Polub nas na Facebooku

piątek, 23 września 2016

Energetyczne kuleczki kakaowo-orzechowe bez pieczenia

Będąc na Sri Lance miałam okazję zwiedzić fabrykę herbaty w Kandy, w której od wielu lat niezmienionymi metodami wytwarza się doskonały wysokogatunkowy produkt doceniany na całym świecie. Herbata z Cejlonu trafia na różne stoły, w tym te najbardziej ekskluzywne i elitarne. Trzeba przyznać, że jej smak diametralnie różni się od znanego mi do tej pory. Nigdy nie przepadałam za czarną herbatą, ale filiżanki cudownie aromatycznego czarnego naparu podanego do lankijskiego śniadania nie zamieniłabym na nic. Niektóre z odmian potrafią kosztować krocie, ale chętnych nie brakuje. Co ciekawe doceniają ją również mieszkańcy Europy. Gdyby tylko wiedzieli...
Nie da się ukryć, że my Europejczycy staliśmy się niezwykle, wręcz przesadnie porządni. Europejskie standardy produkcji żywności są bardzo restrykcyjne, co z jednej strony pilnuje potentatów w tym sektorze, ale z drugiej wiąże ręce małym rodzinnym firmom. Nie ma mowy o uzyskaniu pozwolenia na działalność jeśli zakład nie będzie szczelny, a pracownicy zdezynfekowani od stóp do głów i ubrani w kosmiczne kombinezony uniemożliwiające zanieczyszczenie produktu choćby pyłkiem. Boimy się włosów, kurzu, owadów i innych zanieczyszczeń, które podniesiono do rangi śmiertelnego zagrożenia. Fakt, odkrycie włosa lub wyplutej przez kogoś gumy do żucia w jogurcie jest obrzydliwe, ale z drugiej strony zamiast nakładać kolejne zakazy może warto skupić się na tym, dlaczego któryś z pracowników postanowił tę gumę wypluć.... w lankijskiej fabryce herbaty nie ma żadnych zasad, a mimo to eksport towaru ma się doskonale. Okna na halach produkcyjnych są otwarte, pracownicy nie noszą nawet czepków na głowach, przerzucają liście herbaty gołymi rękami, a świat pije cejlońską herbatę hektolitrami i, o dziwo, nikt nie ucierpiał. Zastanawiające prawda?
Na szczęście domowa produkcja żywności na własny użytek (czyli po prostu gotowanie) nie zostało jak dotąd objęte żadnym unijnym rozporządzeniem i oby tak pozostało jak najdłużej. Celebrując wolność we własnej kuchni możecie przygotować sobie gołymi (i nawet nieumytymi - a co!) rękami przepyszne czekoladowe kuleczki. Są świetne! Idealna przekąska na wypadek ataku "słodkiego ząbka", która jest dobra dla ciała i ducha. Zawiera dobre tłuszcze, białko, minerały i mnóstwo błonnika. Kuleczki można przechowywać do 10 dni w lodówce w zamkniętym pojemniku i sięgać po nie zawsze, gdy najdzie Was ochota.
Przepis stworzyła Deliciously Ella, ale ja go nieco zmodyfikowałam na swój smak. Po oryginał zapraszam na YouTube. Link tutaj: KLIK.

Jak to zrobić (20 kuleczek):
  • 1 szklanka migdałów
  • 1/2 szklanki nerkowców
  • 1 szklanka daktyli bez pestek
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 3 łyżki syropu klonowego
  • 2 łyżki nasion sezamu
  • 2 łyżki nasion chia (lub siemienia lnianego)
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 1 łyżeczka cynamonu
Wszystkie składniki umieścić w malakserze i zmiksować do uzyskania jednolitej lepkiej masy. Odrywać kawałki masy i w dłoniach formować kulki. Wstawić do lodówki na godzinę i gotowe!




SMACZNEGO!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz