Polub nas na Facebooku

niedziela, 22 czerwca 2014

Jaglane placuszki z truskawkami (bezglutenowe)

Zdrowie jedzenie wcale nie musi być nudne i bez smaku. Może wyglądać tak, jak na załączonym obrazku i smakować prawie jak deser w nadmorskim kurorcie. Miło tak rozpocząć dzień, szczególnie tak ponury i pochmurny, jak dzisiejsza niedziela. Dobrego dnia!

Jak to zrobić (10 sztuk):
  • 1 szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
  • 2 jajka
  • 3 łyżki mąki gryczanej / kukurydzianej
  • 10 sztuk truskawek pokrojonych w małe kawałki
  • sól i odrobina cukru
Kaszę wymieszać z jajkiem, mąką, solą i cukrem (ok. 1/2 łyżeczki). Na koniec delikatnie wmieszać truskawki. Smażyć z dwóch stron, odsączyć na ręczniku papierowy i podawać posypane cukrem pudrem i owocami.




SMACZNEGO!

wtorek, 17 czerwca 2014

Po co pić zielone smoothie?

Opisując mój plan na najbliższy miesiąc wspomniałam o piciu zielonego smoothie codziennie na kolację. Pewnie dla większości z Was zabrzmiało to dość tajemniczo i nasunęło się kilka pytań: dlaczego zielone? dlaczego smoothie? i w ogóle o co chodzi???
O idei zielonych smoothie pierwszy raz dowiedziałam się z bloga Vi: veganpopcuisine.blogspot.com i od tamtej pory zaczęłam szukać informacji na własną rękę. Przekopując internet znalazłam tysiące filmów, stron i blogów, które zachwalały i propagowały picie zielonych smoothie. Najciekawsza i najbardziej rzetelna wydała mi się strona należąca do rodziny Boutenko, rosyjskich imigrantów mieszkających w Stanach Zjednoczonych, którzy surową wegańską dietę wzbogaconą o zielone smoothie stosuja od lat i, jeśli wierzyć ich słowom, stali się lepszymi i zdrowszymi wersjami samych siebie. Na wykłady i prezentacje ściągają rzesze ludzi pragnących poznać sekret ich zdrowia. Wydali kilka książek dotyczących zielonego stylu życia i postawili sobie za cel uzdrowienie świata. Ponieważ twardo stąpam po ziemi, nie zdecydowałam się stosować do ich surowej wegańskiej diety, ale wprowadziłam do mojego menu zielone smoothie. Zacznę jednak od przyblliżenia Wam tego tematu.

Dlaczego zielone?

Nie jest tajemnicą, że pokarmy roślinne to prawdziwa kopalnia zdrowia i urody - surowe warzywa i owoce oraz orzechy i nasiona to całkowicie naturalne suplementy diety. Niestety na co dzień rzadko z nich korzystamy, zdecydowanie bardziej ufamy środkom farmakologicznym kupowanym w aptekach. Szkoda, ale to temat na inną dyskusję. Wracając do warzyw, szczególnie cenne dla nas są zielone warzywa liściaste czyli wszelkie sałaty, szpinak, rukola, roszponka, liście botwiny, jarmuż itd... dla wegan będących na surowej diecie to właśnie zielenina stanowi podstawowe źródło białka oraz minerałów. Zielenina jest też bogata w kwas foliowy i chlorofil (dostarcza magnezu, wspomaga zwalczanie anemii, wspiera korzystną mikroflorę w jelitach, sprzyja detoksykacji organizmu). Ale powiedzmy sobie szczerze, ile sałaty lub innych liści jesteśmy w stanie zjeść w ciągu dnia? Często niewystarczająco...

Dlaczego smoothie?

I tu na ratunek przychodzą właśnie smoothies. W formie zmiksowanej z owocami i sokiem/wodą możemy bez kręcenia nosem uzupełnić dietę w niezbędną ilość zielonych warzyw, a dodatko całkowicie na surowo, a więc pełnowartościowo! Z własnego doświadczenia powiem Wam, że nigdy nie sądziłam, iż będę w stanie zjeść garść surowych liści botwinki ot tak po prostu. Ale jeśli przygotuję sobie mój truskawkowy chłodnik to wypijam wszystko grzecznie i jeszcze wylizuję blender do czysta. I w ten sprytny i smaczny sposób uzupełniam moją dietę o składniki cenne dla mojej urody i samopoczucia. A dodatkowo taka porcja zastępuje mi jeden posiłek w ciągu dnia, bo najadam się nią lepiej niż talerzem kanapek. Ja wybrałam kolację, ale jeśli zechcecie spróbować wprowadzić taką zasadę u siebie, to oczywiście macie pełną dowolność.
Forma zjadania zieleniny z dodatkami w formie smoothie ma jeszcze jeden atut: organizm dostaje posiłek w formie praktycznie gotowej do wchłonięcia. Nie musi tracić energii na rozdrabnianie i trawienie.

Dlaczego kolacja?

Wybrałam kolację, bo jest to posiłek, na którego przygotowanie i zjedzenie mam najwięcej czasu, ale z drugiej strony chciałabym móc przygotowac coś szybkiego i lekkiego. Jestem już po całym dniu aktywności i marzy mi się zapadnięcie się w kanapę i błogi relaks. Tego samego chce mój organizm, a jak już wiecie, posiłek w formie smoothie nie jest dla niego trudnym wyzwaniem. Dlatego też wieczorem wrzucam wszystkie składniki do blendera, dokładnie miksuję, przelewam do największego kufla w domu i popijam oddając się lenistwu.

Kilka ważnych zasad komponowania smoothie:
  • warto zmieniać zieleninę, na której bazuje smoothie. Jak twierdzi Sergiej Boutenko wszystkie zielone liście mają w składzie śladowe ilości alkaloidów, czyli substancji, które są dla nas toksyczne. Jednak natura jest na tyle mądra, że różne liście obdarzyła różnymi rodzajami alkaloidów, dzięki czemu wymieniając rodzaje liści w smoothies unikniemy przedawkowania tych związków. Dodatkowo te niewielkie ilości alkaloidów pomagają naszemu organizmowi uodpornić się na ich działanie - taka żywa szczepionka
  • na początek przygody ze smoothies proponuję dodawac dużo owoców, teraz jest na to najlepszy sezon! Truskawki, jagody, borówki, czereśnie i inne owoce sprawią, że nasze smoothie będzie przyjemnie słodkie i przy okazji bardzo zdrowe. Wytrawne smoothies lepiej zostawić na później...
  • do przygotowania smoothies najlepiej używać zwykłej wody. Można ja jednak zastąpić sokiem lub w ostateczności mlekiem (ale raczej roślinnym - ma być lekko i zdrowo).
  • w dobieraniu dodatków macie pełną dowolność, liczy się przede wszystkim to, aby Wam smakowało. Pamiętajcie jedynie o obowiązkowej garści zieleniny!
  • niektóre barwniki w roślinach są silniejsze od chlorofilu (np. czerwony, fioletowy), dlatego nie przejmujcie się, jeśli Wasze "zielone smoothie" wcale nie będzie zielone. Dopóki sa w nim liście, wszystko jest w porządku.
To jak, spróbujecie? Na początek podaję Wam mój ulubiony jak na razie przepis na smoothie: Truskawkowy chłodnik. Kto śledzi nas na facebooku już go zna, a kto nie ten niech szybko do nas dołączy :) inspiracje na smoothie będą sie pojawiały głównie na facebooku. Zapraszamy!


Jak to zrobić:
  • umyte liście (bez łodyg) z mniej więcej pęczka botwiny
  • 1/2 banana
  • 200 g (lub więcej) umytych truskawek
  • 1,5 cm kawałek świeżego imbiru, starty na drobnej tarce
  • 1 łyżka jagód goji (opcjonalnie)
  • 1 łyżka nasion chia (opcjonalnie)
  • szklanka wody
Wszystkie składniki wrzucamy do blendera i miksujemy co najmniej przez minutę. Smoothie można przechowywać w lodówce w zamkniętym słoiku przez 2-3 dni.

SMACZNEGO!

sobota, 14 czerwca 2014

Wegańskie kotlety z kalafiora

Chodzenie po osiedlowych warzywniakach tuż przed zamknięciem ma jedną zaletę: można trafić na całkiem fajną promocję na warzywa i owoce, które nie sprzedały się w ciągu dnia, a dłużej już nie mogą leżeć. U mnie na osiedlu na przykład kilogram truskawek można mieć już za 1,50 zł (trochę zwiędnięte i nie tak atrakcyjne, jak świeżo zebrane, ale do musu truskawkowego nadają się idealnie). A dużego kalafiora kupisz już za 1,60 zł (miękki i do zjedzenia natychmiast). Skorzystałam z tej drugiej opcji początkowo myśląc o pizzy na spodzie z kalafiora, którą już kiedyś robiłam. Jednak z braku czasu wybrałam potrawę, którą można zrobić szybciej i za pomocą wyłącznie malaksera: kotlety z kalafiora. Kiedyś już pojawiły się na blogu takie kotlety, ale te są w 100% wegańskie - bez jajka, sera i nawet dodatkowo bez glutenu..warto też wiedzieć, że są bardzo niskokaloryczne, więc można je jeść bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Głodni? To zapraszam!

