Wróciliśmy. Piękna przygoda w majowej Chorwacji dobiegła końca i czas wrócić do rzeczywistości. Mnie ten powrót czeka dopiero jutro i z całego serca polecam branie dodatkowo urlopu na dzień po powrocie. Szok powakacyjny będzie mniejszy.
Na początek kilka wspomnień. Po ubiegłorocznym prażeniu się pod niemożliwym do wytrzymania chorwackim słońcem nie wiedziałam, czego się spodziewać. Pierwszy dzień powitał nas deszczem i temperaturą wybitnie niewakacyjną. Okazało się jednak, że załamywanie rąk i płakanie nad jedną jedyną cieplejszą bluzą zabraną z domu było niepotrzebne, bo każdy kolejny dzień był słoneczny i gorący (ale nie upalny!). Co prawda temperatura wody w morzu i w hotelowym basenie nie zachęcała do kąpieli, ale na tym minusy się kończą. Południe Chorwacji (dokładniej wyspa Brac) w maju jest soczyście zielone, ukwiecone, słoneczne, pachnące wiosną i rozśpiewane ptasimi głosami. Jaka to była odmiana po zeszłorocznej spalonej słońcem i pożarami Makarskiej! Zupełnie jakby to były dwa zupełnie inne światy, a przecież odległość dzieląca te miejsca to raptem 30 minutowa podróż promem. Dość gadania, czas na dowody. Czy te obrazki Was przekonują?
Wszędzie kwiaty |
Wszędzie rozmaryn |
A może rejs z królem lwem? |
?Kontrola paliwa gdzieś na trasie skuterowej wycieczki |
Przerwa na relaks w Bolu |
Ostatni dzień - my i nasze brzuszki all inclusive :) |
Oczywiście nie tylko wielbiciele podziwiania widoków znajdą coś dla siebie. Zwolennicy pięknej opalenizny i wylegiwania się na leżaku też będą zadowoleni. Jedyną grupą, która może czuć niedosyt będą imprezowicze szukający przygód - w maju w Chorwacji sezon turystyczny dopiero budzi się z zimowego snu i większość knajp, beach barów i dyskotek dopiero szykuje się na przyjmowanie gości. Zresztą nawet gdyby były otwarte to nie bardzo miałyby kogo gościć. Ratunkiem w tej sytuacji jest wybór opcji all inclusive, która przed sezonem jest o wiele tańsza i pozwala zabawić się bez konieczności ruszania w miasto. Tu jednak pojawia się ryzyko totalnego zatracenia w morzu drinków i niemal całodobowego dostępu do jedzenia. Dla nas tegoroczna majówka była pierwszym wyjazdem w opcji all inclusive i niestety oboje z Darkiem zatraciliśmy się całkowicie (szczególnie w morzu jedzenia, bo proponowane alkohole były krótko mówiąc słabe). Ale ale! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło i popełnione przez nas grzeszki zainspirowały mnie do okołokulinarnego wpisu z garścią porad co zrobić, żeby nie stracić głowy i nie wrócić z urlopu z nadbagażem w postaci dodatkowego wałeczka i nadprogramowego centymetra tu i ówdzie.
Zacznę od małego usprawiedliwienia naszego szaleństwa. Kuchnia w hotelu, w którym mieszkaliśmy była absolutnie genialna! Kucharze zasłużyli na złoty medal za praktycznie wszystkie potrawy, których próbowałam, a w szczególności (i tu zarówno moje wegetariańskie, jak i darkowe mięsożerne podniebienia w pełni się zgadzają) za najlepszą pizzę, jaką jedliśmy w życiu. Poważnie, nawet we Włoszech nie trafiliśmy na tak idealną Margheritę i pizzę z tuńczykiem. Cienkie, chrupiące ciasto, bosko doprawiony sos, nieprzeładowana dodatkami...niebo! Na samo wspomnienie kręci mi się łezka w oku. Zapamiętajcie: nie Rzym, nie Palermo, nie Neapol tylko hotel Kaktus w miejscowości Supetar na wyspie Brac. To tam znajdziecie pizzowy raj :)
A teraz do rzeczy. Co zrobić, żeby w miejscu, w którym wolno nam jeść i pić wszystko bez ograniczeń nie nabrać ciałka? Wydaje się niemożliwe, ale poniższe rady mogą okazać się przydatne:
- Na początek wrzuć na luz. Na widok szwedzkiego stołu, na którym każda potrawa wygląda jak z obrazka trudno się powstrzymać przed jedzeniem, dlatego dajmy sobie dzień swobody. Pierwszego dnia wolno nam wszystko - jeść do pełna, a nawet więcej, brać wszystko, na co mamy ochotę i w takiej ilości, jaką sobie wymyślimy. Pić drinki/piwo/wino od rana do zamknięcia baru. Aktywność ograniczyć do obracania się na leżaku i wycieczek do baru i restauracji. No taki totalny luz blues. Taki dzień jest bardzo potrzebny - w końcu to nasze wakacje, a wakacje są po to, żeby się relaksować, a nie narzucać sobie ograniczenia, których na co dzień mamy i tak dużo.
- Jedz na małych talerzach. Kiedy już wyszalejemy się pierwszego dnia trzeba szybko odzyskać panowanie nad sytuacją. Jeśli nie zrobimy tego na początku wyjazdu, to możemy spokojnie pożegnać się z tak ciężko wypracowaną wakacyjną figurą. Żeby jednak nie popaść we frustrację proponuję prosty trik: nakładanie sobie jedzenia na małe talerze. Przeważnie do dyspozycji gości są duże talerze obiadowe i małe deserowo-sałatkowe. Sięgajmy po te drugie. Mniej się zmieści, więc mamy szansę spróbować wszystkiego w malutkich ilościach. I oczywiście żadnego oszukiwania - dozwolony jest tylko 1 talerzyk!
- Nie rzucaj się na wszystko na raz. Załóżmy, że zasada nr 2 została wprowadzona w życie. Ale jak na tym malutkim talerzu zmieścić tę pyszną sałatkę z owocami morza, cudownie pachnący makaron, genialną pizzę, grillowaną rybę, te kolorowe warzywa z pary i słonecznie żółtą polentę??? Spokojnie, weź głęboki oddech. Na talerz nałóż dania, na które masz ochotę, ale nie rób śmietnika! Pizza z polentą, grillowaną rybą, szpinakiem i frytkami na jednym talerzu? Nie. Ryba, frytki i warzywa z pary? To już lepiej gra. Warto zestawiać proponowane dania sensownie, a gdy skończy się jeść i ma jeszcze miejsce na więcej można wstać i nałożyć coś innego. Jedzenia na bank nie zabraknie, a jest duże prawdopodobieństwo, że najedzeni jednym daniem nie wstaniemy już po dokładkę. I tu płynne przejście do punktu 4.
- Bierz tyle, ile jesteś w stanie zjeść. Oj z tym u mnie było najgorzej. Niemądrze założyłam, że jak coś pięknie pachnie i z pewnością jest pyszne, to bez problemu wcisnę to do już i tak przeładowanego żołądka. Niestety panie i panowie zonk! Nakładanie sobie góry makaronu, 3 kawałków pizzy i 2 kawałków pięknej bakłażanowej zapiekanki kończyło się przeważnie oddawaniem w połowie niedojedzonej porcji. Serce bolało, ale żołądek już nie dawał rady...a przecież pyszna potrawa będzie tak samo pyszna, jeśli zjemy ją w mniejszej ilości, nie?
- Korzystaj z "zielonego" menu. Na co dzień jesz za mało owoców, warzyw, ryb? Wykorzystaj obfitość szwedzkiego stołu i wybieraj z głową. Do porannego musli lub sałatki owocowej na deser dorzuć postawione w kącie stołu orzechy, które wszyscy omijają szerokim łukiem. Zamiast kolejnej porcji lodów zjedz suszoną figę lub śliwkę. Nakładaj sobie sałaty, pomidory, ogórki i warzywa z pary. Na deser po śniadaniu weź kawałek melona lub pomarańczy. All inclusive też może być fit. Wszystko zależy od nas.
- Słuchaj swojego ciała. Ono najlepiej wie, kiedy powiedzieć dość. Problem pojawia się, gdy zanika zdrowy rozsądek, a samo uczucie przepełnienia i ból brzucha nie są w stanie nas odwieść od udania się na obfity lunch 2 godziny po równie bogatym śniadaniu. Gdy czujesz, że więcej już nie wciśniesz to wstań od stołu. Gdy nie czujesz głodu nie jedz. Szkoda Ci tracić posiłek? Ok, idź na lunch, ale nałóż sobie sałatkę, skrop sosem vinaigrette i do tego zjedz kilka oliwek. Na stoły z gorącymi daniami nawet nie patrz. Twoje ciało będzie Ci wdzięczne. Moje srogo się mściło za ignorowanie jego zdania..
- Nie rezygnuj z aktywności. Jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało nasze ciało męczy się nicnierobieniem. Jesteśmy stworzeni do aktywności i okres wakacji jest świetną okazją do bycia aktywnym. I nie mam na myśli codziennego joggingu o 5 rano lub pokonywania kolejnych długości hotelowego basenu. Każdy może wybrać dowolną formę ruchu. Już zwykły spacer poza mury hotelu pozwoli organizmowi odetchnąć, a przy okazji da nam możliwość poznania okolicy, w której wypoczywamy. A może wycieczka? Dlaczego nie mielibyśmy poświęcić jednego dnia na wypożyczenie skutera lub roweru i wybranie się na dłuższą wyprawę? Jeśli natomiast ktoś nie ma ochoty ruszać się z hotelu to na miejscu może korzystać z proponowanych animacji: aqua aerobik, taniec, minigolf lub siatkówka. Trochę się poruszamy i jednocześnie zintegrujemy z hotelowa społecznością. Możliwości aktywnego spędzania czasu jest mnóstwo: od wyczynowych po czysto rekreacyjne. Dla każdego coś się znajdzie i warto z tego skorzystać.
- Nie pij, jeśli nie masz ochoty. Oczywiście miło jest wysączyć sobie orzeźwiające piwko przy basenie, ale już drugie, trzecie, dziesiąte, czy piętnaste może nie wchodzić tak łatwo. Jeśli masz ochotę na przerwę - zrób ją. Jeśli nie smakują Ci lokalne alkohole (a głównie takie są objęte opcją all inclusive) to ich nie pij. Zapomnij o zasadzie, że skoro zapłaciłaś/łeś to musisz skorzystać na maksa. Tym bardziej, że taki wyjazd ma sprawiać przyjemność, a trudno czerpać przyjemność z czegoś, do czego się zmuszamy i od czego twarz nam wykręca. Do tego punktu stosowałam się na 100% i wcale nie mam poczucia straty. Wybrałam jedzenie, które dawało mi o wiele większą radość :)
Krótka lista i proste zasady. Wszystkim wybierającym się na wakacje all inclusive życzę powodzenia w walce z pokusami. Ja z pewnością na następny wyjazd wydrukuję sobie tego posta i zabiorę ze sobą :)
Poproszę o wypis przykazań all inclusive dużymi literami dla mnie i taty
OdpowiedzUsuńZdjęcia urlopowe super nie wiedziałam ,że z Ciebie taka dobra reportażystka !
OdpowiedzUsuń