ten z puszki)
- pół średniego selera
- mała cukinia
- 1 jajko (na osobę)
- puszka pomidorów
- 2 ząbki czosnku
- kawałek papryczki chilli (w zależności od tolerancji na ogień)
- 2 łyżki sosu sojowego
- 2-3 łyżki oliwy z oliwek
- tymianek, rozmaryn, majeranek
- sól
Warzywa pokroić w kostkę. Najlepiej dość drobną, wtedy zupa szybciej się ugotuje. W garnku rozgrzać oliwę i na około minutę wrzucić do niej marchewkę z wyciśniętym ząbkiem czosnku. Dodać selera, cukinię, chilli i ziemniaki, a następnie zalać wszystko ok. litrem wody. Na koniec wlać sos sojowy.
Po ok. 10 minutach dorzucić groszek, pomidory, dodać zioła i wcisnąć drugi ząbek czosnku. Doprawić solą i dać się zupie jeszcze pogotować przez ok. 5-10 minut pod przykryciem na małym ogniu.
No i nareszcie...tamtadadaaaam...najlepszy moment! Do zupy wbijamy jajko. Postarajcie się, żeby za bardzo się po zupie nie rozpłynęło i absolutnie nie mieszajcie! Chodzi o to, żeby zrobić takie jajko sadzone na zupie. Przykryć, nieco podkręcić ogień i poczekać aż białko się zetnie. U mnie zajęło to ok 7-8 minut.
Teraz jeszcze trochę operowania kuchennymi przyborami, żeby wyjąć jajko (najlepsza będzie łyżka cedzakowa), nałożyć zupę na talerz, na wierzch jajo, jeszcze trochę tymianku dla smaku i co by było elegancko no i wreszcie możemy jeść:) Gorąco polecam przebicie żółtka, żeby wypłynęło i połączyło się z zupą - niesamowity efekt smakowy. Darek oszalał :)
Zupa na stałe wchodzi do naszego menu - jest absolutnie uzależniająca!
Zupa na stałe wchodzi do naszego menu - jest absolutnie uzależniająca!
SMACZNEGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz