Pamiętam z dzieciństwa taką małą książeczkę o kurczaczku, który nie chciał się wykluć z jajka. Kura prosiła, kogut prosił, rodzeństwo prosiło i nic. "Nie chcę! Nie będę!" i już. Czasem ja też jestem takim zbuntowanym kurczakiem. Nie chcę gotować! Nie będę się wysilać nad przepisami i zdjęciami! Nie i kropka. Śledzę kilka blogów i z podziwem obserwuję jak regularnie pojawiają się posty i z jakim zapałem autorzy podchodzą do swojej kulinarnej działalności. Trochę mi wstyd, ale tak sobie myślę czy rzeczywiście nigdy nikt nie ma gorszego dnia, w którym omija kuchnię szerokim łukiem i najchętniej wyskoczyłby na byle jakiego fast fooda, żeby tylko zapchać brzuch? Czy nikt z blogujących ani na moment nie traci zapału ani motywacji?
Wczoraj był taki właśnie dzień na nie. Beznadziejna aura za oknem, Darek znów w delegacji, w lodówce nie znalazłam nic inspirującego...naprawdę byłam o milimetr od zamówienia pizzy. Wykrzesałam jednak z siebie trochę energii i zrobiłam makaron z warzywami. Ale nie chciało mi się robić masy zdjęć, przebierać ich ani nawet spisać przepisu, więc tylko powiem, ze było to moje ukochane linguine z pieczarkami, cebulą, żółtą cukinią, cieciorką i pomidorami. Doprawiłam solą, pieprzem, czosnkiem i łyżeczką sosu rybnego. Na to sypnęłam kilka zielonych oliwek i natkę pietruszki. Ot takie zbuntowane danie. Cyknęłam jedno poglądowe zdjęcie. Danie było nawet ok. A potem poleciałam na konie, poskakałam przez przeszkody i znów czuję moc!
Miłego dnia.
|
Beznadzieja beznadzieja beznadzieja |
|
Chwilę później zaczęło lać |
|
A kto tu się do mnie uśmiecha? :) |
|
Makaron na nie |
A pewnie, że się nie chce, a pewnie, że czasem pizza na zamówienie, ale blog by żyć jeść też coś musi:) więc głodówka czasem wskazana byle nie za często co by z głodu nie padł:) pozdrawiam kami
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze to ujęłaś kami. Pozdrawiam!
UsuńTakie spontaniczne i wyrażane duszą dania są najsmaczniejsze!
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ale złość i rezygnacja są wbrew pozorom bardzo dobrze wyczuwalne. Lepiej gotować pod wpływem pozytywnych emocji :) Pozdrawiam!
UsuńTeż sobie przypominam tę bajkę!:D Oczywiście, że czasem się zdarza, że całkiem nie mam ochoty na gotowanie:)
OdpowiedzUsuńWczorajszy dzień istny koszar .Nic dziwnego ,że nawet Ty pracusiu kulinarny odpuściłaś .
OdpowiedzUsuńJeżeli ten makaron jest przejawem Twojej niechęci do gotowania to.... dobrze,że nie bywasz u mnie (ja bym ten Twój obiad nazwała cudowną ucztą!) A jeżeli chodzi o mojego bloga-ja zawsze z zapałem podchodzę do niego,ale dzisiaj już druga rzecz z rzędu mi kompletnie nie wyszła, zamiast ładnej dwu kolorowej masy wyszła brązowa breja, której mam całą wieeelką michę. Trochę szkoda mi tego wyrzucać,bo w smaku jest cudowna, ale w wyglądzie...a o tym przepisie myślałam już od środy...no cóż. A co do koni-wiem coś o pozytywnym ich wpływie na nastrój ;)
OdpowiedzUsuń