Polub nas na Facebooku

poniedziałek, 10 października 2016

Pieczona dynia makaronowa ze szpinakiem i gorgonzolą

Gdy w sierpniu usypialiśmy naszą ukochaną kotkę Frutkę byłam pewna, że nigdy więcej nie wezmę żadnego zwierzęcia pod swój dach. Drugiej takiej kociej przyjaciółki już nigdy nie spotkam, a przygarnięcie zwierzaka, którego nie obdarzy się miłością uważam za wyjątkowo nieodpowiedzialne. Czas jednak mijał i leczył ból, a my powoli przyzwyczailiśmy się do życia we dwójkę. Nie powiem, było to dosyć wygodne. Mogliśmy pozwolić sobie na spontaniczne decyzje, wyjazdy na weekend, przepadanie na cały dzień gdzieś na mieście bez stresu, że ktoś głodny i stęskniony czeka w domu. Wtedy pojawiła się propozycja przygarnięcia szczeniaka - niespełna 3 miesięcznej suczki. Chwilę musieliśmy się zastanowić, ale w końcu podjęliśmy decyzję i w ten sposób Cookie trafiła pod nasz dach. I choć zdarza mi się powiedzieć do niej Fruti albo Fufu to wiem, że zrobiliśmy dobrze.
Dlaczego o tym piszę? Bo pojawienie się psa całkowicie odmieniło naszą codzienność. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział mi, że będę wstawać pół godziny wcześniej, żeby w październikowym mroku i deszczu wyjść wysikać psa to popukałabym się w czoło. Ale robię to. Półprzytomna wciągam dresy i kurtkę na pidżamę i wychodzę z domu. Przez nie do końca otwarte oczy obserwuję co robi mój pies i konsekwentnie chwalę za każde siku i każdą kupę zrobioną na trawniku zamiast w domu. Dostosowałam tryb swojego dnia do karmienia, spacerów i zabaw na dywanie. I wcale nie żałuję. Patrzę jak mała rośnie, jak powoli uszy z klapniętych zmieniają się w stojące, jak gryzie zawzięcie własną nogę i jak przeistacza się w kulisty piorun miłości i radości za każdym razem, gdy wracam do domu. Poza tym dzięki niej po raz pierwszy zaczęliśmy z Darkiem zwiedzać parki w okolicy naszego miasta i w ogóle ruszyliśmy się w domu. Zamiast leżeć w sobotę na kanapie zakładamy Cookie szelki (spadek po Arnim - naszej śwince morskiej) i po prostu wychodzimy. Dzięki temu odkryliśmy na przykład, że w mieście obok w soboty odbywa się mini jarmark z pysznymi lokalnymi wyrobami, starymi książkami, porcelaną i odzieżą. Bez Cookie nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli.
Niestety opieka nad psim smarkaczem i jego wychowywanie jest tak absorbujące, że nie mam zbyt wiele czasu na siedzenie w kuchni. Nie ukrywam, że blog trochę na tym ucierpi, ale w tej sytuacji też można znaleźć pozytywne strony: będzie więcej dań ekspresowych. Na przykład dzisiejsza pieczona dynia makaronowa. W czasie, gdy ona się piecze przyrządzam sos i w niecałą godzinę mam gotowy obiad, którym najadamy się do syta i jeszcze zostaje na następny dzień. A swoją drogą nie wiem czy znaliście tę odmianę dyni, ale jeśli nie to kupcie koniecznie! Ona NAPRAWDĘ zamienia się w makaron! I możecie ją podać z dowolnym, ulubionym sosem, jakiego zwykle używacie. Jedzcie dynie póki są :)

Pamiętacie o konkursie? Do zdobycia świetne książki w sam raz na jesień :) Link do konkursu: KLIK

Jak to zrobić (dla 2 osób):
  • 1 dynia makaronowa
  • 250 g świeżego / mrożonego szpinaku
  • 80 g sera gorgonzola lub lazur
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki śmietany 18%
  • 1 łyżka masła
  • sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Dynię przekroić na pół (najlepiej w poprzek) i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni z termoobiegiem na ok. 40 minut. W tym czasie umyć i posiekać świeży szpinak, jeśli takiego używacie. Na patelni rozgrzać masło i wrzucić cebulę pokrojoną w kostkę. Gdy się zeszkli dodać szpinak i czosnek i odrobinę wody (ok. 1/3 szklanki). Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Kiedy szpinak będzie miękki, dodać ser i śmietanę. Mieszać do roztopienia sera. Upieczoną dynię wyjąć. Może się w środku zebrać woda, którą należy wylać. Miąższ poszarpać widelcem rozdzielając nitki makaronu. Nie wyjmując z dyniowej skórki wymieszać je z sosem szpinakowym. Na wierzchu położyć plaster gorgonzoli i wstawić do piekarnika aż ser się rozpuści.




SMACZNEGO!

1 komentarz:

  1. Super to wygląda! :) Zapraszam na nowy post! https://jaglusia.wordpress.com/2016/10/09/kalafiorowe-kotlety-z-kasza-jaglana/

    OdpowiedzUsuń