Polub nas na Facebooku

środa, 15 maja 2013

Podsumowanie roku bez mięsa

Celowo nie piszę, że podsumowuję rok wegetarianizmu, bo wegetarianką nie jestem. Jem ryby i owoce morza i to nie pozwala mi ustawić siebie w jednym szeregu z tymi, którzy całkowicie porzucili mięso. I wcale nie jest mi z tego powodu wstyd!



Jak to się zaczęło?
Pomysł na wykluczenie z diety mięsa wykluł mi się w głowie już dawno temu, ale mieszkanie z rodzicami (czytaj: brak stuprocentowej kontroli nad garami), studia i studenckie życie (czytaj: jedzenie na szybko, pizza, piwko i kebaby) oraz brak dostatecznej motywacji zagoniły ten szalony pomysł do najdalszej szufladki w głowie. Potem etap studiów się zamknął, poszłam na własne śmieci i znów powróciła chęć sprawdzenia jak to będzie bez mięsa. Wtedy z pomocą przyszedł program "Zostań wege na 30 dni", który poza motywacją oferował całkowicie bezpłatne wsparcie merytoryczne oraz kilka pomysłów na potrawy. Na 30 dni odrzuciłam mięso całkowicie, poczułam genialną wprost zmianę na plus w samopoczuciu i tak już trzymam się tej diety od roku.

Wegetarianka? Pół-wegetarianka? Nie wegetarianka?
Mój prywatny wegetarianizm przez ostatni rok ewoluował. Powróciłam do ryb i owoców morza, bo organizm i uśpiona we mnie dietetyczka bardzo ich pragnęły. Nie jest mi z tym źle i nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, które z pewnością towarzyszyłyby statystycznemu wegetarianinowi. Powód jest prosty: moja decyzja o odrzuceniu mięsa wzięła się z potrzeby ciała, a nie ducha. Chciałam poprawić swoje zdrowie i kondycję, a nie hołdować ideologii ochrony praw zwierząt. Żeby było jasne - jestem osobą pełną empatii i miłości do naszych braci mniejszych i jadąc nocą samochodem zatrzymam się i zniosę jeża z drogi, zawsze gdy zajdzie taka potrzeba. Popieram organizacje chroniące zwierzęta, oddaję 1% podatku, ale nie jestem fanatyczną aktywistką. Natomiast jestem dumna z tego, że przy okazji realizowania całkowicie egoistycznych planów przyczyniam się do zmniejszenia popytu na mięso (to prawda, że w minimalnym stopniu, ale ziarnko do ziarnka...).

Dlaczego nie weganizm?
Nieznającym tematu wyjaśnię na wstępie, że weganie to ludzie, którzy ze swojej diety eliminują całkowicie mięso oraz produkty pochodzenia zwierzęcego, w tym: jaja, mleko, nabiał, miód, sery itd..to bardzo rygorystyczna dieta, na którą mój zdrowy rozsądek po prostu mi nie pozwala. Jestem pewna, że weganie się ze mną nie zgodzą, ale moim zdaniem ta dieta jest dla ludzi, którzy mają ogromną wiedzę, dużo wolnego czasu i zasobne portfele. Wiedza, bo trzeba wiedzieć co jeść, żeby zastąpić całkowicie produkty zwierzęce roślinnymi nie narażając się przy okazji na niedobory witamin i minerałów. Czas, bo trzeba poszukać składników, inspiracji i przepisów, żeby nie być zmuszonym do jedzenia codziennie ryżu z warzywami lub tofu. No i pieniądze, aby składniki na wegańskie potrawy kupować. Dla mnie płacenie od 6 do 11 zł za litr roślinnego mleka to dużo. 10 zł za 4 jogurty sojowe to dużo. I wyrażam tu opinię zwykłego zjadacza chleba, robiącego zakupy w osiedlowym spożywczaku, który nie poświęca czasu na poszukiwania tańszych zamienników. Jeśli ktoś ma w tym temacie poszerzyć moją wiedzę to jestem otwarta.
Pomijając wszystkie powyższe kwestie i ujmując temat najprościej: skoro natura dała nam cudowny dar w postaci jajka, czy miodu które dostarczają naszemu organizmowi wielu cennych składników odżywczych to dlaczego mamy z tego nie skorzystać?

Plusy
Jest ich wiele. Mój organizm jest naprawdę szczęśliwy i odwdzięcza się uczuciem lekkości po każdym posiłku, wzrostem poziomu energii, ustąpieniem problemów z cerą i regulacją "babskich spraw". Widzę i czuję jak bardzo potrzebowałam tej zmiany.
Dzięki odstawieniu mięsa moje kulinarne horyzonty nagle rozszerzyły się na zupełnie nieznany mi wcześniej świat kotletów z fasoli/soczewicy/ciecierzycy, pasztetów z jajka/pieczarek, zup niegotowanych na kości, warzywnych tart i potrawek. Dowiedziałam się co to są nasiona chia, quinoa, jakie właściwości ma siemię lniane i czym jest olej kokosowy. Z czym się je jarmuż i jak upiec chleb, który zmienia życie. Nagle okazuje się ilu rzeczy człowiek nie wie i jak bardzo ograniczał swój dotychczasowy kulinarny świat. Nie jedząc mięsa chcę lepiej żyć. Sama z siebie szukam czytam, kupuję i próbuję nieznanych smaków. Rozwijam się i odnajduję nowe możliwości. To fascynujące.
Bardzo obawiałam się też reakcji rodziny, ale ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu wszyscy przyjęli moją decyzję bez protestu - nawet moja mama, która teraz, poniekąd dzięki mnie, stała się mistrzynią w tworzeniu wegetariańskich burgerów. Na każdej rodzinnej imprezie jest zawsze opcja wege dla mnie i mojej siostry, która zachęcona moimi doświadczeniami poszła tą samą drogą. Wsparcie najbliższych jest bardzo cenne i w dużej mierze wpływa na wytrwałość w raz podjętej decyzji.

Minusy
Tych również doświadczyłam. W diecie wegetariańskiej łatwo się zagubić, jeśli skupimy się wyłącznie na tym, czego nie jeść. Omijamy mięso, ale nie dajemy sobie nic w zamian. Nie panujemy nad posiłkami. Bywały dni, kiedy wieczorem uświadamiałam sobie, że owszem nie jadłam mięsa, ale w zamian nie dostarczyłam sobie nic wartościowego. Wegetarianizm zmusza do myślenia i działania, bo łatwiej zjeść plasterek szynki, który dostarczy nam niezbędnego żelaza niż tworzyć roślinne danie tej samej wartości. Decydując się na odrzucenie mięsa musimy jednocześnie uruchomić swoją kreatywność i stale się dokształcać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Wyniki mojej morfologii są dobre i w normie, ale w najgorszym momencie, gdy najbardziej siebie zaniedbałam zawisł nade mną cień anemii. Byłam osłabiona, blada, wiecznie śpiąca. Apogeum miało miejsce na przełomie stycznia i lutego i wtedy się otrząsnęłam. Zaczęłam więcej czasu poświęcać na planowanie posiłków, wspomogłam się suplementem i stanęłam na nogi. Dlatego ostrzegam - początkujący wegetarianinie MYŚL!
Skoro już przy zimie jesteśmy to nie jest ona łatwym okresem. Warzywa dostępne w tym czasie mają niską wartość odżywczą i nieciekawy smak. Ogólnodostępne w tym czasie warzywa okopowe można jeść do woli, ale one również w końcu się znudzą. Z utęsknieniem czekałam na wiosnę i jej pierwsze warzywne propozycje - teraz jestem w raju!
Natomiast nawiązując do myślenia muszę przyznać, że świadomość ludzi na temat zalet i wad odstawienia mięsa wciąż jest znikoma. Nadal zbyt mało jest kampanii informacyjnych, stron i materiałów, z których można korzystać w celu poszerzania swojej wiedzy. Najlepszym potwierdzeniem moich słów niech będzie fakt, że na rocznych studiach podyplomowych z dietetyki prowadzonych w Instytucie Żywności i Żywienia skupiającym największe autorytety z tej dziedziny, diecie wegetariańskiej poświęcono jeden (!) półtoragodzinny (!!!) wykład. Inny przykład z naszego podwórka: na całą Polskę prowadzi się kampanie promujące spożywanie Pana Karpia, Pana Pstrąga, czy mięsa wieprzowego, na które wydaje się krocie (spoty w TV, bannery, plakaty w centrach miast, reklamy w radio...to niemało kosztuje). A czy ktoś kiedyś zachęcał Was do jedzenia ciecierzycy lub jarmużu...? No właśnie.

Jak na spowiedzi!
Mówiąc krótko: raz się wyłamałam. Będąc z wizytą u taty Darka zjadłam pół pieczonego bażanta (tak tak, pół) i kilka plasterków kiełbasy z dzika. W sumie nie wiem dlaczego tak rzuciłam się na to mięso. Nie potrafię tego logicznie wyjaśnić, ale decydując się na wpis z podsumowaniem nie mogę przemilczeć wpadek. Widocznie mój organizm bardzo tego potrzebował i nie ma co rozpaczać. Dostał czego chciał, więcej się nie upomniał i tyle w temacie.

Czy dobrze zrobiłam?
Hm...myślę, że tak. Zamierzam kontynuować przygodę z moim wegetarianizmem, ale ten rok uświadomił mi jak mało jeszcze wiem. Wegetarianizm uczy poznawania swojego ciała i jego potrzeb oraz tego, aby nie ignorować oczywistych sygnałów. Zawsze wszystkich zachęcam, żeby chociaż spróbowali. Tak z ciekawości i dla samego siebie jak ja to zrobiłam. A może efekt okaże się tak zachęcający, że kolejka w dziale mięsnym lokalnego Tesco zmniejszy się o kolejną osobę...

1 komentarz:

  1. Bardzo ujął mnie ten wpis:-) Niesamowicie szczery i wart przemyślenia :-) Pozdrawiam Estera

    OdpowiedzUsuń