Polub nas na Facebooku

piątek, 13 marca 2015

Zjadłabym coś słodkiego...ciastka owsiane z pomarańczą, imbirem i białą czekoladą

Pamiętacie moją przyjaciółkę z Wrocławia? Otóż obie mamy teraz fazę na jedzenie słodyczy non stop..o każdej porze dnia i nocy. Pokusa jest tak silna, że jeśli w domu nie ma nic słodkiego to choćby na zewnątrz szalało tornado, nic nie przeszkodzi nam w wyjściu do lokalnego spożywczaka po jakieś słodkości. Straszne, mówię Wam. I niestety na taką cukrową chcicę nic poza czystym rafinowanym cukrem nie pomoże. Żadne tam oszukiwanie się owocami, bakaliami, herbatą..zapomnijcie! Musi być kalorycznie, obrzydliwie słodko i najlepiej z czekoladą. Najlepsze jest to, że sobie nawzajem potrafimy dawać naprawdę złote rady! Mamy mnóstwo genialnych pomysłów na pokonanie pokus, z tym że żadna z nas nie umie ich wprowadzić w życie. Jednym z takich cudownych pomysłów było: "ok. masz ochotę na słodycze? To możesz zjeść, ale pod warunkiem, że wyprodukujesz je sama w domu. Upiecz ciasto, ciastka, zrób jakiś inny deser i jedz do woli - ale masz zakaz wychodzenia do sklepu." Dobre, nie? I mogłoby być całkiem skuteczne, gdyby któraś z nas się do tego kiedykolwiek zastosowała...
No to dziś zarządzam koniec tej beznadziejnej sytuacji! Wprowadziłam złotą radę w życie i jestem taka dumna!! Parcie na słodkie było tak ogromne, że pracowałam jak w jakimś transie. Koncepcję wymyśliłam w trakcie, kilka razy ją zmieniając. Udało się i świętuję ten sukces kolejnym ciasteczkiem domowej roboty. Spróbujcie, ciastka są naprawdę świetne!

Jak to zrobić (10 ciastek):
  • 1 szklanka płatków owsianych
  • 1/2 szklanki mąki kukurydzianej (może być też zwykła pszenna)
  • 1/4 szklanki nasion sezamu
  • 50 g białej czekolady (posiekanej)
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
  • 2 cm kawałek świeżego imbiru starty na tarce
  • 1 łyżka nasion chia zalana ok. 1/2 szklanki wody (lub 1 jajko)
  • 3 łyżki rozpuszczonego oleju kokosowego lub innego roślinnego
  • 2 solidne łyżki miodu
Wymieszać suche składniki w misce. W osobnej misce wymieszać namoczone chia / jajko z olejem, rozpuszczonym miodem, imbirem i skórką pomarańczy. Połączyć wszystkie składniki. Formować ciasteczka i piec w 160 stopniach przez ok. 20 minut. Można ostudzone ciastka udekorować białą czekoladą roztopioną w kąpieli wodnej.


SMACZNEGO!

wtorek, 10 marca 2015

Wegańska pasta z czerwonej fasoli - do kanapek (nie pasztet, żeby nie było!)

Na różnych wegańsko-wegetariańskich blogach spotkałam się z dyskusjami na temat nazewnictwa potraw bez mięsa i produktów zwierzęcych. Były one wywoływane najczęściej przez mięsożerców (czasem, o zgrozo, przez fanatycznych wegan) i zawsze zaczynało się od tego samego: "Skoro gardzicie mięsem to po co tworzycie substytuty potraw mięsnych??". No tak, w końcu na przykład smalec to produkt jasno zdefiniowany i wegańska wersja smalcu z użyciem białej fasoli zamiast świńskiego tłuszczu nie będzie już smalcem, tylko pastą z fasoli. Nazywając ją smalcem stajemy się politycznie niepoprawni, bo w końcu jeśli ktoś nie je mięsa, to powinien z obrzydzeniem odwracać głowę od wszystkiego, co może się z mięsem kojarzyć. A parówki sojowe? Jak można sięgać w sklepie po coś, co nawiązuje do okrucieństwa i cierpienia zwierząt, których zwłoki przerabiane są na parówki.
Czytam sobie to wszystko - argumenty za i przeciw - i myślę sobie, że szaleństwo rozpętane ostatnio wokół żywienia i diet najróżniejszych powoli osiąga szczyt (to dobrze, bo potem będzie już tylko lepiej..mam nadzieję). Co to kogo obchodzi, jak nazwę moją potrawę? Czy nie mogę nazwać ciasta "Kopcem kreta" dopóki nie jest zrobione z ziemi i nie siedzi w nim kret z łopatką? Jeśli mogę, to dlaczego zabrania mi się piec pasztety, smażyć kotlety, robić sos boloński lub carbonarę bez użycia mięsa? Przecież tu nie chodzi o mięso, a o smak - jeśli carbonara z kalafiora smakuje podobnie do tej z boczkiem to nazwę ją carbonarą, czy się to komuś podoba czy nie. Ja nikogo nie zmuszam do wegetarianizmu, nie potępiam i nie zrywam kontaktów z ludźmi, którzy w zabijaniu zwierząt nie widzą nic złego. Każdy ma swoje sumienie, swój światopogląd i jeśli zechce to może się otworzyć na nowości, a jeśli nie to jest jego prywatna sprawa. Ludzie, więcej luzu. Jeśli chcę zjeść wegańską parówkę lub szynkę, która nie została wycięta z tyłka świni tylko zrobiona z przetworzonej soi to do cholery zjem!
No! To teraz podaję przepis na pastę, a wy ją sobie nazywajcie jak chcecie.

Jak to zrobić:
  • 1 puszka czerwonej fasoli
  • 5 suszonych pomidorów
  • 4 gałązki świeżej bazylii
  • 2 łyżki oliwy z pomidorów
  • sól, chilli
Fasolę przepłukać. Wszystkie składniki dokładnie zmiksować na gładką masę.


SMACZNEGO!

sobota, 7 marca 2015

Granola jabłkowo-klonowa z orzechami

Robienie granoli w domu wchodzi w krew. Jest wciągające, uzależniające i jak już ktoś zacznie to nie przestanie - a na pewno nie wróci nigdy, przenigdy do sklepowych mieszanek. Moja do tej pory ulubiona wersja (tutaj: KLIK) wydawała mi się doskonała i nie do pobicia, ale niestety - spróbowałam granoli z orzechami laskowymi zrobionej przez Oleksiaka.. była świetna! Orzechy laskowe uwielbiam, a upieczone dodatkowo w piekarniku z płatkami i resztą dodatków mogłabym jeść bez przerwy. Postanowiłam sobie, że moja następna granola musi mieć je w składzie, bo w przeciwnym wypadku umrę na pewno. I ma. Komu zdrowe śniadanie?

Jak to zrobić:
  • 1 szklanka płatków owsianych
  • 1/2 szklanki otrąb owsianych
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego
  • 1/2 szklanki pestek słonecznika
  • 1/2 szklanki pestek dyni
  • 1/2 szklanki orzechów laskowych
  • sok z 1 limonki
  • 1 małe jabłko starte na drobnej tarce
  • 4-5 łyżek syropu klonowego
  • 1 łyżka płynnego oleju kokosowego lub innego
  • szczypta soli
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
Orzechy posiekać (ale niezbyt drobno). Wszystkie suche składniki umieścić w misce. W mniejszej miseczce wymieszać starte jabłko (musi być drobniutko starte - na papkę), syrop klonowy, sok z limonki i olej. Wlać mokre składniki do suchych i dokładnie wymieszać. Wyłożyć na blachę z papierem do pieczenia i wstawić do nagrzanego piekarnika (150-160 stopni) na maksymalnie 20 minut. Co 5 minut granolę trzeba przemieszać, żeby się nie przypaliła. Wystudzić, przechowywać w słoiku.


Sobotnie śniadanie: szklanka zsiadłego mleka zmiksowana z bananem + granola

SMACZNEGO!

czwartek, 5 marca 2015

Moussaka

Ostatnio odezwała się do mnie koleżanka z zamówieniem na następny przepis na blogu i poprosiła o jakąś zapiekankę z mięsem. Trudna sprawa, bo mięsa nie jadam, a Darek ostatnio do garów się nie garnął... ale cóż, obiecane, klepnięte, musi być. Chwilę pogrzebałam w pamięci w poszukiwaniu jakiegos przepisu, który spełniałby kryteria i przypomniałam sobie o moussace - greckiej zapiekance z mięsa mielonego i bakłażana. Całkiem fajny przepis na to danie znalazłam w książce kucharskiej wydanej rok temu przez Lidla - "Pascal kontra Okrasa", ale wykonanie pozostawiłam głównemu mięsożercy w naszym domu. I zupełnie niespodziewanie okazało się, że też mogę takiej moussaki spróbować, bo Darek podzielił zapiekankę na część wege i nie-wege. W nie-wege oczywiście użył mięsa, a w wege znalazła się czerwona soczewica z pieczarkami - pyyyycha!

Przepis podaję za książką i stroną www.kuchnialidla.pl, ale od razu zaznaczam, że Darek użył połowy składników. Z całości wyjdzie zapiekanka dla dużej głodnej rodziny, chociaż książka podaje, że to porcja dla 4 osób...

Jeśli przeraża Cię robienie beszamelu, to myślę, że ogranieczenie się do posypania zapiekanki pokruszoną fetą z oliwkami też się sprawdzi.

Jak to zrobić:

  • 2 bakłażany, umyte i pokrojone wzdłuż na plastry o grubości 1 cm
  • 3 cukinie, umyte i pokrojone wzdłuż na plastry o grubości 1 cm
  • 50-70 ml oliwy z oliwek
  • 2 duże cebule, posiekane
  • 1 kg mielonego mięsa wieprzowo-wołowego
  • szczypta mielonego cynamonu
  • 500 g przecieru pomidorowego
  • 100 ml czerwonego wina
  • 600 ml mleka
  • 120 g masła
  • 100 g mąki
  • 2-3 szczypty gałki muszkatołowej
  • 1 opakowanie sera typu greckiego
  • 2 żółtka
  • sól
  • pieprz
Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek. Solimy i smażymy plastry bakłażana z obu stron. Usmażone kawałki bakłażana odsączamy na ręczniku papierowym. W ten sam sposób smażymy plastry cukinii.
W garnku rozgrzewamy 2 łyżki oliwy z oliwek, wrzucamy posiekane cebule i smażymy je do zeszklenia. Mieszamy. Dodajemy 1 kg mięsa mielonego, mieszamy drewnianą łyżką.
Do podsmażonego mięsa dodajemy przecier pomidorowy, mieszamy, następnie dodajemy czerwone wino i szczyptę cynamonu. Mieszamy. Zmniejszamy ogień i gotujemy jeszcze przez mniej więcej 20 minut.
Na sam koniec gotowania doprawiamy pieprzem i solą. Mieszamy.
W garnku na wolnym ogniu rozpuszczamy 120 g masła, dodajemy do niego 100 g mąki, prażymy mąkę z masłem przez 2 minuty, cały czas mieszając drewnianą łyżką. Stopniowo dodajemy 600 ml mleka, całość mieszamy za pomocą trzepaczki. Doprawiamy solą i pieprzem, następnie dodajemy 2 szczypty gałki muszkatołowej i żółtka. Mieszamy i odstawiamy (możemy na koniec doprawić jeszcze szczyptą gałki muszkatołowej i solą do smaku).
Plastry bakłażana układamy na dnie naczynia żaroodpornego, na bakłażanie układamy plastry cukinii, następnie wykładamy mięso z sosem pomidorowym. Całość zakrywamy sosem beszamelowym, górę posypujemy pokruszonym serem typu greckiego i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180°C (termoobieg) na 45 minut (musakę możemy zapiekać nawet 60 minut).



SMACZNEGO!

czwartek, 5 lutego 2015

Regeneracja włosów "śliną bernardyna"

Temat mało związany z gotowaniem, ale wyniki tego eksperymentu są tak niesamowite, że muszę się z Wami podzielić!
Nigdy nie miałam szczególnych problemów z włosami, ale regularnie dwa razy w roku (w środku lata i w środku zimy) przez kilka tygodni moje włosy są osłabione, matowe i wypadają na potęgę. W tym okresie nic na nie nie działa - żadne skrzypovity ani inne suplementy. Po prostu jakaś część włosów jest skazana na śmierć, a potem wszystko wraca do normy. Tej zimy okres linienia niepokojąco się przedłużył, a moje wszechobecne w domu kłaki już nawet mi zaczęły przeszkadzać. Na serio się zmartwiłam i po raz kolejny spróbowałam kuracji skrzypem - nic. Cały miesiąc łykania tabletek na nic. Stosowałam też najróżniejsze odżywki na wzmocnienie i to również nie pomogło. Kiedy policzyłam, że taka sytuacja ciągnie się już trzeci miesiąc załamałam się. Uwielbiam moje włosy, zawsze o nie dbam i jestem z nich dumna, więc myśl o tym, że mogłabym je na zawsze stracić (czy choćby połowę z nich) sprawiała, że chciało mi się wyć.
Pewnego dnia moja mama zauważyła, że mam bardzo matowe włosy i może powinnam jeść siemię lniane. Co prawda siemię jem codziennie, ale ta rada jakoś utkwiła mi w głowie i nie dawała spokoju. Przypomniałam sobie, że kiedyś na blogu "Qchenne inspiracje" (KLIK) autorka też przechodziła trudny czas ze swoją skórą i włosami i zorganizowała akcję Regeneracja, która polegała na tym, że przez 2 tygodnie piła koktajl z pietruszki i wywar z siemienia lnianego. Jej pomogło, więc ja też postanowiłam spróbować.
Koktajl z pietruszki odpuściłam, bo kupowanie natki zimą to mało opłacalny biznes. Ale patent z siemieniem bardzo mi się spodobał i jeszcze tego samego dnia zaczęłam kurację.
Mało apetyczne prawda? :)
Hm...od czego by tu zacząć...może od tego, że picie zmiksowanego wywaru z siemienia jest skierowane raczej do twardzielek. I nie chodzi o jego smak, który jest raczej neutralny, a o konsystencję. Kojarzycie takie psy bernardyny? Na pewno. I na pewno kojarzycie taki widok, gdy z pyska bernardyna zwisa ciągnąca się strużka śliny. Tak zwisa, zwisa, powoli rozciąga się ku ziemi aż w końcu urywa się albo zostaje wytarta o Twoje spodnie lub ewentualnie owija się wokół psiego pyska na skutek trzepania głową. Skoro już macie ten widok przed oczami to teraz musicie mieć świadomość, że porównanie napoju z siemienia do śliny bernardyna nie jest przypadkowe. Jego konystencja przypomina coś pomiędzy meduzą, kisielem, a śliną bernardyna właśnie. Darek na jego widok odwraca z obrzydzeniem głowę - widocznie nie jest twardzielem :) ja wypijam, bo dla ratowania moich włosów moję wycierpieć wszystko! I powiem Wam, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, najgorzej jest na początku.
A efekty? Opłaca się wypijać kubek tego paskudztwa? TAK TAK i jeszcze raz TAK!!!! Wywar z siemienia zdziałał u mnie cuda! Założyłam, że będę go piła przez miesiąc, ale minął tydzień, a już widzę poprawę. Przede wszystkim włosy przestały wypadać. Nie wyobrażacie sobie nawet jaką poczułam ulgę. Mogę szczotkować je bez obaw, a podczas mycia na rękach pozostaja mi dosłownie 2-3 włosy. I teraz nie mogę się wprost doczekać, co będzie dalej! Dlatego jeśli masz jakikolwiek problem z włosami i nic do tej pory nie pomogło to obudź w sobie twardziela i spróbuj tej metody. Co Ci szkodzi?

Jak to zrobić:
  • 1 łyżka siemienia lnianego
  • 1 szklanka wody
Wodę zagotowac w garnku, wsypac siemię i gotować ok. 5 minut az siemię się "rozklei" (zacznie tworzyć glutka). Po zagotowaniu mozna zrobić 2 rzeczy:
  • przecedzić glutka i wypić bez nasion (wtedy konsystencja będzie mniej obleśna, ale odcedzenie nasion jest dość trudne)
  • zmiksować glutka razem z nasionami i wypić (po zmiksowaniu wywar przybiera postać śliny bernardyna i wygląda naprawdę wstrętnie...)
Miksowanie i picie wszystkiego ma jeszcze tę zaletę, że wykorzystujemy całe dobro nasion lnu. Dla włosów ważny jest w zasadzie tylko glutek, ale dla nas przydatne są również m.in. kwasy omega-3 zawarte w nasionach. Najlepiej wypić jak wywar jest jeszcze ciepły - łatwiej przechodzi przez gardło.


SMACZNEGO! he he he... :)

wtorek, 3 lutego 2015

Burgery pieczarkowe z czarnej soczewicy

Moja przyjaciółka z Wrocławia ma naprawdę ogromne szczęście, że mieszka w takim miejscu. Po pierwsze dlatego, że to Wrocław, a po drugie dlatego, że dosłownie kilka kroków od jej osiedla jest Bio Domek - sklep z ekologiczną żywnością. Zazdroszczę jej tego bardzo, chociaż pewnie gdybym miała taki sklep pod domem to zostawiałabym w nim większość mojej wypłaty... tak jak niektórzy uwielbiają snuć się między regałami w Castoramie, tak ja delektuję się każdą chwilą spędzoną między półkami z nasionami, ziarenkami i eko-herbatami. Wszystko zapakowane w te piękne woreczki, torebeczki, pudełeczka i słoiczki. Fakt, że ceny produktów są zdecydowanie wyższe o tych w ofercie Biedronki, ale od czasu do czasu nie żal mi pieniędzy na kupienie czegoś z dobrego, bezpiecznego źródła nieskażonego pestycydami i spalinami. Przeważnie takie produkty zużywam oszczędnie i jeszcze długo od zakupu mogę się nimi cieszyć.
Z ostatniego pobytu we Wrocławiu przywiozłam sobie paczkę czarnej soczewicy i tabliczkę surowej czekolady. O ile czekolada zniknęła dość szybko, o tyle soczewica stała nietknięta przez tydzień i czekała na godny siebie moment. Moment wreszcie nadszedł.

PS. Nawiązując do poprzedniego posta: przyjrzałam się mojemu obiadowi i muszę przyznać, że wege to faktycznie nie jest jedzenie. To jest NADjedzenie :)

Jak to zrobić (6 burgerów):
  • 1/2 szklanki czarnej soczewicy (można użyć również zielonej)
  • 4 pieczarki
  • 1/2 szklanki (ok. 50 g) płatków gryczanych lub ugotowanej kaszy gryczanej
  • 1/2 pęczka pietruszki
  • 1 jajko
  • 2 liście laurowe
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, chilli
Soczewicę ugotować w szklance wody z liśćmi laurowymi. Gdy będzie gotowa liście odłowić i dodać płatki gryczane / kaszę. Wymieszać i przestudzić. Do malaksera przełożyć 1/2 soczewicy, pieczarki, jajko, czosnek przeciśnięty przez praskę i pietruszkę. Dokładnie zmiksować. Można też użyć miksera ręcznego. Wymieszać z pozostałą soczewicą, solą i chilli. Smażyć na niewielkiej ilości tłuszczu (można obtoczyć w bułce tartej lub nie). Przed podaniem odsączyć tłuszcz na ręczniku papierowym. W wersji bardziej dietetycznej burgery można upiec w piekarniku.



SMACZNEGO!

sobota, 31 stycznia 2015

Wege to nie jedzenie? Przepis na pastę sezamową (tahini)

"Wege to nie jedzenie" skomentował jeden z czytelników bloga. Echhh, kiedy wreszcie ludziska zrozumieją, że nie na samym mięsie świat stoi, a jego eliminacja z diety może być początkiem nowego lepszego życia? Nie jestem wegetarianką z gatunku tych fanatycznych, ba, ja w ogóle nie jestem wegetarianką, bo sporadycznie jem ryby i owoce morza (tak tak, to też mięso). Pomimo to zachęcam ludzi do spróbowania diety bezmięsnej, choćby przez tydzień lub dwa, żeby każdy na własnej skórze przekonał się o tym czy warto. To naprawdę nie boli! I co słyszę? Że bez mięsa popada się w anemię i niedobory, że bez mięsa nie da się najeść, że wege to nie jedzenie... nie mogę zrozumieć dlaczego tak chętnie eksperymentujemy z rzeczami, które mogą nam zaszkodzić ("nigdy nie paliłem cygara, muszę spróbować!" albo "ciekawe czy po Absyncie faktycznie ma się halucynacje.."), a bronimy się rękami i nogami przed eksperymentem, który będzie dla naszego ciała korzystny i dobry. Czerpiemy radość z wyniszczania się fajkami, alkoholem i śmieciowym żarciem, a jedząc nawet najsmaczniejszego wege burgera lub michę sałatki z pysznym dressingiem popadamy we frustrację (bo bez mięsa..). Ludzie, pobudka!
Spróbuje dziś obalić pewien mit, który co prawda nie dotyczy mięsa, ale wynosi na szczyt inne produkty pochodzenia zwierzęcego, jako jedyne i słuszne źródło pełnowartościowych składników odżywczych. Mleko. Trzeba je pić, żeby mieć zdrowe zęby i kości, bo ma dużo białka i wapnia. Co z tego, że przy okazji ma w składzie nasycone tłuszcze, laktozę, którą nasz organizm słabo trawi i mogą się w nim trafiać pozostałości antybiotyków i leków hormonalnych podawanych krowom? To nieważne, ma wapń, a przemysł mleczarski jest bogaty, więc trzeba pić litrami i już! A ja Wam mówię, że to g...uzik prawda. Szklanka mleka krowiego to około 300 mg wapnia, co przy średnim zapotrzebowaniu ok. 1000-1200 mg (zależnie od wieku i stanu fizjologicznego - ciąża, laktacja) daje nam mniej więcej 1/3 - 1/4 pokrycia. Czy to faktycznie tak dobre źródło? Jeśli jesteś w stanie wypić litr mleka dziennie to owszem, tak. A teraz dla porównania coś ze świata roślin:
  • fasola - 160 mg / 100g
  • kapusta - 70 mg / 100g
  • jarmuż - 160 mg / 100g
  • ziarna sezamu - 940 mg / 100g
  • ziarna maku - ok. 1200 mg/100g
  • suszone figi - 203 mg/100g
  • płatki owsiane - 54 mg / 100g
  • orzechy laskowe - 186 mg / 100g
  • otręby pszenne - 119 mg / 100g
Nie miksowałam do postaci płynnej. Forma chałwy bardzo mi odpowiada
I tak dalej i tak dalej....ktoś może spytać "Ok, jest dużo tego wapnia, ale łatwiej wypić szklankę mleka niż zjeść szklankę sezamu nie?". No jasne! Ale dieta wegetariańska to dieta różnorodna i ciekawa! Wystarczy zrobić owsiankę z 50 g płatków owsianych, dodać 30 g orzechów laskowych, 50 g suszonych fig, łyżeczkę pasty tahini ze zmielonego sezamu, łyżkę nasion słonecznika, zalać wszystko tą nieszczęsną szklanką mleka lub mleka roślinnego wzbogaconego w wapń i połowa dziennego zapotrzebowania z głowy już przy samym śniadaniu. W ciągu dnia przegryziemy kilka orzechów i zjemy jakąś kanapkę na razowym pieczywie, na obiad kotlety z fasoli z dodatkiem jarmużu, otrąb pszennych, surówka z białej kapusty lub brokuł, brązowy ryż lub kasza gryczana i mamy z wapniem pozamiatane. A przy okazji dostarczymy sobie morza innych cennych składników, których próżno szukać w szklance mleka. Prawda, jakie to proste?
Podaję dziś przepis na pastę sezamową tahini, którą można dodawać do hummusu, do pasztetów warzywnych, do ciast, deserów, lodów i owsianek. Klasyczna wersja ogranicza się do sezamu i oleju, ale moją wzbogaciłam o miodek, bo lubię słodkości...
Przepis prosty, choć czasochłonny. Dla zachęty powiem, że pasty z tego przepisu wystarczy na naprawdę długo...poza tym smakuje jak najlepsza chałwa :)

Jak to zrobić:
  • 1 szklanka nasion sezamu
  • 1-2 łyżki miodu (do smaku)
  • 1 łyżka oleju rzepakowego lub sezamowego
Nasiona wysypać na suchą patelnię i prażyć aż staną się złociutkie i pachnące. Uwaga, żeby nie przypalić! Przestudzony sezam wsypać do naczynia lub do blendera i zmiksować z olejem i miodem na gładką pastę. Ja użyłam ręcznego miksera i niestety co jakiś czas musiałam robić przerwy, żeby zeskrobać nasionka z miksera i ze ścianek naczynia. Poza tym mikser trochę się grzał, więc dawałam mu odpocząć. Trud się opłacił, pasta jest pyszna! Jeśli jednak nie macie ochoty bawić się w domową produkcję to pastę tahini o bardzo dobrym składzie kupicie w każdym większym markecie.

Codzienna owsianka. Te dziwne suszone owoce to morwa biała. Smakuje jak krówka :)

SMACZNEGO!