Polub nas na Facebooku

czwartek, 28 marca 2013

Widelcem po mapie - Korea Południowa. Przepis na kimchi.

O kuchni koreańskiej pisałam co nieco tutaj (KLIK). Przyznaję jednak, że nie wysiliłam się wtedy specjalnie, więc dziś nadrabiam straty i zapraszam do zapoznania się z ciekawym tematem koreańskich przystawek. Za wsparcie przy tworzeniu posta oraz za apetyczne zdjęcia jedzenia prosto z koreańskiego stołu dziękuję Gosi :)

W Korei każde większe danie rozpoczyna się od serii przystawek, którymi możemy się do woli raczyć. W  restauracjach jest przyjęty zwyczaj podawania ich, nawet jeśli nie zostały zamówione, najczęściej bez konieczności płacenia, a gdy się skończą to bardzo często nieodpłatnie dostajemy dokładki. Taka kulinarna tradycja pokazuje jak bardzo w kuchni Korei przystawka "zrosła się" z posiłkiem i osobiście nie miałabym nic przeciwko przejęciu takiego zwyczaju na naszym rodzimym podwórku. Dzięki temu biesiadujący przy stole goście zawsze mogą sobie coś "dziabnąć" w oczekiwaniu na kolejne zamówione potrawy lub dowolnie dołączać przystawki do spożywanego dania. Bardzo popularnym sposobem jedzenia jest zawijanie w liść  (sałaty, pokrzywy, czy jakiejkolwiek innej rośliny uznanej w Korei za jadalną - a jest tego dużo) kuleczki ryżu z ostrą pastą paprykową, czosnkiem i kawałkiem wybranej przystawki, po czym ładowanie takiego "gołąbka" na raz do ust. Jedzenie wszystkiego w jednym momencie sprawia, że smaki się mieszają, przenikają i tworzą prawdziwe niebo w gębie. Tylko spójrzcie:













Na zdjęciach powyżej widać stoły zastawione przystawkami. Czy te wszystkie małe miseczki z kolorowym jedzeniem w środku nie są piękne i zachęcające do siedzenia godzinami przy stole?

Pisząc o kuchni koreańskiej  trzeba zacząć od tego, że w Korei jada się praktycznie wszystko. Poczynając od morskich stworków, alg i wodorostów poprzez liście, kwiaty i korzenie najróżniejszych roślin, warzywa, owoce aż po mięso i ryż..dużo ryżu - Koreańczyk daniem bez ryżu po prostu się nie naje. Dodatkowo dania są zawsze ostro doprawione i bardzo mocno czosnkowe, co daje się we znaki nieprzyzwyczajonym przybyszom z innych krajów szczególnie podczas podróży w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej. Tę różnorodność składników widać doskonale przeglądając typowe koreańskie przystawki. I tak, na stole znajdziemy na przykład: pokrojoną w plastry marynowaną rzepę, szpinak, kiełki wszelkiej maści, marynowane korzonki, żeńszeń, korzeń oraz kwiaty lotosu, ośmiorniczki, jaja przepiórcze marynowane z czosnkiem i sosem sojowym i oczywiście kimchi! Kimchi w Korei jest wszędzie - każdy to zna, każdy lubi, dodawane jest do wielu dań oraz jedzone solo na potęgę. Można powiedzieć, że to niemal narodowe danie Koreańczyków. I tu przechodzimy do sedna postu: czym jest to kimchi? Brzmi dziwnie, z niczym się nie kojarzy...a to nic innego jak kiszona kapusta pekińska z dodatkiem przypraw i koreańskiej ostrej pasty chilli. Coś jak nasza kiszona kapusta, ale o wiele WIELE bardziej aromatyczne i zdecydowane w smaku. Poza podawaniem kimchi w roli przystawki można je smażyć na patelni, zawijać z odrobiną ryżu w plastry mięsa lub dodać do bibimbapu (przepis tutaj).
Pierwszy raz spróbowałam kimchi u Gosi. Szczerze mówiąc nie pamiętałam dokładnie smaku, ale za to pamiętałam, że było dobre i to wystarczyło do podjęcia próby.

Przepis zaczerpnęłam stąd (KLIK). Na tej stronie znajdziecie też zdjęcia z każdego etapu przygotowania, które z pewnością ułatwią pracę. Ja podaję wersję kimchi minimalnie różniącą się od tej na stronie ze względu na brak niektórych składników. Swoje kimchi zrobiłam na próbę z połowy składników oryginalnego przepisu. Wyszło naprawdę super, choć po otwarciu pojemnika po procesie kiszenia ulotnił się zapaszek, który na bank wypłoszył wszystkie wampiry z całego województwa...dużo czochu! :)

Tutaj: KLIK znajdziecie całą masę przykładów koreańskich przystawek. Strona jest niestety po koreańsku, ale można skorzystać z tłumaczenia przez google, żeby mieć jako takie pojęcie co jest na pokazanych talerzach. A zresztą już samo patrzenie na te kolorowe smakołyki to czysta przyjemność :)

Zainteresowany tematem? Zapraszam tutaj: KLIK

Jak to zrobić:
  • 1 duża kapusta pekińska
  • 3 łyżki soli
  • 1/2 główki czosnku
  • 1 mała cebula
  • 5 gałązek grubego szczypioru (takiego jak w dymce)
  • łyżeczka imbiru w proszku
  • 2-3 łyżki pasty chilli (do kupienia na przykład tutaj: KLIK)
  • 1 łyżka sosu rybnego
  • 1 łyżka octu ryżowego (pominęłam)
  • kilka łyżek soku z kiszenia kapusty
Kapustę przeciąć na pół i dokładnie umyć. Po osuszeniu wyciąć głąb i pokroić w poprzeczne paski o grubości ok. 2 cm. Wrzucić kapustę do foliowego worka i wsypać sól. Dokładnie wetrzeć sól w kawałki kapusty aż zaczną puszczać sok. Spróbować i ewentualnie dosolić (u mnie 3 łyżki wystarczyły). Worek dokładnie zawinąć, włożyć do pojemnika lub do miski i docisnąć (ja przycisnęłam mniejszą miską). Odstawić na 6 godzin.
Przed końcem pierwszego etapu kiszenia pokroić szczypior w cienkie skośne paski, cebulę cienko pokroić w piórka oraz czosnek przecisnąć przez praskę. W misce wymieszać pastę chilli z sosem rybnym, octem, imbirem w proszku oraz sokiem z kapusty (po wyjęciu kapusty z worka). W misce dokładnie wymieszać rękami kapustę z pozostałymi dodatkami i przełożyć do szczelnego plastikowego pojemnika. Odstawić na 5-6 dni w chłodne miejsce. Po upływie tego czasu kimchi jest gotowe i można przełożyć do słoików. Przechowywać w lodówce.
Do mojego kimchi dodałam 3 łyżki pasty paprykowej i wyszło bardzo ostre. Dlatego proponuję ilość tego składnika dobrać do swojego gustu i wytrzymałości na ogień w gębie.




SMACZNEGO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz