Polub nas na Facebooku

czwartek, 18 grudnia 2014

"To co Ty będziesz teraz jadła?" czyli jak się nie dać zniechęcić do zdrowia

Każda zmiana w życiu wiąże się z wystawieniem nas i naszych decyzji na ocenę. Nowa fryzura nie każdemu musi się podobać i słowa krytyki prędzej czy później do nas dotrą (czy to za sprawą osoby krytykującej, czy też poprzez "życzliwie donoszących"). Musisz wiedzieć, że zdrowy tryb życia nadal traktowany jest jak dziwactwo, bardzo modne, ale jednak dziwactwo. A to, co dziwne i nieznane jest złe - taką mamy naturę. Tak było, jest i zawsze będzie, dlatego też w pierwszym wpisie z cyklu "Mądrości" mówiłam, że decydując się na zdrowy tryb życia potrzeba musi wypływać z Ciebie i musisz być w 100% przekonana, że robisz dobrze. Wtedy dużo łatwiej znieść nie zawsze przychylne oceny i komentarze innych osób. Wiadomo, że demotywujące uwagi nie są sprzymierzeńcem determinacji i łatwo się poddać słysząc, że robisz źle/głupio/dziwnie/śmiesznie - niepotrzebne skreślić.
Jak się nie dać? Jak to znieść? Jak wytrzymać uderzenie fali krytyki nie tracąc absolutnej pewności, że robisz dobrze? To jest trudne, szczególnie na początku, ale wykonalne. Podpowiem, jak możesz się przed tym bronić, reszta należy do Ciebie.
1. W domu. Na pewno kojarzysz strony z różnymi głupimi obrazkami i filmikami. I na tych stronach od czasu do czasu pojawia się pewien ciekawy motyw: "Ja po wyjściu od babci"=> zdjęcie tłustego kota, albo "Moja babcia, gdy usłyszy, że nie chcę dokładki" => obrazek demona z najgłębszych czeluści piekieł. Każdy niestety zna to również z autopsji.. dla naszych babć i często też rodziców zjeść dużo=zjeść zdrowo. Nie masz fałdek, dołeczków i rumianej pełnej buzi=jesteś chora i umierająca. Pamiętaj jednak, że najbliższymi kieruje przede wszystkim troska o Ciebie, więc nie możesz reagować agresywnie. Bądź cierpliwa, rozmawiaj i tłumacz powody, dla których nie chcesz dokładki ziemniaczków ani kolejnego kawałka tortu. Ugotuj dla rodziców coś dobrego, zdrowego, częstuj najbliższych swoim jedzeniem, a może w ten sposób sami przekonają się, że można żyć i jeść inaczej? Nie irytuj się, jeśli Cię nie zrozumieją od razu, bo czasem potrzeba więcej czasu na oswojenie się z nowością (nawet tak drobną, jak choćby to, że nie jesz kotleta w grubej panierce usmażonego na szklance oleju). 
2. W pracy. Duże firmy zatrudniające wiele osób to doskonałe pole do obserwacji ludzkich zachowań, wiecie? Nawet, a może szczególnie dla dietetyka. Wiele koleżanek z biura się odchudza stosując różne diety i preparaty. Rozmawiają o tym, dzielą się wrażeniami, efektami i niestety również złośliwościami. Ludzie potrafią być naprawdę podli, uważaj. Musisz być czujna i odróżnić prawdziwą troskę od chęci dokuczenia Ci. Nie daj sobie wmówić, że wyglądasz mizernie, za szybko schudłaś, masz gwarantowane jojo i na bank jakieś niedobory, jeśli wewnątrz czujesz się wspaniale i kwitnąco! Taka "troskliwość" ma na celu zabicie w Tobie motywacji i sprawienie, że koleżanka, która od lat nie może schudnąć (bo niby stosuje diety, a pod biurkiem zawsze ma pudełko ciastek) poczuje się lepiej ze świadomością, że Tobie też się nie udało.
3. Na co dzień. Będąc w pracy albo w szkole nie chowaj się podczas jedzenia, bo będziesz odbierana jako dziwaczka, która ukrywa się po kątach i żre tę swoją zieleninę. Idź z kolegami na lunch i nie wstydź się zamówić sałatkę lub makaron, gdy reszta wybierze mielone albo steki. Na zaczepki odpowiadaj uśmiechem, to działa. Sama musiałam się z tym zmierzyć, gdy zaczęłam przynosić do pracy zielone koktajle w słoiku i popijać je przez słomkę na drugie śniadanie. Po kilku tygodniach ukradkowych spojrzeń moja koleżanka odważyła się spytać co ja tam mam w tym słoiku. Odpowiedziałam, wyjaśniłam jej dlaczego to piję i temat się skończył (ukradkowe spojrzenia też).
4. Z przyjaciółmi. Byłoby wspaniale, gdyby wokół nas byli sami zwolennicy zdrowia. Jednak każdy żyje zgodnie z własnym sumieniem i trzeba to szanować. Z drugiej strony spotykanie się ze znajomymi w barze sałatkowym w piątkowy wieczór to nawet dla mnie marna perspektywa. Pisałam już o tym, że od czasu do czasu można zaszaleć. Upić się, najeść chipsów, zamówić pizzę o 22, pójść na kebaba o 6 rano i świat naprawdę się nie zawali. Ty również nie umrzesz ani nawet nie wylądujesz w szpitalu (najwyżej będziesz mieć kaca). To nie jest tak, że od tej pory podporządkowujesz całe swoje życie jedzeniu. Na co dzień odżywiasz się zdrowo, a znajomy zaprosił Cię na golonkę i piwo? Zastanów się, czy masz na nią ochotę i albo przyjmij zaproszenie albo zaproponuj coś innego. Jeśli powiesz "nie, bo nie jem takich świństw, a ty jesteś głupi i umrzesz na miażdżycę od tej ilości tłustego mięsa" albo co gorsza pójdziesz i będziesz siedzieć nad swoim liściem sałaty patrząc jak on je i tłumacząc mu, jaką krzywdę robi sobie i całemu światu, to zaproszenia od znajomych szybko przestaną się pojawiać. I to nie tylko te dotyczące golonki. Nikt nie chce się zadawać z ludźmi, którzy wpędzają innych w poczucie winy lub uważają, że razem z kiełkami i rukolą pozjadali wszystkie rozumy świata. A już na pewno nie spotkasz się z serdecznością i zrozumieniem dla Twoich życiowych wyborów. Bądź sobą akceptując przy tym odmienność innych.
5. Poszerzaj wiedzę. Powtarzam to do znudzenia. Nie wiem dlaczego tak jest, ale osoby dbające o siebie traktowane są często jak chodzące encyklopedie, które muszą wiedzieć wszystko o produkcji żywności, jej własciwościach, o chorobach, o sporcie i lekach. Będziesz zasypywana różnymi pytaniami (a dlaczego nie jesz tego? a co to jest tamto, co jadłaś wczoraj? a czy to prawda, że cała kukurydza na świecie jest GMO a w parówkach są przemielone świnie w całości?) i musisz być gotowa, by przynajmniej na część z nich odpowiedzieć. Wtedy nie pojawi się u Ciebie nawet cień wątpliwości, bo nikt nie zarzuci Ci, że podejmujesz swoje wybory sama nie wiedząc dlaczego.

Moją historię podsumowuje pytanie z tytułu posta: "To co Ty będziesz teraz jadła?". Jak wiecie, ja zrezygnowałam z jedzenia mięsa i otoczenie bardzo różnie na to reagowało. Nikt wcześniej w mojej rodzinie nie zdecydował się na taki krok i wiedza o wegetariańskich potrawach była zerowa, również u mnie. Ale byłam twarda i konsekwentna. Przede wszystkim nie wstydziłam się o tym mówić i moja rodzina szybko przyswoiła sobie zasadę, że jak jestem zapraszana na spotkanie przy stole to wśród potraw musi się znaleźć coś bez mięsa. Podobnie jest w pracy: na imprezie andrzejkowej specjalnie dla mnie zamówiono osobne bezmięsne danie. To bardzo miłe i budujące. Jeśli chodzi o znajomych to też bywało różnie. Niektórzy do dziś (choć minęły już 3 lata) nie są w stanie pojąć jak można żyć bez mięsa. Otóż można i można być szczęśliwym, a tym szczęściem zarażać innych. Z mięsem rozstała się moja siostra, moi rodzice mocno je ograniczyli i spotykam się raczej z zainteresowaniem tym tematem niż z krytyką mojego postępowania. Czasem bywa trudno (na przykład na ostatnim firmowym wyjeździe integracyjnym na śniadanie dostałam 6 parówek, jogurt i bułkę), ale staram się obracac to wszystko w żart, a nie w obrazę majestatu. Dzięki temu jestem szczęśliwa z moim "dziwactwem" i tego życzę też Wam.


DO NASTĘPNEGO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz