Polub nas na Facebooku

środa, 31 sierpnia 2016

Gazpacho

Gdybym była sławną wokalistką koncertującą dla wielotysięcznego tłumu fanów, to ustanowiłabym kategoryczny zakaz wnoszenia smartfonów na moje koncerty. Widząc choć jedną osobę nagrywającą mój występ schodziłabym ze sceny. Poważnie, mam alergię na to zjawisko i nie potrafię zrozumieć, jak można przyjść na koncert i oglądać go na ekranie swojego telefonu zamiast na żywo czerpać z niego radość. Krew mnie zalewa, gdy stoję wśród ludzi i widok przesłaniają mi wyciągnięte w górę łapska z telefonami. Zamiast krzyczeć, klaskać, tańczyć i cieszyć się z obecności "żywego" zespołu tu i teraz, stoją jeden z drugim nieruchomo jak mumie i nawet palcem w bucie nie drgną, żeby filmu nie zepsuć. Co z tego, że jakość obrazu i dźwięku jest beznadziejna! Co z tego, że przez większość nagrania połowę ekranu przesłaniają głowy innych ludzi! Ba, zdarza się nawet, że telefon w wyciągniętej łapie nic nie rejestruje, bo inteligent zapomniał go włączyć. Ale co tam, jak już stoi pod sceną to MUSI coś nagrać i już! Tylko po co? Czy ktoś to potem ogląda? Czy naprawdę jest się czym chwalić znajomym? Czy nie lepiej zrobić jedno zdjęcie "do chwalenia się", a resztę czasu poświęcić na kontakt z artystą? Nie rozumiem...może ktoś wyjaśni?
Na szczęście co jakiś czas docierają do mnie informacje, że ten czy inny artysta zwraca głośno uwagę "nagrywającym" i prosi o chowanie telefonów. Był nawet przypadek przerwania koncertu. Koncert, na którym ostatnio byliśmy też miał antysmartfonowy akcent - zanim mój ukochany zespół Rammstein wszedł na scenę, pojawiła się na telebimie prośba o to, by skupić się na show zamiast na jego nagrywaniu. Chyba podziałało, bo z trybun tylko gdzieniegdzie było widać telefony. I tym kilku geniuszom, którzy wydali kupę kasy na bilet pod sceną oglądających koncert w ekranie swojego smartfona bardzo współczuję.
Po koncercie noc przeciągnęła się do rana i gdyby nie zjedzone na śniadanie gazpacho pewnie do dziś leżelibyśmy w łóżku lecząc syndrom dnia kolejnego. Wersja "po imprezie" była diabelsko ostra, na co dzień polecam łagodniejszy wariant.

Jak to zrobić (4 porcje):
  • 1 kg pomidorów
  • 1/2 czerwonej papryki
  • 1/2 cebuli
  • 2 ząbki czosnku
  • garść natki pietruszki
  • 5 łyżek oliwy z oliwek
  • świeża papryczka chilli/habanero
  • sok cytryny/ocet winny (do smaku)
  • sól, pieprz
  • opcjonalnie: 1 kromka żytniego pieczywa
Wszystkie składniki zmiksować blenderem na gładko. Jeść mocno schłodzone.



SMACZNEGO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz