Często słyszę, że "ja to się tak zdrowo odżywiam". Koledzy w pracy, z którymi spotykam się w kuchni zawsze przyglądają się uważnie moim porannym rytuałom. Zamiast grzecznie ustawić się w kolejce do ekspresu po obowiązkową małą czarną, sięgam po miskę i mieszam swój owsiankowy śniadaniowy mix: płatki owsiane, siemię lniane, pestki słonecznika i otręby owsiane. Do tego koniecznie sezonowe owoce i mleko roślinne. Czy jest w tym coś dziwnego? Dlaczego nikt w kuchni nie mówi do kolegi odgrzewającego parówki w mikrofali "ty to się tak syfiasto odżywiasz"? A na osobę, która dba o zawartość swojego talerza trzeba koniecznie zwrócić uwagę. Że ciągle je warzywa, że ciągle je owoce, że ma w pracy obiad przygotowany w domu, a nie zupę Romana. Ostatnio wzięłam udział w takiej oto scence:
(2 kolegów w kuchni+ja uwijająca się przy owsiance)
Kolega 1: O, ostatnio truskawki, dzisiaj maliny. No No No..
Ja: Owszem! Zawsze dorzucam to, na co mamy sezon.
Kolega 2: Ciekawe co będzie zimą, ziemniaki?
Kolega 1 i Kolega 2: Hy hy hy hy...
(kurtyna)
Ponieważ jestem całkowicie przekonana, że robię dobrze, odbieram takie sytuacje z dużym dystansem i humorem. Już się przyzwyczaiłam do różnych uwag, bo tak naprawdę nie są one dokuczliwe czy obraźliwe. Wprost przeciwnie - traktuję je jako swego rodzaju komplement i pochwałę dla moich zwyczajów. Niemniej odnoszę czasem wrażenie, że w temacie odżywiania dogadalibyśmy się równie skutecznie, co Polak z Eskimosem po egipsku. Jesteśmy jak Robinson i Piętaszek, którzy pochodzą z różnych światów i uważnie obserwują siebie nawzajem. Na szczęście koniec końców okazuje się, że przy odrobinie wyrozumiałości potrafią żyć obok siebie nie szkodząc jeden drugiemu.
Dzisiejszy przepis łączy te dwa światy - jest trochę zdrowia i trochę fast foodu. Smakuje to naprawdę dobrze, co tylko dowodzi mojej robinsonowo-piętaszkowej teorii, że "dziwadła" jedzące zdrowo i "normalni ludzie" jedzący chińskie zupki potrafią stworzyć bardzo udany duet.
A przy okazji, pamiętajcie o konkursie. Do zdobycia świetna książka kucharska! Szczegóły tutaj: KLIK
Jak to zrobić (dla 2 osób):
- 1 duża cukinia lub 2 średnie
- 150 g makaronu świderki (użyłam razowego)
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku
- 1 puszka pomidorów
- 1 czerwona papryka
- 50 ml śmietanki kremówki
- olej do smażenia
- duża szczypta rozmarynu
- sól, pieprz/chilli do smaku
- wędzona słodka papryka (1/2 łyżeczki - opcjonalnie)
- 1/2 kulki mozzarelli
Makaron ugotować al dente. Na patelni rozgrzać tłuszcz i podsmażyć pokrojone w kostkę cebulę i paprykę. Gdy nieco zmiękną doprawić solą i pieprzem/chilli oraz wędzoną papryką i dodać plastry czosnku. Wlać pomidory z puszki i kremówkę. Dusić sos na patelni aż się zredukuje mniej więcej o połowę. Dodać makaron i dokładnie wymieszać. Cukinię przekroić wzdłuż i łyżką wydrążyć gniazda nasienne (uwaga, żeby nie przebić skórki!). Do połówek cukinii nakładać makaron i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 20 minut. Wyjąć, ułożyć na wierzchu pokrojoną w kostkę mozzarellę i wstawić ponownie na ok. 5 minut (aż ser się rozpuści). Podawać na ciepło.
SMACZNEGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz