Polub nas na Facebooku

piątek, 7 września 2012

Relacja ze stołecznego Kresowiaka i zapowiedź niezwykłego deseru.....

W zeszłym roku praktykowaliśmy z Darkiem odwiedzanie różnych warszawskich knajp z Grouponem. Wiadomo, ceny w Warszawie są dość wysokie, a zakup Groupona umożliwił nam odwiedzenie kilku fajnych miejsc za przystępną cenę. Były miejsca, które nas zachwyciły klimatem i kuchnią (m.in. Arsenał na placu Bankowym, czy Galeon na Huculskiej), ale zdarzał się również przerost formy nad treścią (np. Galeria Bali na Jasnej). Dziś chciałabym napisać parę słów o naszym dotychczasowym faworycie, czyli restauracji Kresowiak mieszczącej się na ulicy Wilanowskiej.

źródło:  http://stoliczku.pl/pl/162-restauracja-kresowiak-warszawa

Jak nazwa wskazuje, restauracja serwuje kuchnię wschodnią. W Kresowiaku można za stosunkowo nieduże pieniądze najeść się do syta tradycyjnych kartaczy, blinów, czy ryb. Są też oczywiście droższe dania "z górnej półki", ale nie ma przymusu, żeby je zamawiać. Poza działalnością restauracyjną, w Kresowiaku odbywają się wydarzenia kulturalne związana z kresami - warto śledzić stronę. Miłym akcentem są  też codzienne promocje przypisane do danego dnia tygodnia. I tak na przykład w poniedziałki do każdego lanego piwa dostaniemy drugie gratis, w czwartki pączka na deser, a w niedziele wielką golonkę za przystępną cenę. Wszystkie promocje są dostępne na stronie. Tam również znajduje się pełne menu z cenami i zdjęciami niektórych potraw oraz link do bloga restauracji, w którym można znaleźć wszystkie aktualności.

źródło:  http://www.forbes.pl/traveller/silver/kresowiak,13119

Do Kresowiaka wybraliśmy się dwukrotnie: w zeszłym roku i tydzień temu. Pierwszą wizytę wspominamy wspaniale. Fantastyczna kuchnia, przemiła obsługa, piękny wystrój i atmosfera zachęcająca do tego, aby jednak zamówić tę kawę po obiedzie i posiedzieć trochę dłużej. Darek jadł wtedy najlepszą kaczkę w życiu (Kaczka "na golasach"), a ja wśród wielu przysmaków miałam przyjemność spróbować idealnego barszczu ukraińskiego z pampuszkami. Bardzo nam też zasmakowały tradycyjne kiszone specjały kresowe - tradycyjne kapusta i ogórki, ale również śliwki i jabłka (o dziwo naprawdę smaczne). Moja radość byłą więc przeogromna, gdy na grouponie ponownie pojawiła się oferta. Bez namysłu i bez czytania warunków (niestety) kupiłam w ciemno....
......na miejscu przywitała nas ta sama przyjemna atmosfera, piękne wnętrza, rosyjskie przeboje z głośników i bardzo perfekcyjny kelner, pan G. Traktował nas po królewsku, do czasu aż dowiedział się, że mamy Groupon. Wówczas jego zapał jakby przygasł, uśmiech zbladł i...przestał nas obsługiwać!!! Do stolika podszedł jakiś młodszy kelner, który skupił się wyłącznie na podawaniu nam dań. Tu był pierwszy zgrzyt. Z moich obserwacji wynika, że restauracje jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę z potencjału "promocyjnych" klientów. Dziś przyjdę z Grouponem, ale jak mi się spodoba to wrócę tu i przyprowadzę znajomych, a jeszcze może szepnę dobre słówko tej czy tamtej osobie. Marketing szeptany to potężna, ale widocznie jeszcze nie do końca okiełznana przez rodzime lokale broń w walce o klienta.

źródło:  http://restauracjakresowiak.wordpress.com/2011/08/12/polesia-czar-wloczega-po-ostepach-slowianszczyzny/

Kolejnym minusikiem była sama oferta (ale tu nie mam żalu do Kresowiaka - to ja nie przeczytałam warunków). Okazało się że w ramach Grouponu mamy tzw. "set menu" czyli z góry ustalone i narzucone potrawy. Żegnaj kaczuszko na golasach...żegnajcie ślimaki zapiekane w cieście...no ale ok. Nasz entuzjazm nie opadł i z niecierpliwością czekaliśmy (i to dość długo) na zaoferowane dania. Na pierwszy ogień poszedł barszcz ukraiński. Piałam z radości, ale po pierwszej łyżce już wiedziałam, że to nie to. Jakiś taki zbyt kwaśny, niedoprawiony...i gdzie są pampuszki??? Czyżby miała się potwierdzić teoria, że dania dla uczestników Grouponu gotowane są w osobnych garnkach mniejszym kosztem??? Następne były nóżki na zimno. Ja za nie podziękowałam, a Darek skwitował ich smak lakonicznym "Bez szału". Po nóżkach przyszła kolej na bliny gryczane z łososiem i duszonym szpinakiem. Ujrzeliśmy światełko w tunelu: były wspaniałe! Doskonale doprawiony szpinak, idealnie zarumienione bliny, duża porcja, rewelka!! Po tym daniu spojrzeliśmy na zegarek i ze zdumieniem stwierdziliśmy, że nasza kolacja trwa już prawie 1,5 godziny, a tu jeszcze w planie kartacze z mięsem i tajemniczy deser "Bubert z kaszy manny z sosem z owoców". Przywołaliśmy więc kelnera i poprosiliśmy o spakowanie kartaczy na wynos i przejście od razu do deseru....
.....nie wiem od czego mam zacząć. Bubert był po prostu wyśmienity! Smak mnie dosłownie zwalił z nóg. Delektowałam się każdą łyżeczką z osobna i każda dawała mi kolejną dawkę wielkiego kulinarnego uniesienia. Żadne torty, żadne lody ani inne czekoladki spróbowane do tej pory nie sprawiły mi tak ogromnej przyjemności jak ten niepozorny pucharek z kaszą manną i owocami. Oboje zachwyciliśmy się tym smakiem i w zapomnienie poszedł naburmuszony pan G., kiepski barszcz, czy niezjedzone kartacze.
Podsumowując, Kresowiak to przemiłe miejsce i z pewnością damy mu jeszcze szansę. Nie mogę jednoznacznie ocenić tego lokalu, bo nasze doświadczenia z nim związane są zarówno pozytywne, jak i negatywne, z przewagą jednak tych pierwszych. Proponuję przekonać się na własnej skórze jak smakują Kresy w kuchni Kresowiaka i mogę zagwarantować, że nikt stamtąd głodny nie wyjdzie.

A już w następnym poście zapraszam na moją domową próbę odtworzenia tego magicznego deseru.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz