Polub nas na Facebooku

poniedziałek, 29 lutego 2016

Shakshuka

"Co ty znowu wymyśliłaś..." usłyszałam, gdy poinformowałam Darka co zrobię na weekendowe śniadanie. Z moich obserwacji wynika, że wszelkie potrawy lub produkty o dziwnych lub obco brzmiących nazwach w pierwszym odruchu budzą dużą nieufność. Na przykład koreański "bibimbap", o którym kiedyś pisałam na blogu..albo ciasto z czerwonej fasoli lub z cukinii...z shakshuką nie mogło być inaczej. A shakshuka to w rzeczywistości bardzo prosta potrawa, która pozwoli Wam urozmaicić trochę poranne rytuały śniadaniowe. Danie to wywodzi się z kuchni arabskiej i żydowskiej i jest nieco inną wersją klasycznej jajecznicy. Przyprawy grają tu kluczową rolę ponieważ nadają potrawie rozgrzewający smak i aromat, a całość jest naprawdę sycąca. Polecam gorąco!
PS. Dwa dni później Darek przygotował shakshukę z własnej inicjatywy...

Jak to zrobić (dla 2 osób):
  • 4 jajka
  • 1 mała czerwona papryka
  • 1/2 cebuli
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 puszka pomidorów (krojonych)
  • oliwa
  • świeża kolendra lub natka pietruszki
  • przyprawy: 1/2 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego (kuminu), szczypta płatków chilli, 1/2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku, sól
Paprykę i cebulę pokroić w kosteczkę i podsmażyć na oliwie aż zmiękną. Po ok. 5 minutach smażenia dodać drobno pokrojony czosnek. Następnie dodać pomidory w puszce oraz przyprawy. Smażyć ok. 5 minut aż część wody wyparuje i wbić 4 jajka, tak aby pozostały na wierzchu. Patelnię przykryć i smażyć aż białko się zetnie. Posypać listkami świeżej kolendry lub natki pietruszki.


SMACZNEGO!

piątek, 26 lutego 2016

Wycieczka do Lublina

Dziś wpis turystyczny - Ja Tu Gotuję wybrało się do Lublina na jednodniową wycieczkę. Już dawno planowaliśmy odwiedzić to miasto, a konkretnie znajdującą się w nim restaurację "Ąka", w której oboje zakochaliśmy się po obejrzeniu "Kuchennych rewolucji" z ich udziałem. Ale o tym za chwilę..
A tymczasem co słychać w Lublinie? Pamiętam to miasto z czasów, gdy dawno temu przesiadaliśmy się w nim z pociągu do autobusu w drodze na obóz konny..i prawdę mówiąc wrażenie pozostawił raczej słabe. Zapamiętałam Lublin jako małe, nieciekawe, szare miasto, w którym trolejbusy były jedyną atrakcją godną uwagi. To było jakieś 15 lat temu (matko...niemożliwe..) i mówiąc szczerze, gdy wysiedliśmy z pociągu na Dworcu Głównym odbiór był dokładnie taki sam. Przywitały nas szare budynki, nieciekawe towarzystwo w bramach, krzykliwe banery reklamowe i ogromne kolorowo-różowo-błękitne szyldy na sklepach w pieczątkami i firankami. Pociąg powrotny miał nas zabrać do domu dopiero za 7 godzin, więc niezrażeni skierowaliśmy się w miejsca, które zaplanowaliśmy odwiedzić.

