Polub nas na Facebooku

czwartek, 15 marca 2012

Viva Roma!!

Takie spontaniczne wyjazdy Darek po prostu uwielbia. Mnie przerażają, bo jestem osobą, która lubi mieć wszystko zaplanowane z dużym wyprzedzeniem i dopięte na ostatni guzik. W tym roku jednak z okazji urodzin zostałam obdarowana niezwykłym prezentem: spontaniczną podróżą do Rzymu. Moje nastawienie na początku było sceptyczne, ale pojechaliśmy i....byłam ZACHWYCONA!!!
Zaczęło się od kupienia na Allegro oferty wyszukania za jakąś symboliczną kwotę supertanich połączeń lotniczych. Darek podał przybliżony termin, a nieznany nam chłopak wyszukał różne połączenia. Zgłupiałam...nawet nie przypuszczałam, że można tak tanio latać! Otrzymaliśmy kilka ofert i wybór padł na Rzym (głównie dlatego, że bilety były najtańsze) Potem tylko załatwienie jakiegoś noclegu i za 2 tygodnie fru! do Italii! Mroźną Polskę zostawiliśmy za sobą i na kilka dni przenieśliśmy się do zupełnie innego świata. Świata, w którym na balkonach ludzie hodują w doniczkach cytrusy, świeci piękne słońce, przy ulicach rosną palmy, a z każdej strony otaczają niesamowite ruiny Wiecznego Miasta. Pokochałam je bezwarunkowo i jak najszybciej chcę tam wrócić!
Praktyczna rada: wybraliśmy miejsce "The Two Duck Hostel" prowadzone przez grupkę studentów. I wniosek jest taki, że na krótkie wypady lepiej wybrać tani hotel niż tani hostel. Cena za noc wydała nam się mega atrakcyjna, ale na miejscu okazało się, że za pobyt krótszy niż 10 dni musimy dopłacić po 2 euro za osobę za noc w ramach "opłaty miejskiej". Być może po prostu daliśmy się oszukać, w każdym razie przestrzegam. W sumie więc wyszło raptem kilka euro taniej niż za 3-gwiazdkowy hotel ze śniadaniem. A standard...hmm...pomijając mroczny pokój zajmowany przez śmierdzącego i niewyobrażalnie chrapiącego współlokatora można powiedzieć, że standard przypominał polskie akademiki. Gdyby nie udało nam się zmienić pokoju urodzinowy wypad marzeń zmieniłby się w 3-dniowy koszmar....


Jego Wysokość Juliusz wita w swoich skromnych progach. Mój idol.


Dlaczego w Polsce nie ma kasztanów??? Tych jadalnych oczywiście... i dlaczego nie ma kasztanowej masy do naleśników ani kasztanów w słoikach ani w ogóle żadnych??? Uwielbiam kasztany i nie mogę się im oprzeć..nawet jeśli kosztują 5 euro za 150 g :) w Rzymie - na każdym rogu. Przynajmniej w tych turystycznych miejscach. O radości!!! :D


A to już targ staroci. Magiczne miejsce pełne starych książek, płyt, plakatów, monet, srebrnych sztućców i biżuterii...a pośród tych wszystkich wspaniałości DZBANEK KURA, którego do dziś nie mogę odżałować i o którym do końca moich dni będę marzyć :(

 
Kulinaria :) przepyszne, prawdziwe, piękne cappucino w malutkiej kawiarence w okrutnie zatłoczonym miejscu. Przystanek w drodze, na którym można na moment odetchnąć, spokojnie pogadać i przemyśleć dalszą trasę. Szkoda, że u nas nie ma tradycji wypijania "jednej szybkiej" przy kontuarze. Jako zagorzały antykawiarz dałam się przekonać.
Obok prawdziwa włoska carbonara, która smakuje zupełnie inaczej niż wszystkie, których próbowałam do tej pory. Nie wiem, czy to kwestia sosu, makaronu czy włoskiego klimatu, ale był to najlepszy makaron, jaki dotąd jadłam. A ta niepozornie wyglądająca bułeczka to nasze śniadanie zjedzone nad brzegiem morza :)


Strażnicy Watykanu. Z taką obstawą Papież może czuć się bezpieczny..ufff:)


1 komentarz: