Wiecie już, że kocham Święta Bożego Narodzenia. Z niecierpliwością czekałam na pierwsze "Last Christmas" w radiu i kiedy wreszcie to nastąpiło, jadąc do pracy przeskakuję po stacjach radiowych w poszukiwaniu świątecznych piosenek. Darek nie ma już siły wybijać mi z głowy kupna kolejnych lampek i świeczek o zapachu piernika, bo wie, że to bezcelowe. Ja kocham być w świątecznym nastroju i nic tego nie zmieni. To samo tyczy się potraw na wigilijnym stole - uwielbiam wszystkie! Jednak jeszcze parę lat temu była taka jedna czarna owca, którą konsekwentnie omijałam i nie mogłam się do niej przekonać...chodzi o kompot z suszu. Krzywiłam się na samą myśl o jego zapachu. A wszystko przez dodatek wędzonych śliwek - do dziś ich nie znoszę. Moją niechęć przełamała dopiero niedawno moja mama, gdy po raz pierwszy postawiła na stole kompot z suszu nie wędzonego. Co to była za rewolucja! Przepadłam i pokochałam ten smak, a moja miłość do Świąt wreszcie się dopełniła. Jeśli jest wśród Was ktokolwiek, kto ma podobną traumę niech koniecznie wypróbuje ten przepis. Kompot z suszu naprawdę warto pić, szczególnie jeśli nie mamy w planach umiaru w jedzeniu. Nie wiem, czy wiecie, ale kompot doskonale wspomaga trawienie dzięki dużej zawartości błonnika. Stymuluje nasz układ pokarmowy, który w efekcie lepiej sobie radzi z nadmiarem pożywienia. Proponuję zatem, aby zamiast coca-coli i innych gazowanych napojów w tym roku na Waszym stole zagościł właśnie kompot z suszu i to najlepiej w ilości hurtowej.
Jak to zrobić:
- 900 g mieszanki kompotowej (suszone jabłka, gruszki, morele)
- garść suszonych śliwek niewędzonych
- kilka suszonych daktyli
- 3 laski cynamonu
- 3-4 gwiazdki anyżu
- 1 łyżka goździków
- 1 łyżka ciemnego cukru muscovado (niekoniecznie)
- 2 łyżki miodu
- pół cytryny pokrojonej w plastry
Mniam ^^ lubię ten kompocik ;3
OdpowiedzUsuń