Jak to zrobić (ok. 20 sztuk):
  • 1 kalafior
  • 2 małe cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 1 łyżka nasion chia
  • 3 łyżki siemienia lnianego
  • 4 czubate łyżki mąki gryczanej (lub innej, dowolnej)
  • 2 łyżki oleju kokosowego (lub innego)
  • 1 łyżeczka nasion kminu rzymskiego
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • 2 łyżeczki wędzonej papryki
  • 1 łyżeczka oleju sezamowego
  • tabasco/szczypta chilli do smaku
  • sól
Kalafiora, cebule i czosnek wrzucić do malaksera i dokładnie zmiksować. W moździerzu lub młynku do kawy zmielić kmin z tymiankiem (jeśli nie macie moździerza ani młynka mozna przesiekać przyprawy za pomocą ostrego noża). Nasiona chia i siemię zmielić w młynku i zalać 3/4 szklanki ciepłej wody. Przemieszać i odstawić. Do malaksera wrzucić wszystkie przyprawy, olej kokosowy i sezamowy oraz powstały z chia i siemienia "glut". Dokładnie zmiksować, w razie potrzeby podlać nieco wodą. Na koniec dodac mąkę i jeszcze raz dokładnie zmiksować. Masę wstawić na chwilę do lodówki, w tym czasie rozgrzać piekarnik do temperatury 180 stopni. Za pomocą łyżki wykładać kotlety na blachę z papierem do pieczenia. Piec 25-30 minut. Wystudzić całkowicie i dopiero wtedy zdejmować z blachy (w przeciwnym wypadku mogą się rozrywać).



SMACZNEGO!

wtorek, 10 czerwca 2014

Śniadanie Perfekcyjnej Panny Młodej

Wieczór panieński minął jak sen. Nie będę wdawała się w szczegóły, ale bawiłam się świetnie. Teraz jednak, zgodnie z obietnicą daną samej sobie, ruszam do akcji Perfekcyjna Panna Młoda. Cel jest jasny: doskonały wygląd i doskonała forma na ten najważniejszy dzień w życiu. Zasady są proste, zamierzam:
  • wysypiać się (nie bez przyczyny na pierwszym miejsu - sen to najlepszy przyjaciel urody)
  • pić co najmniej 2,5 litra wody dziennie (rano obowiązokwa woda z cytryną)
  • unikać słodyczy, fast foodów i wysoko przetworzonego jedzenia
  • jeść dużo, ale dobrze i mądrze - teraz jest na to idealny sezon!
  • codziennie na kolację wypijać zielone smoothie (warzywno-owocowo-liściaste, o idei zielonych smoothie będzie osobny post)
  • ruch ruch ruch, sport sport sport, jak najczęściej i jak najwięcej
Prawda, że nic trudnego? Obiecałam również, że będę się dzielić z Wami przebiegiem akcji i dziś pierwsza odslona: śniadanie. Już kiedyś pisałam Wam o mojej porannej rutynie, jednak sezon letni zmienił trochę oblicze mojej nieśmiertelnej owsianki. Jest naładowana witaminami i zdrowiem za sprawą kilku drobnych dodatków:



nasiona chia - czyli szałwia hiszpańska. W tych małych, niepozornych nasionkach kryje się ogromna odżywcza moc. Podobnie jak siemię lniane wytwarzają żel pod wpływem wody i zjedzone w takiej postaci doskonale nawadniają komórki (uwaga! Nie wolno jeść zbyt dużych ilości suchych ziaren, bo mogą nas odwodnić!). Z innych dobroci, dostarczają kwasów tłuszczowych omega 3 i omega 6 w korzystnej proporcji, są źródłem wapnia, żelaza i cynku. Mielone ziarna chia można wykorzystywać do zagęszczania zup i sosów - praktycznie i zdrowo. Do kupienia bez problemu na Allegro.


jagody goji - od niedawna w naszym menu. Według niektórych źródeł to "najzdrowszy owoc świata", ale podchodzę do tego sceptycznie, bo inne źródła jako najzdrowsze wskazują owoce acai...jaki sponsor, takie źródło. Prawdą natomiast jest to, że w tych owocach kryje się sporo witaminy C i innych antyoksydantów, które hamują procesy starzenia. W medycynie chińskiej jagody te wykorzystuje się do oczyszczania organizmu, wspomagania nerek i wątroby. Do kupienia na Allegro.

amarantus ekspandowany - brzmi egzotycznie, ale to po prostu ziarenka amarantusa poddane procesowi technologicznemu polegającemu na rozprężeniu rozgrzanego materiału poprzez przejście do ciśnienia atmosferycznego. Amarantus należy do rodziny zbóż, nie zawiera glutenu za to posiada wszystkie niezbędne aminokwasy egzogenne, łatwo przyswajalne żelazo i wapń (ważne dla wegetarian!!). Do kupienia w Rossmannie pod marką Dobra Kaloria.

Pozostałe dodatki do owsianki:
ziarno słonecznika, ziarna dyni, miód gryczany, siemię lniane, truskawki (dużo truskawek!!!), cynamon

Takie śniadanie daje porządnego energetycznego kopa na pierwszą część dnia, wspomaga procesy trawienne i jest pyszne!



SMACZNEGO I NA ZDROWIE!

sobota, 7 czerwca 2014

Pasta alla puttanseca - zbieram siły na panieński

Piszę tego posta z maseczką na twarzy i schnącym lakierem na paznokciach. Już za chwileczkę, już za momencik ruszam z dziewczynami w miasto żegnać mój panieński stan. Nie mam zielonego pojęcia, czego się spodziewać - wszystkie solidarnie nie puszczają pary z ust! Muszę się zatem uzbroić w cierpliwość i czekać spokojnie na godzinę 19:07, gdy wszystko się zacznie!
To, czego na bank mogę się spodziewać to dobra impreza w najlepszym możliwym gronie. I żeby mieć siłę do świętowania i nie zakończyć zbyt wcześnie trzeba się najpierw porządnie najeść. Dla mnie, roślinożercy, takim niezastąpionym konkretem jest makaron. Syci na długo i z powodzeniem zastępuje kawał mięcha. Do makaronu wybrałam sos alla puttannesca, czyli w wolnym tłumaczeniu " sos kur*wski". Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego sos ten przypisano paniom uprawiającym najstarszy zawód świata..może dlatego, że jest tak nieprzyzwoicie pyszny? A może to przez swoje ostre aromaty? Albo z powodu łatwości wykonania, dzięki której można się szybko posilić i nie trzeba robić zbyt długiej przerwy w pracy...? Nie wiem. W każdym razie zbieżność tej potrawy z okazją, przy której ją jem jest całkowicie przypadkowa. My będziemy się bawiły bardzo grzecznie :)

Jak to zrobić (2 porcje):
  • 8 filecików anchois
  • 1 gruby ząbek czosnku
  • 1 puszka pomidorów
  • 2 łyżki kaparów
  • chilli, sól
  • garść czarnych oliwek
  • garść posiekanej natki pietruszki
  • 200 g makaronu tagliatelle
  • oliwa do smażenia
Fileciki i czosnek posiekać drobno i wrzucić na patelnię z lekko rozgrzanym tłuszczem. Podgrzewać kilka minut aż czosnek się odrobinę zrumieni (ale nie przypali!) i dodać kapary oraz pomidory w puszce. Doprawić solą i chilli, oliwki pokroić lub pozostawić w całości i dodać do sosu. W międzyczasie ugotować makaron. Gotowy makaron odsączyć i dodać na patelnię z sosem. Zdjąć patelnię z ognia, wymieszać dokładnie całość i posypać natką.


SMACZNEGO!

środa, 4 czerwca 2014

Przerywamy nasz program, żeby nadać bardzo ważną wiadomość....

Trudno nie zauważyć, że ostatnio jest tu u nas bardzo cicho. Żadnych przepisów, kolejne sezonowe dobroci przemijają, a tu nic! Na szczęście przerwa w nadawaniu jest tymczasowa i już niedługo wrócimy do Was i do naszego bloga. Zanim to jednak nastąpi jesteśmy Wam winni wyjaśnienia. Otóż po 3 radosnych latach narzeczeństwa i beztroskiego konkubinatu postanowiliśmy z Darkiem zostać wreszcie małżonką i małżem. Już niedługo powiemy sobie "YES YES YES" i zaczniemy rozliczać z fiskusem jako rodzina. Proces organizacji tego wydarzenia rozpoczął się już w październiku, ale ponieważ do godziny zero pozostał miesiąc z leciutkim okładem, mamy teraz całą masę obowiązków i dopinania spraw na ostatni guzik i niestety czasu na gotowanie i blogowanie zabrakło. Każdą wolną chwilę poświęcamy na...nicnierobienie, które tak nagle  i bez ostrzeżenia zniknęło z naszego życia :) pocieszamy się jednak, że to okres przejściowy...
Żebyście jednak o nas nie zapomnieli to już od najbliższego poniedziałku spodziewajcie się akcji "Perfekcyjna Panna Młoda" (czyli ja!). W sobotę będę świętować ostatnie panieńskie chwile razem z tłumem moich kochanych dziewczyn, a potem już tylko cisza, spokój, regeneracja i miesiąc na to, by tego najważniejszego dnia błyszczeć jak gwiazda! Od czasu do czasu podzielę się z Wami szczegółami moich przygotowań.

Całujemy i ściskamy Was mocno!!