Polub nas na Facebooku

wtorek, 29 marca 2016

KONKURS KONKURS!!! "Detoks cukrowy" Filippy Salomonsson

Zgodnie z obietnicą daną przed Świętami dziś startujemy z pierwszym na blogu konkursem. Do zdobycia są książki Filippy Salomonsson "Detoks cukrowy". Chyba każdemu przyda się taki detoks po świątecznym ucztowaniu, prawda?



Recenzję książki przeczytacie tutaj: KLIK
Tutaj znajdziecie kilka przepisów pochodzących z książki: KLIK, KLIK, KLIK.

Zadanie konkursowe jest bardzo proste. W komentarzu pod wpisem napiszcie:

bez jakich słodkości (produkt/potrawa) i dlaczego nie wyobrażasz sobie życia?

Pamiętajcie o pozostawieniu adresu e-mail przy odpowiedzi, żebyśmy mogli skontaktować się ze zwycięzcami, których dzięki uprzejmości Wydawnictwa REA-SJ będzie aż 3!!!

Wraz z Darkiem wybierzemy komisyjnie 3 osoby, którym naszym zdaniem NAPRAWDĘ przyda się taki detoks..... ;-)

Zachęcamy Was gorąco do udziału, bo książka jest świetna! Na Wasze propozycje czekamy do 12.04.2016 r. do godziny 23:59

Biorąc udział w konkursie automatycznie akceptujecie warunki konkursu oraz poniższy krótki Regulamin:
1. Fundatorem nagród w konkursie jest Wydawnictwo REA-SJ Sp. z o.o. z siedzibą w Konstancinie Jeziornej przy ul. Kościuszki 21. 
2. Nagrody będą wysłane wyłącznie na terenie Polski na adresy wskazane przez zwycięzców.
3. Organizatorem konkursu jest blog www.jatugotuje.blogspot.com we współpracy z Wydawnictwem REA-SJ Sp. z o.o.
4. Poprzez wzięcie udziału w konkursie Uczestnik wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych na potrzeby konkursu.

Trzymamy za Was wszystkich kciuki!

niedziela, 27 marca 2016

Mazurek kokosowy last minute - bez pieczenia

Zawsze mnie zadziwia przedświąteczne zakupowe szaleństwo. Tłumy ludzi szturmowały sklepy już od czwartku, który teoretycznie był dniem pracującym, o godzinie 12 nie dało się znaleźć miejsca parkingowego pod lokalnym lidlem. Ludzie opuszczali sklep z wózkami przeładowanymi białą kiełbasą, chlebem i coca-colą..okej, rozumiem, że ktoś może urządzać Wielkanoc dla dużej, wielopokoleniowej rodziny, ale i tak nie uwierzę, że wszystkie kupione produkty zostaną zjedzone. Poza tym obojętnie ile byśmy nie kupili, ZAWSZE w trakcie świątecznych przygotowań okaże się, że czegoś zabrakło.
Ja mam na to sposób. Nie zaopatruję mojej kuchni w tony jedzenia, tylko kombinuję z tego, co mam. Dzisiejszy mazurek jest efektem takich kombinacji. Nie wyszedł taki, jak się spodziewałam - spód się nie ścina i przed pokrojeniem ciasta musiałam formę włożyć na godzinę do zamrażarki (dużo lepsza na spód będzie masa z wegańskiego Rafaello - przepis tutaj KLIK), ale skoro to już wiecie, to w swojej wersji możecie do niego dodać np. płatki owsiane lub 2-3 łyżki oleju kokosowego, bezzapachowego. Natomiast wierzch...obłędny! A co najważniejsze, to ciasto można jeść bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jest zdrowe i odpowiedni dla wegan, bezglutenowców, bezlaktozowców oraz pozostałych osób dbających o zdrowie. Poniżej przepis, może komuś dziś uratuje skórę ;)

Jak to zrobić(foremka 20x20 cm):

spód:
  • 1 mała torebka suszonych śliwek
  • 1/2 małej torebki rodzynek
  • 1 czubata łyżka kakao
  • 1/2 małej torebki płatków migdałowych
  • 2-3 łyżki oleju kokosowego/2-3 łyżki płatków owsianych (ja nie dodałam)
masa:
  • 1/2 szklanki kaszy jaglanej
  • 1,5 szklanki mleka roślinnego
  • 1 łyżka ksylitolu lub innego słodzika
  • 1 puszka mleka kokosowego schłodzonego kilka godzin w lodówce
  • 4 łyżki oleju kokosowego
  • 4 łyżki wiórków kokosowych
Bakalie namoczyć, odsączyć i zblendować z resztą składników. Schłodzić w lodówce. Kaszę ugotować na mleku z ksylitolem do miękkości. W razie potrzeby można dodać wodę. Ugotowaną kaszę odsączyć, dodać mleko kokosowe (po pobycie w lodowce powinno mieć stałą konsystencję), olej kokosowy i wiórki. Wszystko dokładnie zblendować (na gładki budyń). Formę wyłożyć papierem do pieczenia, masę na spód rozłożyć na dnie, na to wyłożyć jaglany budyń i wstawić do lodówki na minimum 2 godziny. Jeśli ciasto będzie zbyt rzadkie, można wstawić na godzinę do zamrażarki.




SMACZNEGO!

sobota, 26 marca 2016

"Detoks cukrowy": Naleśniki kokosowe z ricottą

Zauważyłam, że będąc na diecie zawsze największą ochotę mamy na to, czego nie wolno nam jeść. Na co dzień możesz nie jeść czekolady nawet przez miesiąc, ale jeśli wiesz, że nie wolno jej ruszyć, to śni Ci się po nocach. Zgodzicie się? Swoją drogą, objaw podobny do obsesyjnego myślenia o papierosie podczas próby zerwania z nałogiem..
Na szczęście program cukrowego detoksu Filippy Salomonsson to wyjątkowo nietypowa dieta i choć naszym celem jest odzwyczajenie się od cukru, to desery są w nim przewidziane. Nie są to jednak typowe słodkie przekąski, które można kupić w kiosku. Trzeba włożyć troszkę wysiłku w ich przygotowanie, ale zdecydowanie warto.
Wertując przepisy podane w „Detoksie cukrowym” moje oko kilka razy zatrzymało się na dłużej na przepisach, które wywołały u mnie ślinotok. Jednak decydując się na to, który Wam zaprezentuję w ramach propozycji deserowej nie wahałam się długo. Uwielbiam naleśniki w każdej postaci, a najbardziej oczywiście te na słodko. Aż podskoczyłam z radości widząc przepis na dzisiejsze kokosowe naleśniki z serem ricotta (to są raczej omlety, nie naleśniki - wychodzą grube, pyszne i sycące). Nie ma w nich nawet pół łyżeczki cukru, ale kokosowo-waniliowy aromat i do tego słodko-kwaskowata ricotta zaspokajają całkowicie apetyt na słodkości. Przepis jest przewidziany na jednego dużego naleśnika, ale ja podzieliłam porcję i usmażyłam dwa cieńsze, bo miały być deserem po śniadaniu. Uwierzcie, że najedliśmy się nimi do syta.

A teraz niespodzianka! Już we wtorek zorganizujemy dla Was konkurs, w którym do zdobycia będą 3 książki Filippy Salomonsson "Detoks cukrowy". Zapraszamy!!!

Tymczasem jednak zapomnijmy na moment o dietach i detoksach.. życzymy Wam zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Jak to zrobić (2 naleśniko-omlety):
  • 200 ml (ok. 80 g) mąki kokosowej (można zmielić w młynku do kawy 80 g wiórków kokosowych)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki soli nierafinowanej
  • pół łyżeczki wanilii w proszku (lub esencji waniliowej lub aromatu waniliowego)
  • 2 jajka
  • 100 ml mleka migdałowego (lub jakiekolwiek inne roślinne mleko)
  • olej kokosowy do smażenia
  • 1 łyżka wiórków kokosowych
  • 1 łyżka sera ricotta albo jogurtu bałkańskiego
Wymieszaj w misce mąkę kokosową, proszek do pieczenia, sól i wanilię. Odstaw. W osobnej misce ubij widelcem jajka z mlekiem migdałowym. Następnie wsyp suche składniki i wymieszaj. Rozgrzej łyżeczkę oleju kokosowego na patelni, wlej masę i usmaż naleśnik z obu stron. Do smażenia każdego kolejnego naleśnika dodawaj odrobinę oleju kokosowego. Przed podaniem udekoruj serem ricotta i wiórkami kokosowymi.





Propozycja Darka dla osób po detoksie: wersja z owocami


SMACZNEGO!

piątek, 25 marca 2016

"Detoks cukrowy": Pieczone bataty z nadzieniem imbirowym

Najgorszym wrogiem każdej diety jest głód. Gdy jesteśmy głodni nasza silna wola słabnie i stajemy się podatni na różne pokusy. Dlatego tak ważne jest, żeby posiłki, które spożywamy będąc na diecie były sycące i odżywcze, ale jednocześnie lekkie i niskokaloryczne.
W cukrowym detoksie ten mechanizm działa dokładnie tak samo. Co prawda detoks nie jest dietą odchudzającą, ale narzuca nam pewne ograniczenia, przez co dokuczliwy głód sprawia, że nasze myśli zaczynają obsesyjnie krążyć wokół produktów, które zagwarantują szybki skok poziomu cukru we krwi i endorfin w mózgu. Mowa oczywiście o słodkościach, których będąc na detoksie nie wolno nam jeść. Na szczęście Filippa Salomonsson zadbała w swoim programie o to, żebyśmy jednak głodni nie chodzili. Wśród jej przepisów jest wiele propozycji na konkretne i sycące dania, które cieszą zarówno żołądek, jak i oko. Dzisiejsza propozycja to pyszne pieczone bataty z rozgrzewającą imbirową wkładką. Danie jest dziecinnie proste do wykonania, a jednocześnie efektowne i ciekawe w smaku. Jeśli nie macie ochoty na bataty lub nie możecie ich dostać to myślę, że spokojnie możecie je zastąpić zwykłymi ziemniakami lub dynią. W programie to danie ma konkretny dzień i porę jedzenia, ale na co dzień propozycja jest idealna na obiad lub kolację. I uwaga: danie jest MEGA sycące...wybierajcie mniejsze bataty w sklepie ;) jeśli taka ma być dieta to niech mnie ktoś uszczypnie!!!

Jak to zrobić:
  • 2 bataty
  • 150 g ugotowanej fasoli białej (rozgniotłam ją widelcem, żeby łatwiej zmieszać z ricottą)
  • 200 ml (ok. 200 g) sera ricotta
  • obrany i starty imbir (1 cm)
  • 1 łyżka wyciśniętej limonki (może być więcej - kwestia smaku)
  • posiekana trawa cytrynowa (użyłam skórki otartej z 1 limonki)
  • 1 łyżeczka soli nierafinowanej
Rozgrzej piekarnik do 200°C. Bataty nakłuj kilka razy widelcem ze wszystkich stron. Połóż je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i piecz w piekarniku przez 45 – 60 minut, aż będą miękkie. Wyjmij je z piekarnika i pozostaw na chwilę do ostygnięcia. Wymieszaj fasolę, ricottę, imbir, limonkę, trawę cytrynową i sól. Podziel bataty na pół i połóż na wierzchu masę. Możesz dodać więcej limonki i imbiru, jeśli lubisz wyraźniejsze smaki.


SMACZNEGO!

czwartek, 24 marca 2016

"Cukrowy detoks": Sałatka ciecierzycowa z bazyliowym pesto

Cukrowy detoks jest oparty na kuchni wegetariańskiej. Autorka programu od samego początku uprzedza nas, że mięso i jego przetwory w diecie nie są przewidziane. Jeśli komuś to nie odpowiada lub jest mięsofilem to może czuć się poszkodowany i z góry Was o tym informuję. Ktoś, kto jest wybitnie mięsożerny może czuć się podwójnie sfrustrowany: z jednej strony koniecznością eliminacji słodyczy, z drugiej strony eliminacji mięsa. Ale detoks to tylko 21 dni i mogę Wam zagwarantować, że zastosowanie się do jego zasad oczyści organizm i poprawi Wasze samopoczucie. Nie będziecie żałować podjęcia tego wyzwania.
Na pierwszy ogień w testowaniu przepisów idzie królowa kuchni wegetariańskiej: ciecierzyca. Bardzo się ucieszyłam, kiedy odkryłam, że jest przewidziana w jadłospisie, bo jest to jedno z moich ulubionych warzyw strączkowych. Jest wyjątkowo uniwersalna, smaczna i sprawdza się zarówno w daniach wytrawnych, jak i deserowych (np. ciasta z mąki z ciecierzycy, pasta z ciecierzycy na słodko..). Można z niej robić kotlety, piec pasztety, dodawać do gulaszy warzywnych, sałatek na zimno i na ciepło, a wodę z puszki do ciecierzycy można wykorzystać do upieczenia wegańskiej bezy (serio!!!). Dziś przedstawiam Wam pomysł Filippy Salomonsson na ciecierzycę, który nie tylko jest pyszny, ale również lekki, sycący i bardzo zdrowy. Świetna propozycja na lunch w pracy albo kolację. Spróbujcie koniecznie!

A na zakończenie serii przepisów z cyklu "Detoks cukrowy" będę miała dla Was niespodziankę: konkurs, w którym do wygrania będą 3 egzemplarze książki autorstwa Filippy Salomonsson pt. "Detoks cukrowy". Jest o co powalczyć, śledźcie koniecznie bloga i Facebooka!

Jak to zrobić:
  • 400 ml (ok. 270 g) gotowanej ciecierzycy
  • 1 czerwona papryka
  • 8 rzodkiewek
  • ćwiartka czerwonej cebuli 
  • 1 bazylia w doniczce
  • 1 ząbek czosnku
  • 50 ml (ok. 40 g) orzeszków piniowych (użyłam włoskich)
  • 150 ml (ok. 65 g) drobno startego parmezanu (użyłam gotowego tartego sera z torebeczki)
  • 50 ml oliwy z oliwek
  • sól nierafinowana
  • pieprz czarny
  • kiełki dowolnego rodzaju do podania (użyłam natki pietruszki i koperku)
Posiekaj paprykę, rzodkiewki i cebulę. Wymieszaj je w misce z ciecierzycą. Rozgnieć ząbek czosnku. Wymieszaj w misce bazylię z czosnkiem i za pomocą robota kuchennego zmiksuj z orzeszkami piniowymi, parmezanem i oliwą. Sałatkę polej następnie pesto, przypraw szczyptą soli i pieprzu oraz wymieszaj. Podawaj z kiełkami.


SMACZNEGO!

środa, 23 marca 2016

"Detoks cukrowy" - recenzja książki Filippy Salomonsson

Z czym kojarzy Wam się Szwecja? Bo mi kojarzyła się przede wszystkim z Astrid Lindgren, z jedzeniem zepsutych ryb z puszki, z promem do Karlskrony, z blondynami i z niespełnionym marzeniem o Erasmusie w Lund. Do niedawna. Dzięki współpracy z Wydawnictwem REA-SJ miałam przyjemność zapoznać się z pewną przełomową książką, która skierowała moje skojarzenia na zupełnie inne tory. W dzisiejszym wpisie przedstawię Wam wyjątkową Szwedkę Filippę Salomonsson i jej pomysł na "Detoks cukrowy", z którym macie szansę raz na zawsze wyzwolić się ze szponów uzależnienia od słodyczy...


