Topi..topi..co??? Topinambur drodzy państwo, czyli innymi słowy słonecznik bulwiasty. Rośnie sobie dziko w lasach i na polach, ale jest również rośliną uprawną. Jadalną częścią tej roślinki o wdzięcznej nazwie jest jej korzeń, czyli po prostu bulwa. Wyglądem do złudzenia przypomina kłącze imbiru, jest jednak od niego ciemniejsza (w kolorze bordowo-brązowym). Bulwę można jeść na surowo, ugotowaną lub upieczoną. W smaku przypomina słonecznika pomieszanego z łagodną i słodką rzodkiewką. Bulwa jest bardzo krucha i soczysta (jak kalarepa). Niestety nie można kupić topinambura w pierwszym lepszym sklepie i ogólnie jest dość trudno dostępny. My nabyliśmy kilogram bulw na wrocławskim jarmarku bożonarodzeniowym, o którym więcej już w następnym poście.
Dziś natomiast zapraszam na lekką dietetyczną surówkę, która w okresie przedsylwestrowego odchudzania (w którym w tej chwili się znajduję) idealnie nadaje się na zamiennik słodyczy :) ot, taki mały trik. Jeśli zależy Wam na wersji super light to oczywiście rezygnujemy z cukru!
Jak to zrobić:
Jak to zrobić:
- 100 g bulwy topinamburu
- 150 g dyni
- 1 pomarańcza
- płaska łyżeczka cukru lub jakiegoś zastępczego słodziku (opcjonalnie)
- łyżka oleju roślinnego (rzepakowy)
Topinambur obrać i dość cienko pokroić. Dynię zetrzeć na tarce na grubych oczkach i wymieszać z topinamburem, olejem i cukrem. Pomarańczę obrać i pokroić w plastry, a następnie każdy plaster na 4 kawałki. Delikatnie wymieszać z resztą surówki.
Aktualizacja: po zrobieniu zdjęć i wpisu wpadłam jeszcze na pomysł, żeby do surówki dodać kilka posiekanych orzechów włoskich. Darek dokonał degustacji i bardzo mu smakowało, więc proponuję wypróbować na sobie :)
Aktualizacja: po zrobieniu zdjęć i wpisu wpadłam jeszcze na pomysł, żeby do surówki dodać kilka posiekanych orzechów włoskich. Darek dokonał degustacji i bardzo mu smakowało, więc proponuję wypróbować na sobie :)
Tak wygląda topinambur w pełnej krasie. |
A tu już obrany w surówce. |
SMACZNEGO!
czesć, odpisałam Ci u siebie. Ale nie wiem czy przeczytasz. No ja chemikiem nie jestem, nie znam się na margarynach ;). Informację zamieściłam z materialów od producenta... może zbyt mocno uprościli tą definicję by tzw. laik wiedzial o co chodzi. Niemniej jednak dzięki... wykreślam to skoro jest błędne ;)
OdpowiedzUsuńAle egzotyką POWIAŁO, a gdzie kupiłaś ten dziwny kartofelek?
OdpowiedzUsuń