Polub nas na Facebooku

środa, 18 grudnia 2013

Książka "Pascal kontra Okrasa". Czy warto było zostawić w Lidlu 300 zł?

Dziś mamy dla Was pierwszą na blogu recenzję książki. W miniony weekend udało nam się uzbierać komplet naklejek na kuponiku z Lidla (z małą pomocą sąsiadów - dziękujemy!) i na naszą półeczkę trafiła książka z przepisami Karola Okrasy i Pascala Brodnickiego. Warto dodać, że to pierwsza książka kucharska w naszej kolekcji, której właścicielem jest Darek - marzył o niej od pierwszej reklamy. Ja byłam mniej entuzjastycznie nastawiona i przejrzałam to dzieło bez emocji. Na początek jednak kilka słów wyjaśnienia dla niewtajemniczonych.















Ale o co chodzi?

W okresie przedświątecznym Lidl wprowadził w swoich sklepach pewną "promocję". Każdy, kto wyda w sklepie minimum 50 zł dostaje naklejkę, którą musi umieścić na specjalnym kuponie. Po zebraniu 6 naklejek może taki kupon wymienić w kasie na książkę z przepisami Karola Okrasy i Pascala Brodnickiego, którzy od ponad roku sa zaangażowani we współpracę z Lidlem i co tydzień proponują przepisy na potrawy (z użyciem produktów z Lidla oczywiście) na stronie www.kuchnialidla.pl. Prosty rachunek i wychodzi na to, że książka warta jest 300 zł. Pół biedy jeśli ktoś ma Lidla pod nosem i robi w nim codzienne zakupy, ale jestem przekonana, że pewna grupa klientów pojawia się w sieciówce specjalnie po to, żeby "zarobić" na książkę. I ta grupa generuje sklepom ogromne zyski. Trochę wstyd się przyznać, ale my też do niej należymy. Żeby spełnić marzenie Darka o posiadaniu książki podczas jednych zakupów już przy kasie dorzuciłam do koszyka paskudne wiśniowe cukierki na kaszel, Ibuprom i słodzone kakao na promocji, zeby dobić do 50 zł....szaleństwo! Ale na Święta nikt nie może być smutny, prawda? A brak tej książki wywołałby ogromny smutek w naszym domu...

O samej książce słów kilka

Według reklamy Lidl wydał aż milion (!!!) książek i trzeba przyznać, że na nich nie oszczędzał. Są naprawdę pięknie wydane, z twardą oprawą i na dobrej jakości papierze. Już samo jej przeglądanie bez zagłębiania się w treść sprawia ogromną przyjemność. Format jest optymalny i gwarantuje czytelność oraz łatwość w obchodzeniu się z książką na przykład podczas gotowania. Okładka jest dwustronna, a z każdej strony groźnie spoglądają na nas autorzy przepisów. W sposobie, w jaki ich przedstawiono dopatruję się pewnego podobieństwa do stylu Gordona Ramsaya (szkockiego szefa kuchni, autora znanych na świecie programów kulinarnych). Osobiście razi mnie trochę ten zabieg, bo o ile pan Ramsay rzeczywiście jest groźny i często w swoich programach to pokazuje, o tyle przemiły Karol Okrasa i uroczo kaleczący język polski Pascal Brodnicki, który do ciasta wbija "dwie jajki" wyglądają w takiej postaci dość groteskowo. Poniżej dla porównania pokazuję zdjęcie Ramsaya, na którym najprawdopodobniej wzorowali się styliści Lidla i sami oceńcie efekt:


Taki dwuokładkowy format książki jest jednak mylący. Spodziewałam się, że w zależności od tego, z której strony będę przeglądać książkę, będę miała albo przepisy Okrasy albo Pascala. Tymczasem są one totalnie pomieszane i gdyby nie napis małym druczkiem u góry strony nie miałabym pojęcia czyj przepis przeglądam. Dziwne i dla mnie kompletnie niezrozumiałe rozwiązanie...to nie lepiej było umieścić obu panów w świątecznym uścisku na jednej okładce i nie bawić się w odwracanie książki do góry nogami? Królestwo za odpowiedź na pytanie "co autor miał na myśli?" !!
Niezależnie od twórcy dania, każdy przepis jest opatrzony zdjęciem potrawy. Same zdjęcia są piękne i bardzo klimatyczne, wszystkie utrzymane w podobnym stylu. Potrawy ustawiono na blacie z surowego drewna lub innym nierozpraszającym tle pozwalającym skupić całą uwagę na daniu, które aż krzyczy "Zjedz mnie!". Nie podoba mi się natomiast to, że tytuły kolejnych działów w książce są poprowadzone przez obie strony. I pomimo, że można bez trudu zgadnąć, co tam jest napisane, to uważam, że w dobrze dopracowanej książce takie wpadki nie powinny się zdarzyć.


















Jeśli chodzi o same przepisy to tutaj nie było żadnego zaskoczenia - wszystkie są żywcem ściągnięte ze strony Kuchni Lidla. Czytelnik, który ich nie zna na pewno znajdzie w tej książce inspirację, ale fani śledzący popisy panów kucharzy od początku mogą być zawiedzeni. Oczywiście nie sugeruję, że te przepisy są złe czy nudne! Przeciwnie, są niecodzienne, bardzo ciekawe i przy tym proste do wykonania, ale ja je wszystkie już znam i o takich czytelnikach wydawca nie pomyślał..

Podsumowując....

Książka jest piękna i bardzo dobrej jakości, ale czy było warto, tak jak w naszym przypadku, specjalnie jeździć dalej na zakupy i wydać tyle kasy, żeby ją zdobyć? Według mnie niestety nie. Pamiętajcie jednak, że mówię to jako osoba, która na punkcie gotowania ma fioła i przepisy Kuchni Lidla już zna. Natomiast dla tych, którzy nie są w temacie i szukają prostych, smacznych inspiracji książka może okazać się niezastąpionym źródłem pomysłów w kuchni. Jeśli jeszcze zakupy w Lidlu są dla nas codziennością, to tym bardziej książka będzie miłym prezentem na Święta. Tyle tylko, że dokładnie te same przepisy wraz z instruktażowymi filmami można znaleźć w internecie całkowicie za darmo...co lepsze? Decyzję pozostawiam Wam. Mimo wszystko jednak cieszę się, że ta pozycja trafiła na naszą półeczkę, bo uwielbiam pięknie wydane książki kucharskie i może kiedyś, gdy nastąpi jakaś internetowa katastrofa, książki wrócą do łask jako jedyne źródło wiedzy...

2 komentarze:

  1. Ciekawie napisana recenzja, natomiast zabrakło mi odpowiedzi na jedno pytanie. Czy przepisy są smaczne? Nie raz zdarzyło mi się ugotować coś rewelacyjnego śledząc przepis, ale zdarzają się przepisy niewypały. Dlatego też szukam książki kucharskiej, która naprawdę zawiera naprawdę doskonałe przepisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepisy cały czas testujemy. Mamy już 3 sprawdzone i kilka nadal w planach i jak na razie żadnego rozczarowania :) ale obaj panowie kucharze są świetni w swoim fachu, więc co do smaku potraw nie miałam najmniejszych obaw :) pozdrawiamy!

      Usuń