Przyznam, że początkowo miałam duże obawy. Mam już w domu książkę pod identycznym tytułem "Detoks cukrowy" autorstwa Brooke Alpert i Patrici Farris, które obiecują trwałe zerwanie z cukrem w 3 dni. Kupując ją jeszcze nie wiedziałam, że na zmianę nawyków potrzeba znacznie więcej czasu, a prawdziwy detoks organizmu trwa o wiele dłużej i bardzo się na niej zawiodłam. Tym razem było inaczej.
Pierwsze, co od razu rzuca się w oczy to fakt, że "Detoks cukrowy" jest pięknie wydanym poradnikiem i z ogromną przyjemnością się go przegląda. Tekst jest czytelny, a istotne treści zaznaczone w widoczny sposób. Z każdej strony śmieją się do czytelnika pozytywne kolory i miła dla oka czcionka, a od czasu do czasu uśmiecha się do nas również sama Filippa - uwierzcie, ona jest żywą reklamą tego programu. Oczywiście ja od razu przeskoczyłam do części z przepisami i zdjęciami potraw i patrząc na nie mam ochotę zjeść wszystkie! 
Książka nie jest typowym „podręcznikiem” do stosowania diety, w którym znajdziemy wyłącznie zbiór reguł, których trzeba przestrzegać. Treść jest w przemyślany sposób podzielona na kilka rozdziałów wprowadzających stopniowo w świat autorki i jej walki o zdrową relację z cukrem. Pierwsza część to bardzo osobista opowieść o drodze, jaką przeszła, aby wreszcie poczuć się dobrze we własnym ciele. A była to droga długa i wyboista, momentami do złudzenia przypominająca moje własne życie. I może właśnie dlatego z każdą kolejną stroną książka wciągała mnie coraz bardziej. Czytając ją nie miałam wrażenia, że ktoś mnie poucza i karci za dotychczasowe słabości. To było tak, jakby Filippa siedziała obok mnie i ze mną rozmawiała. Zaglądała w moje myśli i odpowiadała na pytania, których wcale na głos nie zadałam. Niesamowite uczucie.


Kolejny dział zawiera sporą dawkę wiedzy żywieniowej podanej w bardzo przystępny sposób. Nie padają tam żadne skomplikowane nazwy chemiczne, biochemiczne ani medyczne, dzięki czemu treść jest zrozumiała i przyjazna dla każdego. Po przeczytaniu tej części czytelnik już dobrze wie, czego się wystrzegać, a co jest dla niego dobre.
Z coraz większym zniecierpliwieniem przewracałam strony czekając na dział opisujący program detoksu i nie mogłam sobie wyśnić lepszego wprowadzenia do niego niż to zdanie: "Nie wierzę w diety". Aż miałam ochotę krzyknąć "Ja też!!!". Program detoksu zaproponowany przez Filippę Salomonsson nie jest dietą, a stylem życia i sposobem żywienia, który możemy z powodzeniem stosować dłużej niż przewidziane w książce 21 dni. I tutaj kolejny ogromny plus: autorka nie próbuje zaklinać rzeczywistości i wmawiać czytelnikom, że zrywanie z nałogiem cukrowym jest szybkie, łatwe i przyjemne. Każda trwała zmiana w życiu potrzebuje czasu i to zdecydowanie dłuższego niż 3 dni..
Bardzo podoba mi się to, że program cukrowego detoksu nie jest reżimem, któremu trzeba się całkowicie poddać. Autorka unika imperatywów nie uznających sprzeciwu. Zamiast zakazów, nakazów i krytyki usłyszymy podpowiedzi, sugestie i propozycje różnych rozwiązań przekazane w swobodny i przyjacielski sposób. Co ciekawe, wspomina nawet o mocno piętnowanym i wywołującym masową histerię glutenie, ale nie przeczytamy ani jednego zdania zakazującego jego spożywania. Owszem, detoks cukrowy wyklucza gluten na 21 dni, ale wyłącznie po to, żebyśmy sprawdzili, jak to zadziała na nasz organizm. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tym, że książka swoją treścią nie powiela modnych sloganów, które są obecnie bardzo popularne i dochodowe. Autorka jest szczera ze swoimi czytelnikami, a jej intencją jest skłonienie ich do refleksji i słuchania głosu własnego ciała.















"Detoks cukrowy" jest propozycją dla zwykłych ludzi, którzy mają swoje chwile słabości i zwątpienia. Filippa nas za to nie potępia i nie wymaga od nas przejęcia całkowitej kontroli nad życiem i sposobem żywienia, co często jest warunkiem koniecznym do osiągnięcia sukcesu w innych programach dietetycznych. Dobrze wiemy, że w życiu zdarzają się różne sytuacje (podróż służbowa, wizyta u przyjaciół, spadek nastroju, czy po prostu chwilowa słabość wobec różnych pokus), które są ogromnym wyzwaniem dla osób będących na diecie. Natomiast według Filippy Salomonsson żywienie zdrowe dla ciała i ducha opiera się na regule 80%, która polega na tym, że staramy się, aby 80% posiłków było zgodnych z ideą, a pozostałe 20% możemy wykorzystać zgodnie z naszymi zachciankami lub nietypową sytuacją, w jakiej się znajdziemy. W książce przeczytamy, że "Nie ma nic złego w zjedzeniu od czasu do czasu czegoś innego (i tu przywołuje wakacje w Rzymie z wielkim lodem w ręku na pomoście zalanym słońcem...)". Ta wolność sprawia, że proponowany sposób odżywiania staje się realny do stosowania i dopasowania do trybu życia każdego z nas. Bardzo pomocne jest też stosowanie zasady, która kilkakrotnie przewija się w treści: "skupiaj się na tym, co możesz (jeść, robić), zamiast koncentrować uwagę na tym, co zakazane".
Przeglądając przepisy proponowane przez autorkę wcale nie odnoszę wrażenia, że mam do czynienia z jakimiś ograniczeniami czy zakazami. Potrawy są bardzo zróżnicowane i opierają się na łatwo dostępnych składnikach, które spokojnie można kupić nawet w najbliższym warzywniaku, w sklepie ze zdrową żywnością lub po prostu w internecie. Sięganie po produkty lokalne i sezonowe jest jednym z fundamentów detoksu, który szczególnie trzeba podkreślić. Ile razy zaczynaliśmy diety obiecujące piękne efekty, ale rezygnowaliśmy ponieważ produkty, które były niezbędne do osiągnięcia sukcesu kosztowały fortunę lub były trudne do zdobycia? Pamiętam bardzo dobrze mój niesmak po przeczytaniu wspomnianego we wstępie "Detoksu cukrowego" amerykańskich autorek, w którym podano w przepisach konkretne marki produktów (oczywiście niedostępnych na polskim rynku...). Niechlubną kropkę nad i postawiły Aneks B i Aneks C, w których autorki podają bardzo szczegółowe listy z aprobowanymi markami produktów spożywczych i kosmetyków (trąci kryptoreklamą?). Co prawda w cukrowym detoksie pojawia się kilka egzotycznych nazw (nasiona konopi albo spirulina..), ale osobiście uważam, że ich brak nie przekreśli efektu ponieważ stanowią dodatek do potraw, a nie ich bazę. Filippa Salomonsson nie sugeruje żadnych konkretnych marek ani nie przemyca choćby odrobinki treści reklamowej, co czyni jej książkę bardziej wiarygodną w moich oczach.
















Ogromnym ułatwieniem dla czytelników są tygodniowe listy zakupów, dzięki którym wiadomo ile dokładnie produktów potrzebujemy. Znajdziemy również garść wskazówek dotyczących życia po detoksie, a nawet słowa pocieszenia dla tych, którym nie udało się przez detoks przebrnąć. To kolejne dowody pokazujące, że Filippa Salomonsson to taka dobra znajoma, której bardzo zależy na naszym sukcesie i nawet będąc daleko stąd prowadzi nas przez detoks niemal za rękę.
Bardzo dziękuję Wydawnictwu REA-SJ za udostępnienie mi tej książki. Rynek jest obecnie przesycony pozycjami z dziedziny dietetyczno-kulinarnej i prawdę mówiąc nieraz poważnie zastanawiałam się nad tym, czy wydawcom w ogóle zależy na przekazaniu czytelnikom jakichś wartościowych treści..po lekturze „Detoksu cukrowego” i głębszym przemyśleniu treści odzyskałam wiarę w to, że można jeszcze trafić na perełki. Polecam gorąco!

niedziela, 20 marca 2016

Naleśniki na mleku kokosowym z wiśniami - spontanicznie

Wpis nieplanowany i bardzo spontaniczny - świętujemy 300 fanów na Facebooku :) "Pffffff..." - pomyślicie pewnie - "300 fanów?? Nie ma czego świętować...". A właśnie, że jest! Każda okazja jest dobra do świętowania.
Przepis na naleśniki pochodzi z magazynu Goodfood .

Jak to zrobić (3 naleśniki):
  • 150 ml mleka kokosowego
  • 70 g mąki pszennej
  • 1 łyżka wiórków kokosowych
  • skórka otarta z 1/2 limonki (to ode mnie..)
sos wiśniowy:
  • 1/2 szklanki mrożonych wiśni
  • 1 łyżka ksylitolu (lub innego słodzidła)
  • szczypta cynamonu
  • 3 łyżki wody
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
Składniki na naleśniki wymieszać w misce i usmażyć naleśniki na odrobinie tłuszczu. W garnuszku podgrzać wiśnie z wodą i dodatkami (oprócz mąki). Mąkę ziemniaczaną rozprowadzić w odrobinie wody i dodać do wiśni. Garnek zdjąć z ognia. Naleśniki ułożyć na talerzu i polać sosem. Można posypać prażonymi płatkami migdałów.




SMACZNEGO!

środa, 16 marca 2016

Wegańskie "Rafaello" z 4 składników

Każdego dnia dokonujemy różnych wyborów: wybieramy ubranie z szafy, drogę do pracy (jeśli mamy kilka możliwości), muzykę w samochodzie, program w telewizji, miejsce w autobusie, markę jogurtu w sklepie i tak dalej i tak dalej…i najczęściej robimy to całkowicie nieświadomie, w pośpiechu kierując się bliżej nieokreślonym impulsem. Tak jakby decydowała jakaś obca istota zamieszkująca moje ciało i posługująca się moimi rękami i nogami, żeby zaspokoić swoje pragnienia i zachcianki. Ale jeśli spróbujemy dokładniej przyjrzeć się sobie i uważnie posłuchać swojego wewnętrznego głosu, wówczas wszystko staje się jasne. Wystarczy na moment się zatrzymać, żeby odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Już wiem, że wybieram zawsze miejsce przy oknie w autobusie, bo lubię patrzeć na knajpki przy ulicy. W samochodzie słucham stacji z przebojami, bo uwielbiam głośno śpiewać. W sklepie sięgam po jogurt grecki Piątnicy z owocami, bo tam są prawdziwe, całe jagody, które tak lubię (to nie jest kryptoreklama, tylko samo życie..). A jeśli mogę wybrać coś słodkiego, marzę o Rafaello, bo ogryzanie czekolady z wafelka, wylizywanie słodkiego kremu ze środka i schrupanie na samym końcu „migdałowego serca” sprawia mi największą radość. Warto się zatrzymać i pogadać ze sobą, żeby się przekonać, że ręce, nogi i wewnętrzny głos to jedna i ta sama ja.
A propos Rafaello. Wiecie z Facebooka, że marzec jest dla nas miesiącem bez słodyczy. To dla mnie bardzo ciężki czas, bo słodycze uwielbiam i jestem od nich całkowicie uzależniona..ale każdą barierę można obejść lub przeskoczyć (ewentualnie zrobić podkop). Wreszcie zaprocentowało obsesyjne śledzenie miliona różnych blogów i stron o zdrowym żywieniu. Już dawno odkryłam ten pomysł, ale nie miałam większej potrzeby jego realizowania (po co się wysilać skoro wystarczy pójść do osiedlowego sklepiku po czekoladę?), ale w sytuacji ataku głodu cukrowego okazał się on ostatnią deską ratunku. Zapraszam na „Rafaello” w wydaniu zupełnie niecodziennym, a do tego prostym i naprawdę ekspresowym! Polecam gorąco, można się skutecznie zasłodzić, bez większych wyrzutów sumienia.

Jak to zrobić (14 kuleczek):
  • 200 g suszonych daktyli
  • 50 g wiórków kokosowych
  • 70 g płatków migdałowych
  • 1 czubata łyżka oleju kokosowego extra virgin (koniecznie - on bosko pachnie kokosem..)


Daktyle namoczyć przez godzinę i odcedzić na sitku. Następnie do miski z daktylami wsypać połowę płatków migdałowych, 2/3 wiórków kokosowych i olej. Zmiksować ręcznym blenderem na jednolitą masę. Pozostałe płatki migdałowe pokruszyć (np. wsypać do woreczka i uderzać wałkiem) i wymieszać z masą za pomocą łyżki. Z masy formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego i obtaczać w wiórkach kokosowych. Schłodzić w lodówce przez godzinę.



SMACZNEGO!