Polub nas na Facebooku

piątek, 12 grudnia 2014

O czym trzeba pamiętać zmieniając swoje życie na zdrowsze

Jeśli czytałaś/eś ostatni wpis z cyklu "przemyśleń na tematy różne" to wiesz już, że wprowadzanie jakichkolwiek zmian w życiu musi płynąć z Twojej wewnętrznej potrzeby. Nie może być narzucone z zewnątrz, nie może być kierowane chęcią dogodzenia komukolwiek. Obojętnie, czy decydujesz się mieć dziecko, zmienić pracę, czy zmienić tryb życia na zdrowszy. Jeśli nie czujesz w sobie potrzeby zmian, pomimo, że ktoś Cię do nich gorąco namawia, to odpuść. Nie zawsze jest to łatwe, ale trzeba żyć w zgodzie z samym sobą - to już ustaliliśmy.
Zakładam jednak, że potrzeba zmian zaczyna w Tobie kiełkować i zastanawiasz się jak się do tego zabrać, jak pogodzić nowe zasady ze starymi nawykami. Podejrzewam, że pierwszym desperackim krokiem będzie opustoszenie lodówki i szafek kuchennych ze wszystkich "niezdrowych" produktów i wyprawa do najbliższego marketu w celu zaopatrzenia się w zapas tych "zdrowych". A kiedy już wtoczysz się do domu obładowana/y jak wielbłąd torbami z zakupami i rozpakujesz je w swojej kuchni to spojrzysz na lodówkę pełną pomidorów, szpinaku, marchewek i selera naciowego, staniesz przed szafką, z której będą się wysypywały płatki owsiane, otręby i makaron razowy i pomyślisz "Ok, to co teraz...". Tak będzie, przerobiłam to. Zmarnowałam tony płatków, kasz, świeżych warzyw i innej "zdrowej" żywności zanim tak naprawdę nauczyłam się ją jeść. Początkowo plułam na wszystko co niedobre, rafinowane, wysokoprzetworzone, słodzone i kaloryczne. Jednocześnie nie potrafiłam stworzyć żadnej satysfakcjonującej alternatywy i jadłam głównie wafle ryżowe z gotowymi pasztetami sojowymi oraz warzywa z mrożonki. Kiepski pomysł, uwierzcie.
Dlatego też na podstawie swoich własnych przygód ze zdrowiem i obserwowania ludzi wokół mnie mogę pomóc Ci przejść przez te trudne początki. Poniżej zbiór kilku rad, może okażą się pomocne...

1. Spiesz się powoli. Wiadomo, nikt nie żyje wiecznie i nie znamy dnia ani godziny, ale jeśli do tej pory wiodłaś/eś życie dalekie od ideału to poważne zmiany warto wprowadzać powoli. Jedzenie uzależnia, szczególnie to wysoko przetworzone, przesłodzone i tłuste, dlatego eliminacja takich produktów z menu może się okazać trudniejsza od rzucania palenia. Jak sobie z tym radzić? Małymi kroczkami. Jeden posiłek w ciągu dnia możesz zastąpić jakimś zdrowym - sałatka na kolację, płatki kukurydziane lub musli zamiast cheeriosów na śniadanie, mleko 1,5% zamiast 3,2%? A może od dziś do każdego posiłku włączysz jakieś warzywo?
2. Zatrudnij dublerów. To nudne i oklepane, ale bardzo skuteczne. Nie chodzi mi o zamianę coli na colę light (chociaż dobre i to), ale dlaczego od dziś nie wprowadzić na stałe makaronu razowego zamiast białego albo kaszy zamiast ziemniaków? Jogurt naturalny z miodem i orzechami jest o niebo lepszy niż nawet najbardziej aksamitny barwiony i słodzony jogurt "owocowy" ze sklepu. Nawet nie zauważysz tych zmian, nie są kłopotliwe czy kosztowne. A mimochodem przerzucisz się na wartościową żywność.
3. Jedna drastyczna zmiana jest niezbędna. Nie można siebie za bardzo rozpieszczać. Pamiętaj, postępuj jak z dzieckiem. Jeśli będziesz mu ulegać to stanie się rozkapryszone i marudne. Jeśli postawisz jasne reguły i będziesz ich pilnować to po początkowej burzy i scenach jak w "Superniani" wyjdzie piękne słońce i już z Tobą zostanie. U mnie takim zwrotem w życiu była rezygnacja z mięsa. Powiedziałam sobie "koniec" i już. I nieważne, że zaczęłam w majówkę, że wokół piękna pogoda, grill i skwierczące kiełbaski. Ja twardo jadłam te swoje cukinie i nie skarżyłam się. Dla Ciebie to może być rezygnacja ze słodzonych napojów, białego pieczywa lub dożywotni obowiązek jedzenia śniadania (nawet jeśli będziesz musiał/a wstać te 10 minut wcześniej). Na początku trzeba być bardzo konsekwentnym. Dzięki temu jeśli po jakimś dłuższym czasie pozwolisz sobie na odstępstwo to nie potraktujesz go, jak zbawienia, które zaprzepaści dotychczasowe starania. Zrobisz to w pełni świadomie, pogodzisz się z chwilą słabości i będziesz żyć dalej. Ja też miałam momenty, w których jadłam mięso. Wtedy uznałam, że widocznie mój organizm tego potrzebował, ale jak dostał to, czego chciał to się uspokoił i mogłam wrócić do mojej diety.
4. Edukuj się. Internet to kopalnia inspiracji i wiedzy. Przyznaj się, ile razy siedząc w pracy przed komputerem śledziłeś ploteczki albo marnowałaś/eś czas szukając śmiesznych obrazków z kotami? A jakby ten czas poświęcić na przeszukanie stron o zdrowym żywieniu, blogów kulinarnych lub poszukanie fajnego szkolenia?
5. Nie stawiaj sobie granicy czasowej. Już o tym pisałam. zmieniasz swoje życie, czyli nie możesz założyć, że masz się zdrowo odżywiać, żeby schudnąć do wakacji. Chyba, że po wakacjach już nie planujesz żyć...w przeciwnym wypadku pamiętaj, że żyjesz dla siebie, nie dla ludzi, którzy będą podziwiać Cię na plaży. Przede wszystkim masz się czuć dobrze sam/a ze sobą, wtedy każdy będzie Cię odbierał pozytywnie. Zmieniasz życie, żeby dać sobie lepsze zdrowie i samopoczucie, a nie po to, żeby dostarczyć osobom z zewnątrz miłych wrażeń. To i tak nastąpi, ale jako efekt uboczny, a nie główny cel. Bo może być też tak, że pięknie schudniesz, skóra nabierze blasku, ktoś się tym zachwyci, a Ty nadal nie będziesz szczęśliwa/y. I co wtedy?
6. Obserwuj i słuchaj siebie. To bardzo ważne. Ja tego nie robiłam i doprowadziłam się do naprawdę słabej formy. Jeśli tylko zaczynasz czuć się źle to najlepiej od razu leć zrobić morfologię i szukaj przyczyny. Nietrudno wpaść w niedobory, gorzej jest z nich wyjść. Eliminuj produkty, po których czujesz się źle. I jeszcze jedno: szukaj naturalnych suplementów. Na słabe włosy i paznokcie możesz łykać tabletki lub pić herbatkę ze skrzypu, dodawać kiełki i nasiona dyni do potraw. Ten drugi wybór jest zdecydowanie bardziej korzystny.

Wszystkie powyższe zasady stosowałam i stosuję nadal. Przekopałam setki stron, artykułów i książek i wiem, co jest dla mnie dobre. Ale wiem również, że od białego makaronu się nie umiera, a chipsy i tosty z serem są nadal pyszne, więc nie zadręczam się i czasem, jak mam ochotę to jem coś "niedobrego". Różnica tkwi w tym, że ta ochota to chwilowy kaprys, który zaspokajam i nie staje się dla mnie stałą częścią życia. Oczywiście czasem przesadzę i następnego dnia czuję się fatalnie, ale sądzę, że to bardzo zdrowy objaw, który tylko upewnia mnie w przekonaniu, że na co dzień wolę swoje owsianki i pasztety bez mięsa.

Poniżej przedstawiam Wam linki do kilku najwazniejszych stron, które mnie inspirują lub dają wiedzę. Nie sugerujcie się proszę ich ogólną tematyką (niektóre są witariańskie, inne wegańskie). Nie identyfikuję się z żadną filozofią, mam swój pomysł na życie. Ale uważam, że trzeba mieć otwartą głowę i czerpać wiedzę z różnych źródeł.

http://deliciouslyella.com/
www.jadlonomia.com
http://veganpopcuisine.blogspot.com/
www.fullyraw.com (autorka tej strony ma świetny kanał na YouTube - uwielbiam ją)
http://metadieta.pl/
http://durszlak.pl/
http://qchenne-inspiracje.blogspot.com/
https://www.facebook.com/WiemyCoJemy?fref=ts
http://www.vege.com.pl/
http://quchniawege.blogspot.com/
http://smittenkitchen.com/
http://www.makecookingeasier.pl/
https://www.facebook.com/Greens4u?fref=pb&hc_location=profile_browser
http://www.rawfamily.com/blog (stąd dowiedziałam się o mocy zielonych koktajli, które codzienie piję)

Tyle. Trzymam za Was kciuki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz