
Bez weny, bez nadęcia i bez zbędnych fajerwerków dzielę się dziś naszym ostatnim obiadem. Jest bardzo prosty i szybki, dzięki czemu ratuje skórę w środku zabieganego tygodnia po powrocie z pracy. W tym daniu nie ma nic niezwykłego, ot zwykła ryba z patelni z jakimś tam sosem. Ale czy taki stosik rumianych rybek przetkany gdzieniegdzie żółciutką cytryną i soczyście zieloną natką na Waszym stole nie ucieszyłby oka?
Polecam wypróbować śledzie z moim sosem. nabierają wtedy całkiem innego i zupełnie nie "rybiego" charakterku.
Jak to zrobić:
- 1 kg świeżych tuszek śledziowych (do kupienia w Biedronce)
 
- 2 jajka
 
- chlust mleka
 
- bułka tarka
 
- sól i pieprz
 
na sos:
- sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
 
- 1/3 szklanki oliwy z oliwek
 
- sól
 
- 1/2 świeżej papryczki chilli
 
- 1 ząbek czosnku
 
- 1 łyżeczka posiekanej natki
 
Jajka rozbełtać z mlekiem i posolić. Obtaczać tuszki w jajku, potem w bułce i smażyć na rozgrzanym oleju. Usmażone tuszki odsączyć na papierowym ręczniku. W misce dokładnie wymieszać oliwę z sokiem z cytryny i solą. Dodać posiekane chilli i ząbek czosnku oraz natkę. Wymieszać.
 
SMACZNEGO! 
 
 
 
Wygląda pysznie :)
OdpowiedzUsuńWow ale fajne trzeba spróbować.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! świeże śledzie są wyjątkowo niedoceniane, a mają pod sobą wszystkie łososie i inne węgorze razem wzięte! :)
UsuńDlaczego ostatni obiadek?
OdpowiedzUsuńOstatni, w sensie ostatnio zjedzony :)
Usuń