Przystanek 1: Starówka

Prosto z dworca ruszyliśmy w miasto w poszukiwaniu knajpy ze śniadaniami. Byliśmy głodni jak wilki, niestety w najbliższej okolicy dworca nie trafiliśmy na żaden lokal (nie licząc baru "U Magdy", ale tam wejścia pilnowali nieciekawi ludzie..). Na szczęście GPS pokazywał, że Starówka jest niedaleko, więc nie traciliśmy nadziei. Po drodze minęliśmy Browar Perła, którego w weekendy nie da się zwiedzać oraz mroczny budynek Politechniki Lubelskiej, który z powodzeniem mógłby służyć jako scenografia jakiegoś dreszczowca.
Starówka pojawiła się niespodziewanie i zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Zanurzyliśmy się w jej małych uliczkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Wybór padł na restaurację Trybunalską. Oferta śniadaniowa okazała się całkiem ciekawa i przystępna cenowo. Darek wziął kanapkę z szynką i jajkiem sadzonym oraz kawę, a ja zdecydowałam się na klasyk: jajecznicę ze szczypiorkiem, bułeczką i warzywami oraz cappuccino. Było pysznie i dużo! Najedzeni i zadowoleni ruszyliśmy dalej. Starówkę obeszliśmy wzdłuż i wszerz, a w im ciemniejsze zaułki zaglądaliśmy tym mniej nam się podobało. Niestety, bardzo dużo pięknych kamienic jest w stanie ruiny. Zakurzone szyby, odpadający tynk i śmieci w kątach. Szkoda, bo starówka jest duża i malownicza, a te zaniedbane i zapomniane kąty mocno psują cały obrazek.

Ponura Politechnika...
W drodze na Starówkę
Może coś słodkiego?
Piękna brama do Starego Miasta
Jajecznica w Trybunalskiej
Śniadanie na wypasie



Smutny widok między pięknymi uliczkami..
Jeszcze smutniejszy widok..to nadal Stare Miasto

Stacja 2: restauracja Ąka
Restauracja mieści się na ulicy Marii Curie-Skłodowskiej, niedaleko KUL-u. Trafiliśmy tam bez problemów - to raptem 10 minut spacerkiem od starówki. Wnętrze restauracji jest przyjemne i bardzo przytulne. Jest trochę jak w domku na wsi u babci. Na regałach stoją słoiki z przetworami (które można kupić), w kominku trzaska ogień, palą się świeczki, a na stołach leżą kwieciste obrusy. Jest bardzo przyjemnie! Jedzenie również jest "babcine" i to zarówno w smaku, jak i pod względem wielkości porcji. Nie byliśmy w stanie zjeść wszystkiego do końca..a żal było zostawiać, bo jedzenie mają naprawdę smaczne. Ja zamówiłam grzane wino, zupę pomidorową i pierogi ruskie, a Darek wziął piwo, barszcz ukraiński, chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym i schabowego po lubelsku. Porcje były naprawdę solidne, a rachunek wyniósł 72 złote. Uważam, że to naprawdę dobra cena. Poza tym mimo oddalenia od centrum ruch w restauracji był bardzo duży i tak naprawdę mieliśmy szczęście, że trafiliśmy od razu na wolny stolik. Gesslerowa powinna być dumna z tej rewolucji.

Ąka zaprasza



Lublin - czy warto?
Warto. Nie jest idealnie, ale miasto ma swój urok i ciekawe miejsca, które warto zwiedzić. Szczególnie jeśli ktoś mieszka w centralnej Polsce i właściwie wszędzie ma blisko to polecam taki jednodniowy wypad. Podróż pociągiem zajmuje niecałe 2,5 godziny. Z tym, że polecałabym cieplejsze i słoneczne miesiące. Może w wiosenno-letniej oprawie szare mury Lublina nie są aż tak smutne...

A tu jeszcze obrazek w drodze powrotnej na dworzec...

poniedziałek, 22 lutego 2016

Przepis na placki ziemniaczane

To taki klasyk - każdy go zna i każdy ma swój własny przepis. Co więcej, każdy ma swój ulubiony sposób ich podawania. W moim domu placki zawsze jadło się na słodko, z cukrem lub z dżemem. Darek nie potrafi tego zrozumieć - on jada je wyłącznie z dodatkiem ketchupu, musztardy, tzatzików...ewentualnie gulaszu i żółtego sera w postaci placka po zbójnicku. A Wy po której stronie mocy jesteście?



Jak to zrobić (16 sztuk):
  • 500 g ziemniaków
  • 5 łyżek mąki
  • 2 jajka
  • 1 cebula
  • sól i pieprz
dodatki: warzywa, tzatziki, ketchup lub.....DŻEMOR!!!! :)

Surowe ziemniaki zetrzeć na drobnej tarce. Wymieszać z resztą składników i wykładać łyżką na patelnię na rozgrzany tłuszcz. Gotowe placki odsączyć na papierowym ręczniku z nadmiaru tłuszczu. Podawać z dowolnymi dodatkami.


SMACZNEGO!